Czy możliwe jest scalenie Polski?
Na szczęście mamy już za sobą emocje wyborcze. Ten potworny maraton trwał zbyt długo. Termin wyborów został przesunięty o dwa miesiące, aby można go było ogłosić, potrzebne stało się pokonanie absurdalnych przeszkód: tajemniczej rewolty Jarosława Gowina, wszelkiego typu zagrywek marszałka Senatu w postaci zabójczych kopert, podmianki kandydata KO Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na Rafała Trzaskowskiego. Groził nam paraliż państwa. Kadencja prezydenta kończy się bowiem 6 sierpnia i do tego czasu powinno się wybrać prezydenta na dalszych pięć lat. Padały nawet absurdalne propozycje, aby przez ileś miesięcy władzę prezydencką sprawował Tomasz Grodzki.
Na szczęście tym absurdom zdołano zapobiec i do urn poszliśmy 28 czerwca. Niestety, pierwsza tura nie rozstrzygnęła wyników. Andrzej Duda nadal musiał rywalizować ze swoim konkurentem. Do ostatniej chwili zagrażał nam scenariusz powrotu sprawowania władzy w duchu Platformy, którą dokładnie pamiętamy sprzed pięciu lat. Sytuację po pierwszej turze wyborów oddaje wpis jednego użytkownika, który napisał na Twitterze: „Mnie smuci, że Andrzej Duda człowiek wielkiego formatu, osoba wrażliwa, szczera, otwarta i sprawna przez pięć lat pracowitej kadencji musi żebrać o poparcie u ludzi, którym zwrócił honor i wyciągnął z nędzy, bo jakiś łotrzyk, pusty goguś, Apollo kamieni kupy chce być prezydentem”.
Jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej rosło poparcie dla Rafała Trzaskowskiego. Wszedł do gry, wówczas, gdy inni kandydaci mogli już być zmęczeni wielomiesięczną walką polityczną. Był elementem świeżości, czegoś nowego, a to zawsze nęci pewną grupę ludzi. Nie liczyły się jego antyrządy w Warszawie, nie pamiętano mu przynależności partyjnej i jego kariery politycznej. Wielu jawił się jako odważny europejski, postępowy samorządowiec. W rzeczywistości schował gdzieś głęboko fakt, że jest wiceszefem Platformy. Ten szyld mu wyraźnie uwierał. Nie przeszkadzały jego liczne wpadki – utrata pamięci, że był posłem i jak głosował w sprawie obniżenia wieku emerytalnego, podobały się jego zapowiedzi wypalania gorącym żelazem wszystkiego co się kojarzy z PiS-em. Jego zwolennicy bezkrytycznie go popierali, krzycząc „mamy dość”, tylko czego - nie precyzowali. Nie trafiała do nich argumentacja, że w wypadku prezydentury Trzaskowskiego grozi nam paraliż państwa. Przez liczne weta, które by stosował, nie można by sprawnie kierować Polską i w końcu doprowadziło by to do przedwczesnych wyborów parlamentarnych. A taki był plan PO.
W wielu wypadkach kampanią Trzaskowskiego kierowały media. Niszczyły wizerunek Andrzeja Dudy, kreując go na obrońcę pedofila, homofoba, człowieka pełnego nienawiści. Niemiecki „Fakt” posunął się w swojej kreacji wydawałoby się, że do absurdu, zamieszczając na okładce zdjęcie prezydenta z napisem na jego wizerunku praktyk pedofila. Na nic zdały się tłumaczenia, że prawo łaski nie zmazało winy pedofila, ale dotyczyło jedynie zakazu zbliżania się do jego rodziny, która prosiła o zdjęcie tego zakazu. Ustawicznie powtarzano, że prezydent ułaskawił pedofila. I takie przesłanie poszło w Polskę. Wyrywano słowa z kontekstu wypowiedzi i kreowano nieprawdziwy przekaz, że Andrzej Duda homoseksualistów nie uważa za ludzi. W rzeczywistości chodziło o ideologię LGBT. Poprzez manipulację jego słowami, zaliczono go do grona antyszcepionkowców itd. itp.
Tamtej stronie wszystko uchodziło na sucho: gejzery deszczowego szamba zalewające stolicę, fekalia wdzierające się do domów na Saskiej Kępie, wypadki autobusowe spowodowane przez kierowców-narkomanów. On w swoim krzywym uśmiechu nadal budował wizerunek człowieka konsolidacyjnego, empatycznego, wyciągającego dłoń do przeciwników, budującego jedność Polski. Wydawało się, że na takie bzdury mogą się załapać chyba przybysze z Marsa, a nie Polacy. Okazało się, że z przyjemnością łykali te kłamstwa, fałszywe obietnice i traktowali wybory prezydenckie jak plebiscyt na idola piosenki. Dziewczyna zapytana przez reportera na kogo głosowała, z mocą odpowiedziała, że na Trzaskowskiego, a na pytanie dlaczego, padła odpowiedź, bo znajomi tak głosowali. Taki jest poziom wielu młodych, którzy wybrali sobie nowego idola, bo ma więcej głosów na głowie, bo jest młody (w rzeczywistości to Andrzej Duda jest od niego młodszy o sześć miesięcy), bo jest wyższy i tym podobne brednie.
Niepokojący jest trend młodych ludzi, prowadzący ich drogą Zachodu, akceptacji wszystkich lewicowych postulatów: aborcji, eutanazji, ruchów LGBT, przyjmowania emigrantów. Oni chcą być otwarci, tolerancyjni, prozachodni, mają dość tradycji, patriotyzmu, religii. Łykają jak gęsi wszystkie „postępowe” hasła i nie zagłębiają się w ich treść. Czyżby Polska traciła swoją chrześcijańską tożsamość i szybkim krokiem szła drogą Irlandii? Ich mentorami są media lewicowo-liberalne finansowane przez obcy kapitał. Dlatego tak palącą sprawą jest repolonizacja mediów. Rząd jak najszybciej powinien się za to zabrać, a nie wspierać „Polityki”, „Rzeczpospolitej” zamieszczając u nich ogłoszenia państwowe. One skrzętnie je drukują, aby na kolejnej stronie dokonywać napaści na rząd i na prezydenta. Prawdziwa aberracja, z którą trzeba jak najszybciej skończyć.
Czy możliwe jest zakopanie podziałów wśród Polaków, które doszło już do zenitu? Zastanówmy się, jak można scalić dobro ze złem, negację wszystkiego z budową spokojnej przyszłości, jak można pogodzić niszczenie tradycji, korzeni chrześcijańskich z ideologią gender. To są dwa światy, a jedyny apel do nas, który można zrealizować, to szacunek z jakim powinniśmy się do siebie odnosić. Każdy ma prawo do różnych poglądów tylko nie do szerzenia ich ekspansji.
A teraz z pomocą Bożą cieszmy się ze zwycięstwa Andrzeja Dudy, który dzięki morderczej pracy i wytrwałości wywalczył zwycięstwo. Przez kolejne pięć lat możemy być spokojni o naszą przyszłość i przyszłość naszej ojczyzny.
Iwona Galińska
Źródło: Iwona Galińska