Odeszła Lidia Lwow-Eberle - narzeczona "Łupaszki"
Wczoraj na warszawskich Powązkach Wojskowych pożegnaliśmy Lidię Lwow-Eberle jedną z ostatnich Żołnierzy Wyklętych. Była postacią szczególnie bliską dla tych, którzy kultywują pamięć o polskim podziemiu. Była jednym z pierwszych „odkrytych” prze środowisko warszawskiego NSZ, a potem Fundację Pamiętamy Grzegorza Wąsowskiego na początku lat 90-tych. Wywodziła się z Wileńskiej Brygady AK i była narzeczoną legendarnego „Łupaszki” mjr. Zygmunta Szendzielarza. Od samego początku związana z 5 brygadą charyzmatycznym oddziałem, ale nazywanym także Brygadą Śmierci.
Lidia Lwow zawsze była blisko ze swoim dowódcą. Początkowo jako żołnierz, a po śmierci żony dowódcy, stała się jego wybranką serca. Była jego narzeczoną przez pięć lat. Zostali razem aresztowani w Osielcu k. Makowa Podhalańskiego 26 czerwca 1948 r. On został skazany na karę śmierci, ona dostała dożywocie, wyszła dopiero w listopadzie 1956 r. Przed egzekucją „Lupaszki” przyobiecano im, że zezwolą na ich ślub w celi śmierci przy Rakowieckiej. Oczywiście danego słowa nie dotrzymano.
Lidia Lwow była rosyjską księżną, której rodzina uciekła do Polski w 1921 r. Urodziła się 14 listopada 1920 r. w miejscowości Plos nad Wołgą. Jej ojciec był agronomem. Musieli uciekać przed bolszewikami. Ukończyła gimnazjum w Święcianach. Studiowała prawo na uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, malowała. Podczas wojny pracowała jako nauczycielka. Rosjanka, której rodzina uciekła przed bolszewikami do międzywojennej Polski. Ona tę Polskę później wybrała i ją pokochała.
Z partyzantką związała się już od 1943 r. Najpierw była w oddziale Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”, a gdy oddział ten został podstępnie rozbrojony i częściowo wymordowany przez sowiecką brygadę, dołączyła do oddziału mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.
Przeżyła bardzo dużo ciężkich chwil, ale nigdy się nie skarżyła, nie epatowała swoim „wyklętym” losem. Gdy siedziała półtora roku w więziennej izolatce w Inowrocławiu, straciła wiarę, przestała wierzyć w Boga. Wtedy załamała się. Później pozbierała się, odzyskała wiarę, której nie opuściła aż do śmierci. Działała zgodnie z ostatnimi słowami swego narzeczonego, z którym rozmawiała przed jego egzekucją. Powiedział jej: „Masz wyjść za mąż, masz mieć rodzinę, musisz się uczyć”. To był jego testament skierowany do niej. Po wojnie skończyła studia na archeologii, żyła aktywnie. Wyszła za mąż. Urodziła córkę. Realizowała swoje pasje. Zajmowała się historią garbarstwa, historią wykorzystania skóry w rzemiośle. Właściwie z tej dziedziny powołała muzeum. Do dziś z jej dorobku korzystają naukowcy z całego świata.
Takie postacie jak Szendzielarz, Lidia Lwow obalają forsowany przez niektóre środowiska mit, że Żołnierze Wykleci to ludzie prymitywni, niewykształceni. Ich kadra dowódcza była elitą. Oczywiście czas okrucieństwa wojny, potem proces sowieckiego zniewolenia, masowe egzekucje, zwiększyły brutalizację życia. Nie wszyscy mogli znieść ten ciężar. Zdarzały się załamania nerwowe, a nawet samobójstwa. Wielu żołnierzy do końca swoich dni żyło pod przybranymi nazwiskami, nawet żonom i dzieciom nie opowiadali swoich historii.
Pani Lidia była człowiekiem dużego formatu, dużej klasy, świadoma swoich wyborów. Gdy zlikwidowano oddział „Kmicica”, mogła wyjść z partyzantki, ale ona do końca pozostała wierna swoim ideałom. Nawet w więzieniu chciała poszerzać swoją wiedzę. Uczyła się od współwięźniarek języków obcych. Nie chciała tracić czasu. Pozostała ciekawa świata.
Ludzie, którzy ją znali zwracają uwagę na jej wielki spokój. Nie widzieli jej zdenerwowanej. Potrafiła ukryć swoje emocje. Nie okazywała humorów. Potrafiła zawsze zachować klasę. Była człowiekiem aktywnym, zawsze działającym dla świętej sprawy. Wyznawała zasadę – nigdy nie należy się poddawać, zawsze trzeba dążyć do celu. Lidia Lwow pozostawała wrażliwa na krzywdę ludzką. Opiekowała się wieloma ludźmi, kobietami, które utraciły mężów w więzieniach komunistycznych, jak i młodymi ludźmi z domów dziecka. W okresie Solidarności, gdy pojawiła się możliwość szukania prawdy o Żołnierzach Wyklętych, w jej mieszkaniu gromadziły się rodziny żołnierzy z Brygad Wileńskich. Zaczęli się spotykać byli więźniowie. Zbierano informacje, tworzono pierwsze listy pomordowanych i ich rodzin. Do tej pory ludzie ci wiedzieli jedynie tyle, że ich bliscy zginęli, ale nie znali bliższych szczegółów.
Mówi się, że Lidia Lwow miała cztery życia. Jedno do wojny, drugie to okupacja, trzecie po wojnie w więzieniu i czwarte po wyjściu na wolność. Zawsze była wierna wyznawanym wartościom, swoim pasjom, swoim postawom, swojemu patriotyzmowi. Potrafiła się dzielić tym, co miała. Uważała, że jej życie składało się zawsze ze świadomych wyborów.
Taka pozostanie w naszej pamięci. Cześć i chwała Bohaterom!
Iwona Galińska
Źródło: redakcja