COVID-19 i spryskiwanie miast. Wielki teatr dla ludu?

0
0
0
/ źródło: Pixabay

Pandemia koronawirusa oddziaływała na zbiorową wyobraźnię przez sugestywne obrazy, jak ciężarówki pełne zwłok z Bergamo czy spryskiwanie miast środkiem dezynfekującym. Wszystkie miały jeden cel: przestraszyć i skłonić w zasadzie całą ludzkość do przestrzegania obostrzeń narzucanych przez rządy. W jednym ze swoich artykułów na Prawym już rozprawiłem się z mitem ciężarówek. Teraz chciałbym zająć się spryskiwaniem miast.

Kiedy w Europie jeszcze nie występowały przypadki COVID-19, albo przynajmniej nie były nagłaśniane, a z Chin docierały pierwsze sygnały nowej epidemii, media obiegły zdjęcia opustoszałych miast i ludzi w białych kombinezonach spryskujących ulice, przystanki, chodniki. Mogliśmy obserwować, jak setki tysięcy litrów płynu odkażającego idzie na zabicie niewidzialnego wroga, a mieszkańcy chowają się w domach w przestrachu przed śmiercionośną chorobą. Tym samym w świat szedł przekaz, że to, co do tej było swojskie, jak droga do pracy, stało się przerażającym zagrożeniem. Proste czynności, jak otwieranie drzwi, okazało się nagle czymś, czego należy się bać.

Tymczasem dzisiaj wiemy, że działania te były zupełnie niepotrzebne, a wirus, choć może pozostawać na różnych powierzchniach, zaraża bardzo rzadko tą drogą. Warto jednak pamiętać, jak przedstawiano tę rzecz wcześniej.

Pod koniec marca zeszłego roku, badania laboratoryjne wykazały, że koronawirus SARS-CoV-2 może utrzymywać się na sztucznej powierzchni i stali nierdzewnej nawet kilka dni. To wywołało zaskakujące nagłówki gazet i mnóstwo porad, jak odkażać wszystko, od klamek po artykuły spożywcze. Wydawało się również, że potwierdzają się wytyczne wydane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) w lutym, że wirus powodujący COVID-19 może rozprzestrzeniać się przez zanieczyszczone powierzchnie.

Do maja WHO i agencje zdrowia na całym świecie zalecały, aby ludzie w zwykłych środowiskach społecznych - domach, autobusach, kościołach, szkołach i sklepach - czyścili i dezynfekowali powierzchnie, zwłaszcza te, które są często dotykane. Fabryki środków dezynfekujących pracowały przez całą dobę, aby nadążyć za dużym popytem.

Ale Goldman, mikrobiolog z Rutgers New Jersey Medical School w Newark, postanowił przyjrzeć się bliżej dowodom dotyczącym tej kwestii (tzw. fomites). Odkrył, że niewiele było dowodów na poparcie pomysłu, że SARS-CoV-2 przenosi się z jednej osoby na drugą przez zanieczyszczone powierzchnie. W lipcu napisał trafny komentarz dla The Lancet Infectious Diseases, argumentując, że powierzchnie stwarzają stosunkowo niewielkie ryzyko przeniesienia wirusa. Od tego czasu jego przekonanie tylko się wzmocniło, a Goldman już dawno porzucił rękawiczki.

Wielu innych doszło do podobnych wniosków. W rzeczywistości Amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) wyjaśniły swoje wytyczne dotyczące przenoszenia wirusa przez powierzchnie w maju, stwierdzając, że ta droga „nie jest uważana za główną drogę rozprzestrzeniania się wirusa”. Obecnie stwierdza się, że przenoszenie się przez powierzchnie „nie jest uważane za powszechny sposób rozprzestrzeniania się COVID-19”.

W miarę gromadzenia dowodów w trakcie pandemii zmieniła się wiedza naukowa na temat wirusa. Wszystkie badania wskazują na większość transmisji zachodzących w wyniku wydalania przez zakażonych ludzi dużych kropelek i małych cząstek zwanych aerozolami, kiedy kaszlą, mówią lub oddychają. Mogą być bezpośrednio wdychane przez osoby znajdujące się w pobliżu. Uważa się, że transmisja powierzchniowa, chociaż możliwa, nie stanowi znaczącego ryzyka.

Ale łatwiej jest wyczyścić powierzchnie niż poprawić wentylację - zwłaszcza zimą - a konsumenci zaczęli oczekiwać dezynfekcji. Oznacza to, że rządy, firmy i osoby prywatne nadal inwestują ogromne ilości czasu i pieniędzy w starania o dokładne sprzątanie. Do końca 2020 roku światowa sprzedaż środków do dezynfekcji powierzchni wyniosła 4,5 miliarda USD, co stanowi wzrost o ponad 30% w porównaniu z rokiem poprzednim.

Eksperci twierdzą, że warto zalecać mycie rąk, ale niektórzy badacze sprzeciwiają się skupianiu się na powierzchniach. W grudniu inżynier Linsey Marr z Virginia Tech w Blacksburgu był współautorem artykułu dla The Washington Post, w którym błagał ludzi o mniejszy nacisk na dezynfekcję. „Stało się jasne, że przenoszenie poprzez wdychanie aerozoli - mikroskopijnych kropelek - jest ważnym, jeśli nie dominującym sposobem przenoszenia”, mówi Marr, który bada przenoszenie chorób drogą powietrzną. Nadmierna dbałość o to, by powierzchnie były nieskazitelne, pochłania ograniczony czas i zasoby, które lepiej byłoby przeznaczyć na wentylację lub odkażanie powietrza, którym oddychają ludzie.

Magazyn Nature i wiele innych czasopism naukowych odrzuca obecnie, lub znacznie minimalizuje, zagrożenie ze strony wirusa pozostającego na powierzchni różnych przedmiotów. Co znamienne, mimo to polityka rządów i firm nie wydaje się przez to zbytnio zmieniać. Tłumaczy się to tym, że ludzie „przyzwyczaili się” do tego i sami tego wymagają. Pytanie tylko, czemu służą te wszystkie działania – czy realnej ochronie zdrowia ludzi, czy jedynie pokazaniu, że trwa pandemia, a władza z nią skutecznie walczy?

Głos nauki nie ma znaczenia, skoro działania odpowiednich służb za nim nie idą. Dlaczego więc Chiny dezynfekowały ulice, a po nim kolejne państwa? Czy naprawdę eksperci spodziewali się, że to przyniesie rezultaty? Czy też chodziło o wywołanie paniki i pokazanie, jak rządzy kontrolują sytuację?

 

 

Nowa książka Christophera Klinsky’iego pt. „Szczepionka na koronawirusa – zagrożenie dla

ludzkości?” do kupienia na stronie Polskiej Księgarni Narodowej:

 

https://polskaksiegarnianarodowa.pl/pl/p/Szczepionka-na-koronawirusa-zagrozenie-dla-ludzkosci/1847

 

Źródło: Nature

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną