W przededniu 'bratniej pomocy'?
Ledwo tylko żydowska Liga Antydefamacyjna, zainspirowana skrzydlatymi wieściami, jakoby mianowany na ministra obrony w rządzie Beaty Szydło Antoni Macierewicz „dopuszczał” autentyczność „Protokołów mędrców Syjonu”, zażądała jego natychmiastowego odwołania, a już żydokomuna w naszym nieszczęśliwym kraju utworzyła Komitet Obrony Demokracji.
Widać gołym okiem, że żydokomuna nawiązuje do metod sprawdzonych w okresie stalinowskim i później. Jeśli partia chciała kogoś zgubić, albo przynajmniej – zdyffamować – ale przy okazji zależało jej na wrażeniu, że inspiracja nie wyszła od UB, czy Sowieciarzy - to obstalowywała u jakiegoś Żyda z „Morning Star”, czy innej „L`Humanite” publikację, że „cały świat” aż „trzęsie się z oburzenia” na widok „wstecznictwa”, czy „reakcyjności” osób, czy środowisk wyznaczonych do ostrzału – no i w ogóle – „aj waj, gewałt”!
Taki obstalunek nie nastręczał żadnych trudności, ponieważ Żydzi zamieszkiwali po obydwu stronach żelaznej kurtyny i żeby biznes sze kręczył, potrafili zarabiać na usługach zarówno dla jednej, jak i drugiej strony, podobnie jak familia państwa Kurskich przezornie obstawia wszystkie kierunki polityczne, dzięki czemu zawsze jest wygrana: „Siostra jest panną (mój ty Boże...), zna stenografię, bardzo miła, ale sub rosa trzeba to rzec, że troszkę się zrenegaciła: nie znosi Polski faszystowskiej, cekawistyczny głosi przełom! Za to jej zrobił Niedziałkowski bufet z koncesją w „Ateneum”. Stryjcio – ludowiec, sprytny wałkoń...” - i tak dalej.
Trochę to proroctwo nieostre, ale nie ma co grymasić, bo przecież Gałczyńskiego te proroctwa wspierały grubo przed wojną! Zresztą – mniejsza z tym; co za różnica – siostra, czy brat?
No więc kiedy taki Żyd napisał na obstalunek w „Morning Star, czy innej „L`Humanite” zamówione pensum, zaraz przedrukowywała to „Trybuna Ludu”, tym razem już okraszając rzecz komentarzem jakiegoś Żyda miejscowego, czyli polarnego, no a wtedy z nagonką ruszała cała sfora, podnosząc jazgot całkiem podobny do tego, jaki rozległ się po nominacji złowrogiego Antoniego Macierewicza.
Jeśli mobilizacja obejmowała wszystkich tajnych współpracowników, to odzywali się nawet ojcowie świętych rodzin, których potomstwo nadal służy - jak nie w Platformie Obywatelskiej, to u pana redaktora Michnika – oczywiście jak zwykle in odore sanctitatis.
Zatem kiedy tylko żydowska Liga Antydefamacyjna zażądała odwołania złowrogiego Antoniego Macierewicza, któremu pan redaktor Michnik najwyraźniej nie może darować, że też zajrzał za kulisy demokratycznej fasady, dzięki czemu mógł się przekonać, jak autorytetom moralnym III Rzeczypospolitej straszliwie śmierdzi z tyłków, więc ich patetyczne deklamacje nie robią na nim żadnego wrażenia – natychmiast odezwały się nożyce i w naszym nieszczęśliwym kraju jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zawiązał się płomienny Komitet Obrony Demokracji.
Podobno założył go pan Mateusz Kijowski – bo to zawsze trochę lepiej wygląda, gdy na fasadzie przedsięwzięcia postawi się jakiegoś szabesgoja – a pan Kijowski – jeśli to jest ta sama osoba – najwyraźniej chciałby zdobyć sławę, niechby nawet herostratesową. Któregoś dnia założył spódnicę wygłaszając przy tym deklarację, że jeśli spódnica stanowi zaproszenie do gwałtu, to on właśnie zaprasza. Obawiam się wszelako, że z jego zaproszenia nikt nie skorzystał, bo nawet na fotografii widać, że spódnica była nieświeża, więc cóż dopiero mogło kryć się pod spodem? Wizja bakcyli wielkości chrabąszczy z pewnością ostudziłaby zapały nawet najbardziej zapamiętałego sodomity w rodzaju pana prezydenta Biedronia, dzięki czemu pan Kijowski mógł zachować pierwotną niewinność i poświęcić się obronie demokracji.
Ale za fasadą aż się roi od filutów, co to i za pierwszej i za drugiej komuny z niejednego komina wygartywali. Kogóż tam widzimy? Ano pani Monika Płatek, co to kolaboruje z żydowskim finansowym grandziarzem, mającym ambicję przerobienia całego świata we wspólną oborę, gdzie na nawozie historii będą rosły fortuny starszych i mądrzejszych. W ramach tej kolaboracji pani Płatek, wykorzystując pracowicie uciułane naukowe tytuły, zajmuje się duraczeniem łatwowiernych tubylców feminizmem, genderactwem i temu podobnymi wynalazkami, no a teraz, skoro ze strony starszych i mądrzejszych już padł taki rozkaz - „broni demokracji”. Powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – czegóż można chcieć więcej od pani Moniki Płatek?
Demokracji broni również pan Jarosław J. Szczepański, do 2014 roku przewodniczący polskiej loży żydowskiego Zakonu Synów Przymierza, co to za punkt honoru stawia sobie doprowadzenie do zadośćuczynienia przez Polskę żydowskim roszczeniom majątkowym, w następstwie czego Żydzi staliby się w Polsce środowiskiem dominującym ekonomicznie, zyskując status szlachty czyli Herrenvolku i spychając mniej wartościowy naród tubylczy do rangi narodu drugiej kategorii.
Jakże tedy mogłoby w takim towarzystwie zabraknąć pana Jana Hartmana, zażywającego reputacji filozofa? Próbował wkręcić się („owsik mały, pełen chęci, tu się wkręci, tam się wkręci...”) a to do ruchu filozofa biłgorajskiego, a to tu, a to tam - ale o ile pan prof. Hartman próbuje się wkręcać, to pan Jarosław Lipszyc wygląda na reprezentanta żydokomuny, z uwagi choćby na zaangażowanie w „Krytyce Politycznej”, będącej współczesną odmianą „Nowych Dróg”, w których za pierwszej komuny przodkowie dzisiejszych demokratów kombinowali, jakby tu wydymać mniej wartościowy naród tubylczy po marksistowsku-leninowsku.
Do tego towarzystwa dołączyła Jabłoneczka, czyli pani Anna Applebaum. W jej przypadku zaangażowanie w obronie demokracji jest zrozumiałe, jeśli się zważy, jakie alimenty musiał stracić książę-małżonek, przyłapany przez spiskujących kelnerów na intymnych wynurzeniach o robieniu laski prezydentowi Obamie. Na wszelki tedy wypadek on będzie wykładał w Harvardzie, podczas gdy pani Anna będzie pilnowała interesu tutaj, bo czegóż bronić na tym świecie pełnym złości, jak nie demokracji in partibus infidelium?
Jest tam jeszcze wielu innych obrońców drobniejszego płazu, ale nawet i bez nich, gdyby tylko ścisłe kierownictwo, wzorem Vasila Bilaka, poprosiło Unię Europejską o udzielenie naszemu nieszczęśliwemu krajowi bratniej pomocy gwoli obrony demokracji, to jestem pewien, że ani Nasza Złota Pani, ani francuski safanduła nie pozostaliby na takie wołanie serca gorejącego obojętni.
Taką możliwość przewiduje zresztą ratyfikowany 10 października 2009 roku przez pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego traktat lizboński, nazywając to „klauzulą solidarności”. W takiej sytuacji nowy, już bez wątpienia demokratyczny rząd, pod dyktando Ligi Antydefamacyjnej w podskokach spełniłby wszystkie żydowskie roszczenia – bo czyż w przeciwnym razie żydokomuna tak by się wedle obrony demokracji w Polsce uwijała?
Przeczytaj także: Komitet Obrony Demokracji już łamie demokrację >>
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl