Paragon grozy – nie mamy kasy nie żremy na mieście, czyli przypadki zapomnianej celebrytki (FELIETON)

0
0
0
fot. Wikimedia.org
fot. Wikimedia.org /

Dorota Zawadzka to (jak najbardziej słusznie) zapomniana „gwiazda” Tusk Vision Network. Kobieta o inteligencji równie wysokiej i bezobjawowej, jak w przypadku poślic: Biejat, Szlezwig-Holsztajn, myszki agresorki, czy biseksualno-tęczowo-koszernej posłanko-rzeczniki Żukowskiej. A w świecie szeroko rozumianej przyrody niczym pantofelek, albo inna rozwielitka pchłowata.

Kobita kiedyś była znana z tego, że była znana. Z nikomu niepotrzebnej psycholog stała się ekspertem (a nawet ekspertką) wyżej wymienionej stacji od wychowania dzieci. Cóż swoich sama wychować nie potrafiła synka, który był oskarżany o gwałt. Zresztą po jej rozwodzie obaj synowie zadeklarowali mieszkanie z ojcem, a nie z robiącą za psychologiczną gwiazdę mamuśką. O której też się mówi dla kasy potrafiła zrobić wszystko. Nawet zareklamować margarynę, jako najlepszą dla dzieci. Cóż kasa nie śmierdzi, a skrajna pazerność to stan umysłu (no chyba, że jak twierdzą złośliwi geny). Teraz Dorota Zawadzka ogłosiła, że jest przerażona cenami w restauracji (ach to etniczne zamiłowanie do forsy). Na dowód pokazała paragon. Tylko że w restauracji w której nie była, a paragon był jej znajomego. W efekcie okrutni, (jak to zwykle antysemiccy polscy) internauci, zamiast współczuć... szydzą z kobity.

Przerażona ceną z knajpy w której nie była

Dorota Zawadzka opublikowała na swoim twitterze zdjęcie paragonu, który podesłał jej znajomy. Ogłaszając, że nie wierzyła, że tyle teraz kosztuje posiłek dla jednej osoby. „Znajomy podesłał. Warszawskie śniadanie dla jednej osoby. Druga ciastko i kawa. Przegięcie! Kiedyś to obiad dla dwóch osób chyba”? - skomentowała pod zdjęciem paragonu na zawrotną kwotę 90 złotych. Cóż po pierwsze nie dla jednej osoby tylko dwie, po drugie jak się nie ma miedzi to się w domu na d...pie siedzi, czyli nie masz kasy nie żryj na mieście. A po trzecie istnieje coś takiego jak menu z cenami. Chyba, że ktoś jest dzieckiem współczesnej edukacji, w efekcie czego nie umie czytać i liczyć. Cóż pani Zawadzka jak donosi niezawodna „Gazeta Wyborcza” – „Jednak zamiast współczucia, spadły na nią gromy”. Oczywiście niesłusznie. I współczucie za co? Za czyjś paragon?

Aj waj paragon grozy

Wśród zamówionych pozycji znalazły się między innymi dwie kawy. Jedna za dziewięć, a druga za  dwanaście złotych, herbata za dziesięć złotych oraz sok wyciskany pomarańczowy w cenie piętnastu złotych. A więc jak możemy policzyć te cztery pozycje będące napojami wyniosły łącznie 46 złotych. Do tego jajecznica z dwóch jajek za piętnaście złotych. Do tego doszło dodatkowe jajko za trzy i pół złotego, cebulka za trzy złote i szynka za pięć złotych. Tak więc jajecznica wyniosła łącznie 26,5 złotych. Oprócz tego zamówiono malinowego croissanta za siedem złotych, pięćdziesiąt groszy. Z dodatków był miód za dwa złote i plasterek cytryny za pięćdziesiąt groszy. Do tego został naliczony serwis o wartości dziesięciu procent od kwoty zamówienia – wyszło tego niewiele ponad osiem złotych. To ostatnie sam uważam za przegięcie, ponieważ serwis nie powinien być liczony oddzielnie, ale już wcześniej wliczony w cenę, tudzież odjęty od marży. A osiem złotych za usmażenie jajek i podanie śniadania to tanio nie jest. Cóż każdy liczy jak może. Razem goście zapłacili niecałe 90,75 zł (słownie dziewięćdziesiąt złotych i siedemdziesiąt pięć groszy). Co jest kwotą sporą, ale nie w knajpie w Warszawce. Ponieważ to było śniadanie w Stolnicy zwanej stolicą, w związku z czym jest drożej niż w innych częściach Polski.

Kto ma oczy ten widzi menu

Jak zwracają uwagę komentujący – W restauracji jest taka rzecz, która nazywa się menu. Tam są takie cyferki i liczby. Można sobie obejrzeć i dodać przed złożeniem zamówienia. Dodając przy tym, że „żadna z cen na paragonie, z osobna nie wydała mi się ekstremalna”. I komentując że ekstremalnie głupie wydaje mi się niesprawdzanie cen przed zamówieniem, a jeden z komentujących  nawet się tym pochwalił, a także niezrozumienie wobec tego, że knajpa to nie jest instytucja charytatywna. I ma swoje koszty. Od czynszu począwszy, przez opłaty i podatki, a na pracownikach skończywszy. I oczywistym jest, że w niektórych klientowi nie podoba cena, albo menu, ale wtedy się do nich nie chodzi, a nie wypisuję publicznie bzdury. Poza tym jest wolny wybór – można iść do knajpy, albo nie iść. Nikt nie zmusza.

Towarzyszce Zawadzkiej ewidentnie na starość coś się stało z głową. Próbuje się udzielać na każdy temat. I na każdy nie ma nic do powiedzenia. Cóż taki żywot autorytetów TVN.

 

Piotr Stępień

Źródło: PS

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną