Heksameron: KATECHEZA 4

0
0
0
/

Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nazwał nocą.

 

 

I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.

 

„Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty…” – Maria Magdalena nie rozpoznaje Jezusa, bo jeszcze dla niej jest ciemno.

 

Dla nas… jako dla ziemi bezładnej, chaotycznej, bezludnej jeszcze nie ma światła. Przeżywamy nasze osobiste nawrócenie, ale czujemy się w tym pogubieni, słabi i mało widzimy. Spokojnie. Właśnie dobrze że tak jest! Człowiek pogubiony i zaciemniony, to ten, który nie bawi się w Pana Boga, ale daje się Jemu poprowadzić.

Jeśli chcesz zaczynać swój rozwój duchowy od swoich tzw. mocnych stron, to znaczy, że wcale nie chcesz go zacząć, to pułapka pychy.

 

Chcesz zaczynać wchodzić w głęboką relację z Bogiem od pokazywania Mu swoich zalet na przykład podczas Spowiedzi Świętej? Hmmm… tak już się jeden modlił przed Panem… pamiętasz?

 

Jeśli akceptujesz swoją słabość, widzisz już w jakiej żyjesz ciemności i chaosie… Właśnie w takim momencie Bóg ma szansę oświetlić Ci twoje wnętrze, które oddajesz Mu w opiekę jak dziecko przytula się do rodzica, gdy nie rozumie, co się dzieje…

 

Bóg stwarza światło i ono naprawdę jest stwarzane dla Ciebie przez Boga w Tobie!!! Nie rezygnuj! Bóg zawsze to światło daje, bo specjalnie dla Ciebie je stworzył, nawet jeśli, jak Maria Magdalena na początku w ciemności tego nie rozpoznajesz /ona pomyliła Jezusa z ogrodnikiem!/.

 

Co zaczynasz dostrzegać w świetle, które Bóg stwarza dla Ciebie w Tobie? To bardzo ważne i bardzo podstawowe pytanie!

 

Jeśli masz za sobą wiele rozbałaganionych spraw, to nie naprawiaj od razu wszystkiego wstecz! To niemożliwe! Trzeba zobaczyć najpierw proste, jasne, oczywiste rzeczy.
Jeśli jest kryzys małżeński, to należy zacząć od rzeczy fundamentalnych, oczywistych, np. spędzić razem wspólnie czas! Odczytać wolę Boga w prostych, naprawdę prostych, zwyczajnych rzeczach!

 

Inny przykład: Jeśli chodzi o Twoje ciało: zobacz te małe rzeczy, czy po prostu odpowiednio dbasz o siebie, wysypiasz się wystarczająco, odżywiasz się z odpowiednim dla Ciebie umiarem itd.

 

W rozwoju duchowym nie trzeba szukać wielkich emocji, silnych uczuć, bo jeśli na tym chcemy oprzeć nasz rozwój duchowy, to szybko się pogubimy, nie w tym należy szukać światła Ducha Świętego, ale w lekkim powiewie – o czym będzie później!

 

Jeśli mamy złe nawyki, np. nasze emocje przyzwyczajone są silnie do obgadywania innych, to nie damy rady oduczyć się tego w jeden dzień, tak jak ciężko w jeden dzień przejść na całkowicie inną dietę, niż stosowaną latami! To samo w życiu duchowym. Przyglądanie się swoim pragnieniom, potrzebom, odpowiednie dbanie o siebie, o czas z najbliższymi itd. to są proste, codzienne rzeczy, ale zobacz jaki mają one realny wpływ, na to, do czego zostałeś stworzony: na relacje Miłości z osobami.

 

Rzeczy proste i jasne: takie jak regularna modlitwa, ale naprawdę regularna, codzienna! Niech będzie nawet krótka, ale naprawdę codzienna, odpowiednio kierowana godnie do Boga! Rozmowa z Nim realna, a nie z bólem spełniony obowiązek.

 

Rzeczy oczywiste, takie jak dzień i noc są niesłychanie ważne i celowe. Dzień jest do działania, a noc do wypoczynku… a czasem do zawieszenia działania, a niedziałanie też jest ważnym działaniem.

 

Św. Ambroży mówi tak:


Św. Ambroży: „dzień rozpoczyna się od światła i światłem się kończy. Nie jest bowiem czas ani dnia ani nocy zupełny, gdy nie jest on doskonały. To też i my postępujmy uczciwie, zawsze jakby za dnia, a odrzucajmy uczynki ciemności. Wiemy, że noc jest nam dana dla odpoczynku ciała a nie dla załatwienia jakiś obowiązków lub czynności. Należy ją obrócić na sen i zapomnienie, nie zajmujemy się ucztowaniem i pijaństwem, rozpusta i wyuzdaniem. Nie mówmy: ciemności i ściany nas okryją, kto wie, czy Najwyższy to zobaczy?

 

Owszem, kochajmy światło, starajmy się o uczciwe życie i jakby za dnia idąc, pragnijmy, aby czyny nasze jaśniały przed bogiem, któremu cześć, chwała, sława, potęga z Panem naszym Jezusem Chrystusem i z Duchem świętym od wieków i teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen” Hex. s. 60.

 

A potem Bóg rzekł: «Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich!» Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie niebem. I tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi.


Wiemy już, że Bóg, który nie ma początku, z Miłości dał początek dobru, którym jesteśmy, bo jesteśmy dobrem: ziemią, którą On widzi, choć może nikt inny nas nie dostrzega. Patrzenie Boga jest inne niż nasze, ale Bóg daje Swoje Słowo i dzięki niemu widzimy Jego oczami. Wiemy że ziemia jest, choć jeszcze się nie ukazała. My też jesteśmy. Bóg widzi wszystko. Wrócimy jeszcze do tego widzenia oczami Boga.

 

Wiemy, że mamy nasz początek. Mamy początek jako stworzenie Boże, bo Bóg dał nam egzystencje. Ale też mamy początek jako osoba, która rozpoczyna swoją wielką przygodę, swoje przejście, swój rozwój duchowy. Nawrócenie. To nasza osobista, intymna Pascha! Duchowe salto, które mamy do wykonania.

 

Wiemy też, że słabości, które posiadamy, nasza niekompletność jest dobrem i ma w nas swój cel, bo doprowadza nas do drugich osób, abyśmy weszli w relację. Jesteśmy stworzeni do relacji.

 

Ale czy rzeczywiście akceptujesz siebie w swoich słabościach? Czy kochasz siebie w swoim braku cierpliwości, w swojej nadmiernej impulsywności, w swoim braku pewności siebie, w swoich chorobach, w swojej przesadnej krępacji, w swoich ograniczeniach? Czy rzeczywiście akceptujesz swoje słabości i rzeczywiście z tym zaakceptowaniem nie masz najmniejszego problemu? Hm…

 

Tak naprawdę to bardzo głupie mówić ludziom, żeby się zaakceptowali… Bo nikt nie może tego zrobić. Nikt nie może siebie zaakceptować, jeżeli prędzej nie został zaakceptowany.

 

I teraz usłysz to bardzo wyraźnie! Ale tak naprawdę bardzo wyraźnie i pomyśl.

 

Jak w ogóle mógłbyś nie być akceptowany przez Boga? Skąd w ogóle pojawia się w Tobie taka myśl? …bo nie mów, że się nie pojawia…

Pomyśl dobrze: kim realnie jest bóg, który wewnętrznie podpowiada Ci, że jesteś zły, bo jesteś niekompletny? Bo masz słabości? Albo: bo sobie nie radzisz? Taki podpowiadacz w Tobie, nie jest Bogiem! To oszust!


Pomyśl dalej, czy Bóg stwarzałby coś, czego by sam nie akceptował? Nie kochał?

 

A On nie tylko, że Ciebie akceptuje w pełni, ale oddaje za Ciebie życie! Pragnie abyś w Niego wrósł i był bezpieczny! Pragnie Twojego przychodzenia do Niego, właśnie takim, jakim jesteś!!!

 

My otrzymujemy ten akt zaakceptowania siebie… Bóg nas akceptuje!!!

 

On nas kocha! I właśnie TO doświadczenie sprawia, że zaczynasz żyć w pogodzeniu z prawdą o własnych słabościach!

 

Pytanie jest tylko jedno i konkretne: Czy otwierasz się na to doświadczenie?


Mnóstwo naszych błędów i grzechów pochodzi z ucieczki od nas samych.

 

Zaakceptować siebie bezładnym i pustym jest bardzo ważne! My faktycznie, musimy odkryć(sic!), że to Bóg nas stworzył, w taki sposób! I musimy to odkryć nie gdzieś poza sobą, ale w nas samym!

 

Mogę o tym przeczytać setki mądrych książek, słuchać niezliczonych katechez, na przykład przeczytać te katechezy hexameronu nawet sto razy, i może to nic kompletnie nie dać, jeśli nie pozwolę sobie samemu doświadczyć, że Bóg mnie stworzył ze słabościami, że to właśnie jest moje piękno i dobro, że jestem w tym akceptowany i kochany bezgranicznie przez Boga!

 

Katarzyna Chrzan

 

WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną