Czy należy samodzielnie czytać Pismo Święte? Szczerze, to niekoniecznie. Zwłaszcza, że raczej nikt z nas nie potrafi

Relatywnie do niedawna wszelkiej maści heretycy zachęcali do samodzielnego czytania i interpretowania Pisma Świętego. Dziś zachęca do tego także wielu kapłanów katolickich, a wpisanie Biblii na Indeks Ksiąg Zakazanych wieku traktuje się jako błąd. Tymczasem sam uważam, że nie był to żaden błąd, ale słuszna próba powstrzymania rozprzestrzeniania się herezji (co niestety się nie udało). Poza tym też nie do końca prawdą jest, że Biblia trafiła na wspomniany indeks.
Indeks Ksiąg Zakazanych
W wielkim uproszczeniu mówiło się o „wpisaniu Biblii do Indeksu Ksiąg Zakazanych”. Uproszczenie to zaczęło funkcjonować i funkcjonuje do dnia dzisiejszego jako cała prawda. Tymczasem do wspomnianego Indeksu – wydanego przez papieża Leona XII wieku – trafiła nie Biblia, ale jej tłumaczenia na języki narodowe.
Bardzo sprawnie ujęto to w tekście na portalu naukahistorii.edu.pl. – Prywatna lektura Biblii była zakazywana wielokrotnie. Jeszcze w roku 1897, a zatem pod koniec XIX wieku (!) Biblia figurowała na… indeksie ksiąg zakazanych, wydanym przez papieża Leona XII. Chodziło tu wprawdzie nie o Pismo Święte w ogóle, lecz o narodowe tłumaczenia, które nie uzyskały oficjalnego zezwolenia władz kościelnych na druk. Czytanie Biblii łacińskiej zakazane już nie było, lecz raczej oficjalnie niewskazane – czytamy. Co prawda we wspomnianym tekście znajdują się też głupoty, jak np. sugestia, że za czytanie przekładu „szło się na stos”, niemniej tutaj różnicę między Biblią a przekładem wskazano bardzo dobrze.
I to jest właśnie to, na czym chciałbym się tutaj skupić.
Prawie nikt nie przeczyta oryginału
Aby czytać Pismo Święte, trzeba znać języki starożytne i to w bardzo dobrym stopniu. Choć miałem podstawy łaciny i miałem okazję nauczyć się odczytywać tzw. alfabet hebrajski, to nie wyobrażam sobie, by w tych językach próbować czytać Biblię.
Dla osób, które z językami starożytnymi nie miały styczności wtrącę, że specyfiką ich jest to, że jedno słowo potrafi mieć wiele znaczeń. Zdarza się, że dane słowo oznaczać może zarówno formę rzeczownikową jak i czasownikową.
Mało tego – w łacinie niektóre słowa w którejś odmianie brzmią tak samo, jak oznaczające coś zupełnie innego w innej formie. Jakkolwiek miałem mniejszą lub większą styczność z kilkoma językami obcymi nowożytnymi, tak nie spotkałem się z takimi rzeczami z takim natężeniem wśród nich.
W skrócie mówiąc, języki starożytne są niesamowicie trudne i zagmatwane i to jest bariera, z którą zdecydowana większość z nas sobie poradzić nie może. Taka rzeczywistość. Korzystać więc trzeba z przekładów.
Przekład jest interpretacją
W Kościele katolickim jeszcze w połowie ubiegłego wieku wyraźnie nie zalecano czytania przekładów innych, niż zatwierdzonych przez Kościół. Mało tego – zalecenie przez instytucję przekładu w pełni prawdziwej Biblii – nie zagwarantuje, że czytając przekład zapozna się z właściwym przekazem. Wystarczy spojrzeć na „Biblię Tysiąclecia” i mój „ulubiony” fragment z Księgi Wyjścia. W rodz. 20 wer. 13 czytamy „nie będziesz zabijał”. I mamy tutaj już interpretację, która prowadzić może – i wielu doprowadziła – do błędu.
W oryginale bowiem znajduje się zakaz mordowania czy też odbierania życia osobom bezbronnym i niewinnym. Nie zaś zakaz zabijania, które oznacza po prostu odebranie życia. A na podstawie podanego wyżej przekładu powstał przecież błąd obdżektoryzmu i permanentnego sprzeciwu wobec odbierania życia. Zresztą „nie będziesz zabijał” stałoby w sprzeczności z Ewangelią.
– Pytali go [Jezusa – red.] też i żołnierze: „A my, co mamy czynić?” On im odpowiadał: „Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie” – czytamy w Łk 3, 14.
Nie wspominam już nawet o przekładach nieautoryzowanych przez Kościół czy wydawanych po prostu jako publikacje wydawnicze czy to we współpracy z heretyckimi wyznaniami czy też bez.
Mnóstwo herezji czy okołochrześcijańskich sekt powstało właśnie z powodu tego, że różnej jakości przekłady były i są powszechnie dostępne. Moim zdaniem nie było nic złego w tym, że Kościół chciał zapobiec takiej sytuacji, poprzez wpisanie przekładów Biblii na Indeks Ksiąg Zakazanych.
Samodzielna interpretacja jest zła
Wspomniałem tylko jeden przykład, jak zły przekład prowadzi do błędu. Tymczasem w całym Piśmie Świętym jest wiele zawiłości, symboli, odwołań do zabiegów literackich dawnej kultury i regionu, rzeczywistości społecznej i politycznej, których mało kto jest w stanie zrozumieć. Trzeba mieć obszerną wiedzę z kilku dziedzin, by dokonać prawidłowej interpretacji.
Gdy kiedyś należałem do pewnej modernistycznej wspólnoty w Warszawie, jedną z form spotkań były tzw. „grupki”. W kilka osób siadaliśmy i mieliśmy przeczytać ustalony fragment Pisma Świętego. Któregoś razu była to scena ukrzyżowania. Pamiętam, jak pewna osoba doszła do wniosku, że tzw. dobry łotr w sumie nie jest taki dobry, a zły łotr nie jest taki zły, bo – jak przekonywała – my zachowujemy się jak ten zły, natomiast nie jest powiedziane, że został potępiony, więc może służyć nam za przykład i powinniśmy żądać od Boga cudownego rozwiązania naszych problemów.
Podkreślam – to grupa, która legalnie działała w Kościele katolickim. Nikt nie ingerował w dowolnie tak naprawdę przedstawiane interpretacje i ich nie prostował. I bardzo często do tego typu sytuacji będzie prowadziło samodzielne interpretowanie przekładu Pisma Świętego.
Dominik Cwikła
Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube
Źródło: prawy.pl