Rosja uznała niepodległość separatystów. „Eksperci” zaskoczeni ruchem i czekają na „stanowcze reakcje” UE i USA. A ja tylko jestem zaskoczony, że stało się to tak późno

0
0
0
/ YT/RT

W nocy prezydent Rosji Władimir Putin podpisał dekret o uznaniu separatystycznych republik ludowych Ługańska i Doniecka za niepodległe państwa, po czym wysłał do nich żołnierzy rosyjskich, by prowadzili w nich „operacje pokojowe”. USA i UE zapowiedziały sankcje, „eksperci” są oburzeni i zszokowani ruchem Putina.

Ale przecież to nie jest nic zaskakującego i albo próbują reakcją komuś się przypodobać, albo po prostu w większości nie rozumieją polityki zagranicznej. Bo uznanie Donieckiej i Ługańskiej RL za niepodległe państwa było moim zdaniem jednym z dwóch najprawdopodobniejszych scenariuszy.

Rosja traktowała Ukrainę jako swoją satelitę. Po tzw. euromajdanie, czyli de facto zamachowi stanu władzę przejęła grupa prounijna, popularność zyskali także neobanderowcy. Szybko jednak wyszło, że ukraińskie społeczeństwo jest mocno podzielone. Widać to zresztą w kwestii chociażby czy to poczucia narodowościowego czy też używanego języka. Według danych z 2001 roku, 77,8 proc. mieszkańców Ukrainy czują się Ukraińcami. Jednak tylko 67 proc. deklarowało używanie na co dzień języka ukraińskiego. Język ukraiński był obowiązkowy w szkołach, więc zapewne wzrósł procent osób posługujących się nim. Czy jednak wyobrażamy sobie, aby języka polskiego w Polsce używała tak mała część społeczeństwa? No właśnie.

Oczywiście Rosja podejmowała działania wpływu i agenturalne, nie ma co się oszukiwać. Natomiast faktem jest, że część Ukraińców czy obywateli Ukrainy – szczególnie na wschodzie kraju – nie czuła się związana emocjonalnie z państwem. W momencie, gdy stało się antyrosyjskie, wiele osób mogło odczuć wręcz wrogość wobec niego. Należy jednak zaznaczyć, że ludzie „za Bugiem” inaczej podchodzą do patriotyzmu. Osobiście poznałem sporo Ukraińców ze wschodniej części kraju i ich patriotyzm często (choć nie zawsze) po prostu nie istnieje. Choć to moje subiektywne spostrzeżenie.

Gdy separatyści wystąpili przeciwko Kijowowi, Rosja od początku ich wspierała. Czy wykorzystała okazję czy sama ich zainspirowała – to kwestia realnie bez znaczenia. Ważne jest to, że swoje istnienie ogłosiły samozwańczo dwa byty polityczne: Ługańska i Doniecka Republika Ludowa. Do niedawna nikt znaczący ich nie uznawał, nawet Rosja. Uznawano te regiony za część Ukrainy i rosyjscy żołnierze oficjalnie na nich nie przebywali. Aż do tej nocy.

Uważam za konieczne uznanie niepodległości Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej – oświadczył Putin przy podpisywaniu dekretu o uznaniu Donieckiej i Ługańskiej RL. I faktem jest, że to był jeden z najbardziej prawdopodobnych scenariuszy. Czyli Putin oderwie część Ukrainy, po czym najpewniej włączy ten teren do Federacji Rosyjskiej. Być może będzie w ten sposób szykował kolejne aneksje, a być może liczy teraz na sprowokowanie rządu w Kijowie, by ten rozpoczął ofensywę na uznane przez Rosję republiki, co da im oficjalny casus belli do inwazji na Ukrainę i ponowne zainstalowanie przychylnego sobie rządu. NATO wówczas nie podejmie bezpośredniej interwencji – całe szczęście, bo mój dziadek w grobie by się przewracał, gdyby wiedział, że jego wnuk posłany został na wojnę za Ukrainę – w związku z czym konflikt zbrojny będzie szybki i zakończony zwycięstwem Kremla, dzięki któremu zainstaluje w Kijowie przychylny sobie rząd.

Drugą prawdopodobną moim zdaniem opcją było wywołanie niezadowolenia społecznego na Ukrainie i korzystanie ze wspomnianych podziałów w społeczeństwie, by przeprowadzić kolejny zamach stanu w Kijowie i ustanowienie przychylnego sobie rządu, w ramach jakiegoś „rosjomajdanu” czy czegoś podobnie wiarygodnego. Dla państwa ukraińskiego byłoby to o tyle korzystne, że separatystyczne regiony wówczas zapewne wróciłyby do Ukrainy. Oczywiście, Krym pozostałby wówczas już rosyjski i – wedle założeń władz na Kremlu – rosyjski pozostanie.

Pewne było natomiast, że ani dla Kremla ani dla Kijowa panująca przez lata do wczoraj sytuacja była nie do zaakceptowania. Ukraińskie władze uznają, że Krym, Ługańsk i Donieck są okupowane przez Rosję. Rosja z kolei uznała, że Krym „wrócił” do niej i nie zamierzała przecież tolerować narracji o okupacji. Nie zamierzała także na dłuższe wypuszczenie z rąk Ukrainy, która ma funkcjonować na zasadzie podobnej, jak Białoruś, tzn. znajdować się w jej strefie wpływów.

Słowa oburzenia w obliczu najnowszych działań Rosji są moim zdaniem niepotrzebne. Osobiście uważam, że wrogie nam mocarstwo dokonało agresji na wrogie nam państwo. To są ich sprawy, w które nie powinniśmy się mieszać, gdyż – poza deklaracjami i hasłami dla tłumu – nic nie mamy z pomagania Ukrainie. Nic też nie mielibyśmy ze wspierania Rosji – zaznaczam to, bo co prawda mniejsze, ale i takie tendencje wśród niektórych prawicowych publicystów dostrzegam. Oczywiście, brak wspierania Ukrainy to marzenie ściętej głowy. Natomiast słowa zaskoczenia ukazują w najlepszym razie wasalność autorów, którzy chcą pokazać, jacy to oni są antyrosyjscy i proamerykańscy. W najlepszym razie, bo w najgorszym naprawdę są zaskoczeni, że Rosja zdecydowała się w końcu na taki ruch. Wtedy jednak oznaczałoby to, że taka osoba po prostu nie rozumie tego, jak działa Rosja – niezależnie od tego, czy ją kocha, jest wobec niej neutralny czy wrogi.

Mnie dziwi w tym wszystkim tylko jedna rzecz – że Rosja przez tyle lat zwlekała z rozwiązaniem – z jej perspektywy – problemu ukraińskiego.

Co do reakcji Zachodu – zapewne skończy się na symbolicznych sankcjach. To z kolei pokaże, że my sami – sąsiedzi Rosji – powinniśmy poważnie zrewidować swoje podejście do sojuszy. Wyobraźmy sobie, że za X lat Rosja wkracza albo wspierani przez nią separatyści odłączają od Polski Suwałki i Białystok. Nie wiem po co, ale załóżmy tak. Po kilku latach, Rosja uznaje niepodległość Białostockiej i Suwalskiej Republiki Ludowej. A UE i USA zapowiadają sankcje, jak np. podwyższone cło i półroczny zakaz wjazdu kilku Rosjan na swoje terytorium. Czy to w jakikolwiek sposób zapewni nam ochronę? Czy spowoduje zwrot terytoriów? Oczywiście, że nie. A na chwilę obecną taki scenariusz jest niestety całkiem prawdopodobny.

I na koniec jeszcze pytanie do zaskoczonych. Skoro sami przedstawiając Rosję jako ucieleśnienie szatana wskazujecie, że Rosjanom nie można ufać, to jak do cholery możecie być zaskoczeni, że nie dotrzymują tymczasowych ustaleń i porozumień?


 

 

Dominik Cwikła
 

Autor jest dziennikarzem i publicystą, założycielem portalu kontrrewolucja.net. Profile autora w mediach społecznościowych: Facebook, Twitter, YouTube

 

 

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną