TAJEMNICZA śmierć znanej gwiazdy! Pojawiły się SZOKUJĄCE informacje [FELIETON]

0
0
0
/

Pół roku temu ziemski padół łez i cierpienia opuścił niejaki Lars Vilks - szwedzki rysownik i rzeźbiarz. Najbardziej znany z tego, że był autorem „kontrowersyjnej karykatury Mahometa”. Rzekomo zginął w wypadku samochodowym, choć wszystkie okoliczności owego „wypadku” wskazują na coś innego. I nawet nie rusza szwedzkich policjantów fakt, że wraz z Vilksem zginęło ich dwóch kolegów, którzy stanowili jego ochronę.

W niedzielę 3 października zeszłego roku po blisko 15 latach polowania na niego przez wyznawców „religii pokoju” wreszcie ziemski padół łez i cierpienia opuścił Lars Vilks.

Zginął w w wyniku wypadku samochodowym w Markaryd w południowej Szwecji, wraz z dwoma pilnującymi go policjantami. Jak podało BBC: „w chwili wypadku Lars Vilks podróżował nieoznakowanym samochodem policyjnym wraz z dwoma funkcjonariuszami. Pojazd zderzył się z ciężarówką, w wyniku czego zginął zarówno rysownik, jak i towarzyszący mu policjanci. Kierowca tira został ranny”. W oświadczeniu policji stwierdzono, że „nadal nie jest jasne, w jaki sposób doszło do wypadku, ale nic nie wskazuje na to, że były w to zamieszane osoby trzecie”. Teraz po pół roku dalej nie jest jasne, a szwedzka policja prowadzi śledztwo, jakby chciała, a nie mogła, pomimo faktu, że zginęli jej funkcjonariusze.

 

Udało mu się porządnie wkurzyć muzułmanów

 

O „kontrowersyjnym” artyście zrobiło się głośno w 2007 roku, kiedy opublikował karykaturę Mahometa. Konkretnie karykatura pod tytułem „Prawo do ośmieszania religii” przedstawiała „proroka Mahometa w ciele psa”. I została opublikowana po raz pierwszy przez szwedzką gazetę „Nerikes Allehanda”. Trudno się więc dziwić wyznawcom islamu i masowym protestom w wielu krajach arabskich. A Al-Kaida zaoferowała za głowę Vilksa 100 tysięcy dolarów. I chyba w końcu ktoś tą kasę zarobił.

 

Nosił wilk razy kilka ponieśli i Vilksa

 

Parokrotnie Vilks był blisko odejścia z tego świata (a wtedy policjanci by żyli). I tak w 2010 roku w Irlandii aresztowano siedem osób planujących zamach na jego życie. Nieźle – kiedyś z Zielonej Wyspy to byli tylko ochotnicy do IRA, żeby zabijać Angoli, a teraz się tak zglobalizowali. Potem w 2013 roku w USA skazano Amerykankę Colleen LaRose znaną pod pseudonimem „Jihad Jane” za przygotowywanie zamachu na życie rysownika. Z czasem szczęśliwie dla Vilksa ta wariatka wyjechała do Państwa Islamskiego (ISIS) i wylądowała pół metra pod poziomem ziemi, gryząc piach zakrwawionymi ustami. Bodajże w 2014 roku (choć pewien do końca nie jestem) Vilks został zaatakowany przez 16-latka podczas swojego wykładu w Uppsali w Szwecji. Odnotowano również próbę podpalenia domu artysty – zabijcie mnie, ale nie wiem kiedy dokładnie to było, a nie mam wolnego dnia, żeby dla potrzeb tego felietonu robić, aż tak dokładny research źródeł w języku szwedzkim. W 2015 roku Vilks przeżył atak terrorystyczny podczas debaty w stolicy Danii, czyli Kopenhadze. Ironią jest fakt, że stało się podczas „debaty na temat wolności słowa”. Cóż trudno nie skomentować, że najbardziej w muzułmanach cenię ich absolutny brak poczucia humoru, ale w tym wypadku wykazali się dowcipem na poziomie grupy Monthy Python.

 

W końcu po dożyciu pięknego (w większości dla polskiego emeryta nieosiągalnego) wieku 75 lat i po blisko 15 latach bycia ściganym bardziej, niż Osama bin Laden (tamten wiele lat miał luz) „ślepy traf” i „przypadek” zdecydował, że Vilks zginął. Oczywistym i jasnym jest, że nic nie wskazuje na to, że były w to zamieszane osoby trzecie. Oczywiście tylko poza Ahmedem, kierowcą tira. Żartuję. Akurat jakimś dziwnym trafem imienia i danych personalnych rannego kierowcy tira nikt nie podał. I podać nie zamierza. Czyżby miał na imię Ahmed, albo Muhammad?

 

Podsumowując – koleś na którego islamiści wydali wyrok i na którego polują już ponad 14 lat ginie jadąc nieoznakowanym radiowozem z policjantami w środku. A wszystko to w najbezpieczniejszym jeśli chodzi o śmiertelność w wypadkach drogowych kraju w Europie. Tak to niewątpliwie i z całą pewnością był czysty przypadek. Kto nie wierzy – niech zobaczy fragment o szczoteczkach do zębów na wczasach w Afryce w „Poranku Kojota” (gdzie oczywisty przypadek został dokładnie wyjaśniony).

 

Piotr Stępień

Źródło: Piotr Stępień

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną