O bezdomnej Łasce patrzenia Chrystusowi prosto w oczy

0
0
/

Sala duża, ludzi naprawdę mnóstwo... Przyszli i zasiedli. Głodni. Waldek, w ciemnych okularach, nic nie mówi, ma chorą skórę, cały jest w jakiś plamach. Nie widać jego oczu. Wchodzą tłumnie i patrzą za jedzeniem. Jest błogosławieństwo, czytany jest tekst biblijny o Narodzeniu Boga. Śpiewamy kolędę, dzielimy się opłatkiem.

 

Dłonie podchodzących z opłatkiem są niejednokrotnie szare, pożółkłe, oczy zaszklone, niektórzy z bardzo czerwonymi twarzami, oddechem „oprocentowanym”, bo po prostu nie dają rady.

 

Są też kobiety, niektóre z dziećmi, malutkimi. Są kobiety samotne, starsze, wystraszone, głodne. Niektóre oszpecone chorobą, albo jakąś trudną przeszłością. Jedna opowiada o chorym synku. Jest jeszcze dziewczęca, choć ma zaniedbane zęby i oczy z zezem rozbieżnym. Dużo mówi, że synek chodzi po poradniach: onkologicznej, hematologicznej i innych. Mówi nieskładnie, ale tak bardzo się cieszy, że jest słuchana. Wiem, że wielu rzeczy nie potrafi załatwić, ale potrafi kochać swojego schorowanego synka i on, mimo wielu chorób, jest szczęśliwy. Ludzie pomagają jej ogarniać różne sprawy, a mały ma mamę, która go przytula, bardzo kocha i ma dziewczęcy uśmiech, mimo że jest strasznie biedna. Piękna.

 

Jest Kazik, krzyczy z daleka ‘hej Kasiu!’, jest ‘Boczek’ i Edziu z jakimiś kobietami. Z daleka kiwa Jędrek, który kiedyś strasznie płakał po śmierci żony. Opowiadał też o swojej eksmisji.

 

A wszystkie te ich uśmiechy są szczere. Śpiewamy razem kolędy, pytają o kolejne spotkanie, też mają zaszklone oczy, coś już wypili. Inaczej pewnie nie byliby tacy uśmiechnięci, pewnie baliby się nawet przyjść, a co dopiero odezwać, czy śpiewać.

 

Uśmiecham się, bo przypomina mi się dawniejsza rozmowa z ‘Boczkiem’, gdy kiedyś mówiłam im, żeby poszli z nami na pielgrzymkę do Częstochowy, że idą też chłopaki z grupy anonimowych alkoholików, że jakoś damy radę, a ‘Boczek’ wtedy na to: „Widzisz Kasiu, jest mały problem, bo my nie jesteśmy anonimowi.” Oczywiście się z tego pośmialiśmy wtedy, ale i tak jeden z nich poszedł na tę pielgrzymkę i to było niesamowite!

 

Siostry Albertynki ściskają nasze dzieci, które przyszły pomagać, śpiewać i doświadczać Miłości obnażonej z wszystkich masek. Dają maluchom słodkości i łamią się opłatkiem, całują i przytulają.

 

Śpiewy głośne, chórek nasz rośnie, oprócz Mirki i mnie, śpiewają nasze dzieci, śpiewają rozbiegani wolontariusze, śpiewają bezdomni goście, księża, śpiewają Albertynki. Wszystko tętni życiem, talerze parują… nasze dzieci wyjadają nadprogramowe opłatki… Śpiewam bardzo głośno! Och! Jak bardzo chce mi się grać i śpiewać te wszystkie kolędy pośród tych ludzi!!! Entuzjazmu nie da się porównać z żadnym, nawet najwspanialszym koncertem, który kiedykolwiek grałam. Z żadnym!

 

Ludzie tutaj się cieszą, bo mogą jeść, bo ktoś przytula się do nich. Tak! Zapach różny! Tak! Choroby alkoholowe widoczne! Tak! Niezaradność widoczna! Bieda i niejednokrotnie wielki smutek w oczach. Ogromny smutek. Ale kto komu tutaj pomaga?

 

Nie! To nie bezdomni potrzebują naszego śpiewania! Nie! My tu wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem. TAK SAMO SIEBIE TU POTRZEBUJEMY! Jadłodajnia Sióstr Albertynek to miejsce, gdzie możemy uczyć się zrzucać maski, gdzie możemy prawdziwie poczuć piękno istoty człowieczeństwa, które w ani jednym momencie nie jest różne, ale równe, choć każdy z nas jest innym człowiekiem z niepowtarzalna historią swojego życia.

 

Wigilia trwa, jest południe, wyśpiewujemy naprawdę w niebogłosy kolędy, ale czas dla mnie się zatrzymuje.

 

Nie zapomnę tego momentu, gdy jedna z kobiet, taka zwyczajna, biedna, w męskiej, wełnianej czapce, podnosi głowę znad talerza i mimo głodu, zmęczonymi oczami patrzy prostu na mnie.

 

Nie uśmiecha się. Jest anonimowa, wystraszona i jak wszyscy tutaj, bardzo głodna. Z wyglądu ma około 60 lat, jest zaniedbana. I tak zapatrzone w siebie śpiewamy: „Lili lili laj, mój Ty Królewiczu… Lili … lili … laj…” Jej oczy są blado błękitne, duże, bardzo nostalgiczne…

 

I wtedy dostrzegam to! Tymi oczami patrzy Jezus Chrystus. W tym patrzeniu biednej, bezdomnej kobiety otrzymuję Królestwo Niebieskie, które prawdziwie daje mi siłę na kolejne, zbliżające się trudne sprawy, które niebawem się zaczną… Jak my wszyscy siebie potrzebujemy!

 

Chwała Chrystusowi – Święta Bezbronność

 

Katarzyna Chrzan

 

Fot. sxc.hu

 

Tekst ten dedykuję trzem wspaniałym Albertynkom z Bydgoszczy i jednej osobie, która tak popatrzyła. Wszystkie imiona, czy pseudonimy zostały zmienione.

 

WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną