Stanisław Michalkiewicz: Za ile można kupić Polskę? (FELIETON)

0
0
0
/

Co tu ukrywać; historia się powtarza, a już w Polsce w sposób szczególny. Mam tu na myśli analogie z wiekiem XVIII, kiedy to miały miejsce rozbiory, aż w końcu doszło do likwidacji państwa. “A potem Adam i cholera, a potem Juliusz i suchoty, o Filareci, biedne dzieci, kochany kraju złoty!” - ubolewał po latach poeta, przestrzegając Mirę Zimińską, by tak nie dokazywała.

Jakby innych przykładów było mało, to właśnie Sejm uchwalił ustawę o Sądzie Najwyższym, w wersji podyktowanej przez Komisję Europejską specjalnemu wysłannikowi rządu pana premiera Morawieckiego, panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi). Komisji, w której dominują rozmaite niemieckie owczarki, chodziło o o dwie rzeczy: żeby zlikwidować nawet Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, która w Sądzie Najwyższym rozpatrywała sprawy dyscyplinarne sędziów, które odtąd rozpatrywałby Naczelny Sąd Administracyjny oraz, żeby ustanowić, a nawet upowszechnić w polskim wymiarze sprawiedliwości praktykę tak zwanego “testowania niezawisłości”. Polega ono na tym, by jeden niezawisły sędzia, a nawet strona postępowania, mogli podważyć autentyczność innego sędziego – że to niby nie jest niezawisły, bo był rekomendowany przez “nową” Krajową Radę Sądownictwa, w której zasiadają sędziowie co to samego Stalina już nie znali, a niektórzy nie znali nawet generała Jaruzelskiego, podczas gdy w “starej” Krajowej Radzie Sądownictwa, od sędziów, co to samego jeszcze znali Stalina, a zwłaszcza – generała Jaruzelskiego - aż się roiło. Jak taki jeden z drugim niezawisły sędzia, albo nawet oskarżony, negatywnie przetestuje niezawisłość innego sędziego, to nieuchronnym skutkiem takiego zabiegu będzie konieczność uchylenia wszystkich orzeczeń przez niego wydanych, albo choćby – z jego udziałem. Jak nietrudno się domyślić, zrobi się u nas wesoło, z czego małodusznie powinienem się cieszyć, bo właśnie dostałem zawiadomienie, że w marcu odbędzie się rozprawa karna przeciwko mnie za podanie do wiadomości imienia i nazwiska Hermenegildy Kociubińskiej. Pani sędzia Renata Kielak-Komorowska, która rozprawę będzie prowadziła, na wszelki tedy wypadek postanowiła, że jawność rozprawy “ w calości” będzie wyłączona, chociaż jej przedmiotem jest podanie do publicznej wiadomości imienia i nazwiska Hermenegildy Kociubińskiej, a nie roztrząsanie szczegółów jej spółkowania z księdzem. Ciekaw jestem, czy pani sędzia przewodnicząca była rekomendowana do nominacji jeszcze przez “starą” KRS, czy już przez “nową”. Gdyby przez “nową”, to mógłbym podjąć desperacką próbę przetestowania jej niezawisłości, bo jeśli przez “starą” - to już dzisiaj widzę, że marny mój los. Ale to są sprawy prywatniackie, podczas gdy chodzi o historyczne analogie z wiekiem XVIII, a ponieważ chodzi o Sejm – to konkretnie – z tak zwanym “sejmem grodzieńskim”, który zatwierdził II rozbiór Polski.

Odbył się on w roku 1793. Zasiadało w nim wielu posłów wybranych przez przekupione za 30 złotych polskich tłumy ubogiej szlachty, toteż wszystkie żądania Komisji Europe..., to znaczy – pardon – jakiej tam znowu “Komisji Europejskiej”? Nie żadnej Komisji Europejskiej, tylko rosyjskiego ambasadora Sieversa i pruskiego ambasadra Buchholtza – były spełniane, chociaż nie od razu w podskokach. Chodziło o to, że posłowie uprzednio złożyli uroczystą przysięgę, że tym razem nie oddadzą obcym państwom “ani cząsteczki” terytorium Rzeczypospolitej. Dopiero biskup inflancki Kossakowski wytłumaczył im, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo nie chodzi wcale o zadne tam “cząsteczki”, tylko o ogromne kawały państwowego terytorium; Rosja wzięła 250 tys. kilometrów kwadratowych, a Prusy – prawie 60 tys. Austria tym razem nie partycypowała w rozbiorze, ale wcześniej to znaczy – w roku 1772 – w wyniku I rozbioru, wzięla sobie Małopolskę, Podkarpacie i “Galicję” ze Lwowem. Z tej “Galicji”, pepiniery banderowców – jak informuje mnie mój amerykański Honorable Correspondant - pochodzili rodzice urodzonego w 1953 roku w Nowym Jorku pana Aleksandra Motyla, autora koncepcji rozczłonkowania Rosji, po której tak wiele obiecują sobie nasze mocarstwowiaki.

Więc i teraz Sejm jeszcze co prawda nie przekazał “ani cząsteczki” polskiego terytorium bezcennej Ukrainie, chociaż rząd przekazuje jej wszystko, co tylko miał albo co tylko kupi za granicą – bo potem się zobaczy – a tymczasem nadał suwerenną postać ustawy bezwarunkowej kapitulacji, podyktowanej przez niemieckie owczarki z Komisji Europejskiej. Przyklepał prowadzenie postępowań dyscyplinarnych sędziów przez Naczelny Sąd Administracyjny, no i oczywiście - “testowanie”. Powierzenie NSA prowadzenia spraw dyscyplinarnych sędziów jest ewidentnie sprzeczne z konstytucją – ale dotychczasowi płomienni obrońcy porządku konstytucyjnego podczas głosowania wstrzymali się od głosu – bo widocznie oficerowie prowadzący tak im surowo przykazali – i w rezultacie ustawa została przyjęta głosami płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm – chociaż też nie wszystkich, a tylko 198 – bo pozostali albo wstrzymali się od głosu, niektórzy – co prawda tylko dwoje – głosowali przeciw – a sześciu nie wzięło udziału w głosowaniu, chociaż byli na sali, m.in. - Wielce Czcigodny Antoni Macierewicz. Przeciw tej bezwarunkowej kapitulacji głosowało 22 posłów Solidarnej Polski, 11 posłów Konfederacji, 2 posłów Koalicji Obywatelskiej, 6 posłów Lewicy, 7 posłów od Szymona Hołowni, dwóch posłów PPS oraz Andrzej Sośnierz i Paweł Kukiz. Kapitulacja jest bezwarunkowa, bo chociaż rząd kłamał, iż po przyjęciu ustawy Komisja odblokuje dla Polski środki z funduszu odbudowy – właśnie rzecznik Komisji Europejskiej powiedział, że przyjęcie ustawy, to tylko “ważnyn krok w kierunku wypełnienia zobowiązań wynikających z polskiego Krajowego Planu Odbudowy” i że Komisja dopiero będzie “analizowała” przyjęte prawo. Nawiazsem mówiąc – co podał do wiadomości europoseł Leszek Miller – wśród tzw. “kamieni milowych”, które rząd premiera Morawieckiego podpisał – jest m.in. zobowiązanie podwyższenia wieku emerytalnego, o czym rządwa telewizja, która właśnie bezlitośnie chłoszcze z tego powodu Donalda Tuska – chyba nie wiedziała. Tak czy owak, Europa, a także świat, właśnie dowiedział się, za ile można kupić sobie ustawę w polskim Sejmie. Chodzi o niecałe 160 mld złotych, z czego 106 mld w postaci dotacji, a reszta – w postaci pożyczek. Warto dodać, że 42,7 procent tych pieniędzy Polska – o ile je w ogóle dostanie – będzie musiała przeznaczyć na walkę z klimatem, a ponad 21 procent – na cyfryzację. Czy w stosunku do Sejmu grodzieńskiego, w którym wyborcy byli przekupywani kwotami 30 złotych polskich, to postęp, czy nie? Za Stanisława Augusta złoty polski był równy 4 groszom srebrnym, a według cen współczesnych, taki grosz wart jest 170 zł. Zatem wyborca za czasów Stanisława Augusta był przekupywany kwotą stanowiącą równowartość dzisiejszych 20,5 tys złotych. Obecnie mamy około 30 mln wyborców i gdyby każdy został przekupiony kwotą, jak za Stanisława Aurusta, to Komisja Europejska musiałaby wyłożyć 615 miliardów złotych, a nie niecałe 160 mld. Widać, że można Polskę kupić za coraz to mniejsze pieniądze.

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: SM

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną