Dama vs chamy
Premier Beata Szydło w Brukseli nie wypadła najgorzej. Tyle tylko, że w ogóle nie powinna była tam jechać.
Amerykanin, gdy chce o kimś powiedzieć, że jest niegodny zaufania, mówi po prostu: "nie kupiłbym od niego samochodu". Szanujacy się amerykański menadżer wie też, że powadze jego funkcji i nazwiska nie przystoją pewne zachowania. I że w trosce o siebie, swój dorobek i powagę instytucji, którą reprezentuje, nie wypada mu się zniżać do pewnego poziomu zachowań, pokazywać się w określonym (złym) towarzystwie czy prowadzić polemiki z pewnymi osobami. Wszystko z powodu trafności zasady amerykańskich konserwatystów, iż "z chamstwem się nie dyskutuje". Bo nie można zniżać się do poziomu chamstwa, by chamstwo nie poczuło się jak równorzędny partner.
Gdyby więc pani Beata Szydło znała tą prostą amerykańską zasadę, albo gdyby miała doświadczenie menadżerskie w amerykańskiej firmie, nigdy nie pojechałaby do Brukseli, aby wdawać się tam w niepotrzebną (i zupełnie bezsensowną) dyskusję z przeciwnikami jej rzadu z Europarlamentu. Zwolennicy tej wizyty i zwolennicy Pani Szydło powiedzą, że odważnie odpowiadzała na zarzuty wobec Polski i nie pozwoliła na opluwanie naszego kraju. Takie rozumowanie byłoby poprawne, gdyby przeciwnicy pani Szydło reprezentowali sobą jakikolwiek poziom. Tymczasem wśród głównych przeciwników Polski było głównie trzech lewaków, z czego jeden nie zdał nawet matury, drugi dał się poznać jako pedofil a trzeci - jako premier Belgii - tuszował wielką miedzynarodową aferę pedofilską. Pierwszy to Martin Schultz - awanturnik, pieniacz i cham, który obrażał Polaków, piętnował wszystkich broniacych interesu narodowego jako "egoistów narodowych" i "nacjonalistów", groził nam interwencją zbrojną (jeśli nie przyjmiemy narzuconej odgórnie ilości imigrantów), a na eurodeputowanego z Polski (Janusza Korwin - Mikkego) nakładał kary finansowe za wypowiedzi niezgodne z modą brukselską. Drugi z antypolskich harcowników to Daniel Cohn - Bendit - niemiecko - francuski skrajny lewak, który 40 lat temu dał się poznać jako pedofil i propagator pedofilii. Dla niewtajemniczonych cytuję jego wypowiedź (głośną i szokującą) z 1975 roku:
"Od dawna miałem ochotę pracować z dziećmi. W 1972 r. złożyłem podanie o pracę w alternatywnym przedszkolu we Frankfurcie nad Menem. Pracowałem tam ponad dwa lata. Mój nieustanny flirt z dziećmi szybko przyjął charakter erotyczny. Te małe pięcioletnie dziewczynki już wiedziały, jak mnie podrywać. Rzecz jasna niejedna z nich przygląda się rodzicom, kiedy się pieprzą. Kilka razy zdarzyło się, że dzieci rozpięły mi rozporek i zaczęły mnie głaskać. Ich życzenie było dla mnie problematyczne. Jednak często mimo wszystko i ja je głaskałem."
Wreszcie trzeci antypolski paszkwilant - Guy Verhofstadt - premier Belgii, w którego rządzie zabrakło miejsca dla chrześcijańskich demokratów i który wprowadził w Belgii jako w drugim (po Holandii) kraju świata małżeństwa jednopłciowe i zgodę na eutanazję (!). Jako premier, Verhofstadt zaliczył jeszcze jedną kompromitację: podlegające mu organa ścigania nie zrobiły niczego, gdy znany pedofil - morderca - Marc Dutroux - ujawnił w trakcie swojego przewodu sądowego szczegóły paneuropejskiego biznesu pedofilskiego. Te "wyczyny" to było za dużo nawet jak na zlaicyzowane społeczeństwo belgijskie. Wyborcy pokazali panu Verhofstadtowi czerwoną kartkę i ten rasowy, europejski lewak, musiał uciekać po synekurę do Brukseli. Reaktywował tam skrajnie antychrześcijańską lożę masońską "Spinelli", w której znaleźli się m.in. Mario Monti, Joschka Fischer i dwie wpływowe Polki: Danuta Hubner i Róża Thun.
Gdyby zajrzeć głębiej w biografie co bardziej prominentnych postaci UE, walczących o "praworządność" w Polsce, to znajdziemy tam komunistę Romano Prodioego, maoistę Jose Manuela Barroso, komunistkę Federicę Mogherini i dziesiątki innych, podejrzanych typów. Czy oni mają moralne prawo do wypowiadania się na temat Polski? Czy mają moralne prawo krytykować Polskę? Odpowiedx wydaje się oczywista.
Pani Beata Szydło to osoba z innej planety. Nie jest uwikłana w żadne skandale, nie była negatywną bohaterką żadnej afery, jej życiorys jest czysty jak łza. Pani Szydło - zacna i sympatyczna kobieta, która nijak nie nadaje się do rządzenia (co widać choćby po kondycji intelektualnej kadr, które sobie dobiera) reprezentowała jednak w Brukseli nie siebie, a Polskę. W dobrej wierze (której nie kwestionuję) zrobiła rzecz złą, bo pojechała do Brukseli i jak równy z równym dyskutowała z ludźmi tak skompromitowanymi, jak trzej opisani wyżej. To gest niedobry, bo Pani Szydło pokazała, że dla polskiego premiera, a więc i dla Polski, partnerem do dyskusji może być bohater pedofilskiego skandalu. Jeśli tak - teraz partnerem do rozmowy z szefem polskiego rządu może czuć się już każdy aferzysta i każdy zbereźnik.
W jednym z amerykańskich filmów sensacyjnych widziałem kiedyś taką scenę: zacny człowiek zostaje wezwany "do raportu" przez grupę ludzi amoralnych i odpowiada im: "A kto wy k...a jesteście, żebym się przed wami tłumaczył". Bohater tego filmu zachował klasę i nie zniżył się do poziomu swoich adwersarzy. Pani Beata powinna była zrobić to samo. "A kto wy k...a jesteście, żeby nas pouczać jak mamy żyć" - tak powinno brzmieć, choć dyplomatycznym językiem, stanowisko polskiego rządu. I koniec, nic więcej. Żadnej dyskusji z chamstwem. Niesławnej pamieci Lech Wałęsa mawiał, że chamstwo trzeba zwlaczać "siłom i godnościom osobistom". I tak właśnie, moim skromnym zdaniem, powinna postąpić sympatyczna skądinąd pani Beata Szydło.
Źródło: prawy.pl