Drodzy Państwo Martin Schulz, Donald Tusk i im podobni

0
0
0
/

Drodzy Państwo, w kontekście wydarzeń dziejących się w Parlamencie Europejskim opowiem Wam krótką, prawdziwą historię.

 

Wydarzenia, o których wspomnę mają swój początek w pierwszych dniach Drugiej Wojny Światowej. W uroczym, przedwojennym Poznaniu zamieszkuje szczęśliwa rodzina dwojga zakochanych ludzi z nowo narodzoną córeczką. Z nadzieją wypatrują nadejścia kolejnego potomka. Ona, radosna dzierlatka, unoszona falą wesołego usposobienia wielbi swego samca alfa. On, z niemieckim glejtem, urodzony w niedalekim Kiszkowie cytuje Mickiewicza i Asnyka, patrząc jej głęboko w oczy. Kiedy widmo okupacji rozlało się na całe terytorium Rzeczypospolitej do drzwi mieszkania zakochanej pary zapukała komisja w towarzystwie uzbrojonego feldfebla. Przybysze szybko zlustrowali stan pogłowia małego stadka i oświadczyli, iż przybyli realizować dyrektywę rządu Rzeszy i niejakiego Adolfa H.

 

Bezceremonialnie zapoznali przerażonych małżonków z treścią przywołanego prawa, dotyczącego realizacji wytycznych, związanych z ideą aryjskiego wychowania dzieci z mieszanych związków. Szybko spakowali raczkujące pachole w celu odesłania go w głąb Niemiec. Młodemu ojcu, rzeczona komisja wręczyła, na pożegnanie, kartę mobilizacyjną do Wermachtu, po czym z zapłakanym maleństwem oddaliła się w nieznane. Bezmiar bezsilności, bólu i cierpienia rodziców był nie do opisania.

 

Kilka dni wspólnej rozpaczy zwieńczyła data przymusowego wcielenia do niemieckich oddziałów załamanego małżonka. Niewiasta, której uśmiechnięta dusza na zawsze miała utonąć w mroku, została sama, z obawą obserwując coraz bardziej widoczne krągłości, związane z ludzkim uczestnictwem w cudzie stworzenia. Lato kolejnego, okupacyjnego roku powołało na świat piękne dziecię, owoc poszarpanej, wojennej miłości. W tym czasie męską rolę przy zagubionej, młodej kobiecie przyjęła babcia dzieciątek, organizując wojenny wikt, naprawiając znoszone obuwie, uzdrawiając zmęczony przyodziewek oraz walcząc, za pośrednictwem Czerwonego Krzyża, o powrót pierworodnej wnuczki.

 

Jej niepojęta determinacja jak i zbieg boskich okoliczności doprowadziły w 1942 roku do szczęśliwego powrotu, z niemieckiej rodziny, ukochanej dziewczynki. Chwilowy rozbłysk oświetlił czas pożogi, nieludzkich tragedii i głodu. Gdy nienawistna, niemiecka bomba pozostawiła tylko wspomnienie kamienicy zamieszkałej dotąd przez maleńką rodzinę, świat ponownie ukrzyżował nadzieję.

 

Jednak pomimo nieszczęść i skrajnych niedogodności, pod opiekuńczymi skrzydłami bohaterskiej babci, wyczerpani dotrwali do czasu wyzwolenia. Nie było radości w oczach najstarszej z rodu, mamy i dwóch małych dziewczynek. Zatliła się jednak powrotna ufność w skrawek normalnego życia, pozbawionego przerażających alarmów bombowych, z dawką życiodajnej wody i kromką pożywnego chleba.

 

Niemal natychmiast po wyzwoleniu zaczęły się poszukiwania ojca i męża, o którego rejteradzie spod Stalingradu wieść gminna niosła. Kilkuletnie zaangażowanie niemieckiego i polskiego Czerwonego Krzyża napotykało jednak tajemnicze przeszkody. Wreszcie z miejskiego biura ubecji przyszło pismo o potwierdzonej śmierci człowieka, któremu nie dana była radość odnalezienia ukochanej rodziny.

 

Kolejny cios przydusił zmęczoną kobietę, odbierając jej jasną iskierkę, dla której chciała być piękną, odważną i tak eterycznie radosną dziewczyną. Gasła, co dzień grzebiąc w myślach ukochane ciało oblubieńca. Wydumany pochówek powoli pochłaniał wspomnienia te przeżyte i te, które nigdy zaistnieć nie mogły. Zbawienny czas zasypywał żółtymi liśćmi wytęsknione marzenia. Smutna wdowa pożegnała na zawsze swoją dzielną matkę, wyszła ponownie za mąż za zacnego i pracowitego człeka, spojrzała w bystre oczka kolejnej córeczki i trwała, nie mówiąc nikomu skąd u niej chwile zadumy i nostalgii.

 

Nie wypatrywała już w swym życiu żadnych zawieruch, targających jej uczuciowym pogorzeliskiem, gdy niespodziewanie pocztowy gołąb przyniósł wieść o odnalezieniu ukochanego mężczyzny. On również stracił lata na zdalnym poszukiwaniu swej rodziny. Wymuszone, wojenne przeprowadzki z kolejnych zgliszczy nie dawały mu nadziei na przeżycie najbliższych. Jeszcze tylko jedna przeszkoda, żelazna kurtyna, która oddzielała rozmiłowanych w sobie ludzi. Gdy wreszcie pojawiła się prawna możliwość spotkania, udręczona, młoda jeszcze kobieta zapadła na zdrowiu.

 

Nikt nie wie czy odeszła na bezlitosną chorobę, czy po prostu pękło jej serce. Mężczyźnie na zawsze pozostał obraz wesołej, pięknej dziewczyny z naręczem wiosennych kwiatów, subtelnie przyjmującej jego niezgrabne zaloty.

 

W kontekście przytoczonej opowieści zalecam panom Europejczykom, aby nigdy więcej nie mieszali się w moje sprawy, nie wytyczali celów, które nie są moimi celami, nie układali mi losów zlepkiem legislacyjnych, odgórnych wytycznych. Nakazuję, aby nie ważyli się więcej szczuć na mnie przebrzydłego, holenderskiego pitbula, bojkotującego nie tylko Polską Rację Stanu, ale także, et consortes fryzjera, dentystę i ortodontę. Nie życzę sobie, aby moje problemy, czy bolączki były poddawane ocenie „światłych”, europejskich zgromadzeń. Nie pozwalam byście rysowali, jedynie słuszne drogi dla mnie i moich Rodaków, wszak raz już wam się udało pozbawić mnie ciepłych, szczęśliwych objęć mojej Babci i mojego Dziadka.

 

Niech spoczywają w pokoju.

 

Leszek Posłuszny

 

WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną