Tragedia nastolatek po tranzycji (FELIETON)
Na naszym rynku wydawniczym ukazała się głośna książka amerykańskiej dziennikarki Abigail Shrier „Nieodwracalna krzywda” a w podtytule: „tragiczne losy nastolatek, które zmieniły płeć”. Autorka oprócz profesji dziennikarskiej jest również feministką, wzywającą do tolerancji wobec gejów i lesbijek. Zawsze walczyła o prawo do wolności. I tak się wszystko zaczęło. Transpłciowością zajęła się w 2017 r. gdy stan Kalifornia wprowadził prawo karzące więzieniem pracowników służby zdrowia, którzy nie będą używali wymaganych przez pacjentów zaimków osobowych. Potem doszedł jeszcze Nowy Jork w odniesieniu do pracowników, właścicieli nieruchomości i firm. Dla Shrier było to niezgodne z konstytucją, gwarantującej obywatelom wolność słowa. Po jej artykule na ten temat zaczęły się do niej zgłaszać osoby, które stały się ofiarami ideologii gender.
Autorka zwraca uwagę na to, że niezgodność między tożsamością płciową a płcią biologiczną występowała od bardzo dawna, ale była niezwykle rzadka i dotyczyła wyłącznie chłopców. Do 2012 r. nie istniała żadna literatura naukowa na temat tych zaburzeń u dziewcząt. Teraz lawina ruszyła. W państwach zachodnich od 2 do 9 proc. deklaruje się jako osoby transpłciowe, lub odczuwające niespójność płciową. A większość z nich to dziewczynki. Dzisiaj jest to już niemal epidemia społeczna, moda panująca wśród nastolatek. Od zawsze wiek nastoletni wiązał się z różnego typu dylematami jak: niepokoje, udręki, różnego rodzaju lęki. Kiedyś miała zapobiec temu zalecana dziewczętom liposukcja, a 20 lat temu odkrywanie wypartych wspomnień z dzieciństwa, które były traumatyczne. Dziś jest to zmiana płci.
To bardziej niebezpieczne niż odsysanie tłuszczu, wywoływanie wymiotów czy poddawanie się hipnozie. Tranzycja to nieodwracalne spustoszenie organizmu. Dzieci dostają blokery dojrzewania te same, jakie używa się do chemicznej kastracji pedofilów. Dziewczynki poddawane są mastektomii (usunięcie piersi), histerektomii (usunięcie macicy). Ale ich stan się nie poprawia, bo postawiono błędną diagnozę. A powrotu do poprzedniego stanu już nie ma i zostają okaleczone na resztę życia.
Ta niebezpieczna moda wynika z kryzysu kulturowego. Podkopywany jest autorytet rodziców, a eksponowany autorytet tzw. ekspertów, jednocześnie ogranicza się wolność słowa, zastrasza się naukowców, lekarzy, którzy ośmielają się mieć inne zdanie. Dochodzi do tego jeszcze wpływ internetowych influencerów hołdujących nowej modzie. I jeszcze poprawność polityczna.
Jedną z kluczowych ról w tym procederze odgrywa międzynarodowa organizacja Planned Parenthood, zwana przez obrońców życia fabryką śmierci. Posiada największą na świecie ilość klinik aborcyjnych. Ale jest ona również jednym z najważniejszych dostawców hormonów płciowych. Przynosi jej to olbrzymi dochód.
Jedna z asystentek tej organizacji mówi: „dzieci z identyfikacją transseksualną są dojnymi krowami i są trzymane na haczyku przez najbliższą przyszłość, jeśli chodzi o wizyty kontrolne, badania krwi, spotkania itd.”. W jej klinice nie było lekarzy, a doradca ds. płci nie miał żadnego wykształcenia zawodowego, ale był osobą transpłciową. Do kliniki przychodzą grupy rozchichotanych nastolatek, jak gdyby miały za chwilę, jak w salonie kosmetycznym, przekłuć sobie uszy.
Część z tych pacjentek miała za sobą poważne problemy emocjonalne, depresję, próby samookaleczenia, część była wykorzystywana seksualnie, ale to nikogo nie obchodziło, tak samo jak to, że pacjentki biorą leki przeciwlękowe i antydepresyjne, czy psychotropy. Nie zastanawiano się, jak te leki mogą działać w połączeniu z hormonami płciowymi. Dla kliniki liczyło się jedno – skierowanie na tranzycję. Dziewczętom podawano testosteron w dawkach od 10 do 40 razy większych niż te z którymi ma do czynienia kobiecy organizm. Nie informowano ich o zagrożeniach, które mogą być wynikiem takiej kuracji, np. zwiększone ryzyko zawału serca, rak endometrium. Miały jedynie podpisać stosowny dokument, w którym na dole strony drobnym druczkiem o tym informowano. Dziewczyny nigdy tego nie czytały i podpisywały.
Zdrowie pacjentek nie jest w takim wypadku ważne. Liczy się jedynie biznes oparty na pseudomedycznych eksperymentach i nieodwracalnym okaleczeniu na całe życie.
Czytając tę przerażającą publikację, widzimy dobrze jak ważna jest ochrona naszych dzieci przed podobnymi praktykami genderowymi i jak potrzebna jest ustawa pod nazwą „Chrońmy dzieci, wspierajmy rodziców”.
Iwona Galińska
Źródło: Publicystyka