Pentekostalizm jako forma pobożności i mistyki ludowej?
Ks. A. Siemieniewski w swojej pracy pt. „Ochrzczeni w jednym Duchu. Perspektywy integracji mistycyzmu pentekostalnego z duchowością katolicką” zaproponował określenie pentekostalizmu (a więc duchowości zielonoświątkowej, która przeniknęła też do Kościoła katolickiego) jako formy pobożności ludowej. Ten postulat budzi wiele wątpliwości, bo jest niczym innym niż nieuzasadnioną próbą uznania, że ruch charyzmatyczny jest jedynie odmianą pobożności katolickiej jak pobożność maryjna.
Na samym początku należy rozstrzygnąć, co decyduje o użyciu określenia „pobożność ludowa”. Obecny biskup zauważył najpierw, że pentekostalizm ma masowy, a nawet jak w Ameryce Południowej, „proletariacki” charakter. Mówiąc inaczej, o ile marksistowska teologia wyzwolenia przyjmuje się głównie wśród intelektualistów, to ruch charyzmatyczny przyciąga prostych ludzi. Czyni to nie przez teologiczne traktaty i poważne opracowania, ale poprzez spektakularne nabożeństwa o prostej strukturze, poruszające świadectwa, emocjonalne pieśni i żywiołowych liderów.
W tym sensie oczywiście pentekostalizm jest ruchem pobożności ludowej. Jest to jednak charakterystyka socjologiczna, a wyrażenie „pobożność ludowa” jest także kategorią teologiczną, którą przytacza Katechizm Kościoła Katolickiego pod hasłem „religijność ludowa”. Możemy dowiedzieć się z niego, że istnieje coś takiego, jak „zmysł religijny ludu chrześcijańskiego”, a także, że „zawsze znajdował wyraz w różnorodnych formach pobożności, które otaczały życie sakramentalne Kościoła. Są to: cześć oddawana relikwiom, nawiedzanie sanktuariów, pielgrzymki, procesje, droga krzyżowa, tańce religijne, różaniec, medaliki itp.” (KKK 1674).
Zmysł ten duszpasterze powinni chronić i oczyszczać: „Konieczne jest rozeznanie duszpasterskie, by podtrzymywać i wspierać religijność ludową, a w razie potrzeby oczyszczać i pogłębiać zmysł religijny, z którego wyrastają te formy pobożności, oraz kierować je do głębszego poznawania misterium Chrystusa. Praktykowanie tych form pobożności podlega trosce i osądowi biskupów oraz ogólnym normom Kościoła” (KKK 1676).
Dalej mowa jest o tym, że „Te formy pobożności są kontynuacją życia liturgicznego Kościoła, ale go nie zastępują: Należy (je) tak uporządkować, aby zgadzały się z liturgią, z niej poniekąd wypływały i do niej wiernych prowadziły, ponieważ ona ze swej natury znacznie je przewyższają” (KKK 1675).
Przytoczona została też wypowiedź Pawła VI: „Religijność ludowa w swej istocie jest zbiorem wartości odpowiadających w duchu mądrości chrześcijańskiej na podstawowe pytania egzystencjalne. Zdrowy katolicki zmysł ludu odznacza się zdolnością tworzenia syntezy egzystencjalnej. W ten sposób dochodzi do twórczego połączenia elementu Boskiego i ludzkiego, Chrystusa i Maryi, ducha i ciała, wspólnoty i instytucji, osoby i społeczności, wiary i ojczyzny, rozumu i uczucia. Mądrość ta jest rodzajem humanizmu chrześcijańskiego, który podkreśla z mocą godność każdej osoby jako dziecka Bożego, odbudowuje podstawowe braterstwo, uczy spotkania z naturą i zrozumienia, czym jest praca, daje motywacje życia w radości i pogodzie ducha, nawet wśród trudów życia. Mądrość ta jest dla ludu podstawą rozeznania, ewangelicznym instynktem, który pozwala spontanicznie ocenić, kiedy Ewangelia zajmuje w Kościele pierwsze miejsce, a kiedy zanika jej treść i zagłuszają ją inne sprawy” (KKK 1676).
Analiza przytoczonych fragmentów pozwala dopiero stwierdzić, co to znaczy w sensie teologicznym „pobożność ludowa” i czy można tak określić pentekostalizm. W ciągu wieków wykształcił się wśród wiernych pewien zmysł, który uzewnętrznił się w różnych tradycyjnych praktykach, jak pielgrzymki czy odmawianie różańca. Zmysł ten, o ile pozostaje zdrowy, wynika z ducha chrześcijańskiej mądrości i z właściwego połączenia treści Bożych i ludzkich.
W praktyce widać jego znaczenie na przykładzie kultu maryjnego. Kult ten jest zasadniczo chrystocentryczny i wynika z głębokiego przekonania, że należy czcić Matkę Zbawiciela, tę, dzięki której Bóg stał się człowiekiem. Teologiczne uzasadnienia łączą się tutaj z tradycyjnym polskim szacunkiem dla kobiet i matek, który zapewnia powszechność i trwałość tej pobożności.
W okresie komunizmu, kiedy Kościół został poddany wielorakim prześladowaniom, a wiara była wprost usuwana z ludzkich serc, prymas Wyszyński odwoływał się właśnie do Maryi. Wiedział bowiem, że jest to fundament solidny, a wiara oparta na tym gruncie harmonijnie łączy modlitwę z uczynkami, jest prosta ale nie heretycka, uczuciowa ale nie sentymentalna, okazywana na zewnątrz ale nie faryzejska. Utrwalanie pobożności maryjnej pozwalało, zwłaszcza w trudnych czasach, ocalić to, co najważniejsze i uniknąć wielu zagrożeń duchowych.
Było to także historycznie uzasadnione, bo od czasu, kiedy Jan Kazimierz ogłosił w XVII w. Maryję Królową Polski, maryjność została na trwale związana z polskością. Polak-katolik był także czcicielem Niepokalanej, której służył jako rycerz i niewolnik, chcąc razem z nią doskonale wypełniać wolę Bożą.
Można było oczywiście czasami zaobserwować pewne błędy w tym kulcie, ale wystarczały niewielkie korekty i odpowiednie duszpasterstwo, żeby je zniwelować. Wydaje się zresztą, że nie były one wielkie i wiązały się raczej z postawą konkretnych ludzi, których wiara czasem była zbyt powierzchowna, mało osobista, nie dość dobrze związana z liturgią. Nie chodziło więc o niebezpieczne herezje, które mogły sprawić, że całe wspólnoty utracą wiarę katolicką.
W przypadku pentekostalizmu, szczególnie w Polsce, jest inaczej. Nie spełnia on nie tylko wymagań stawianych teologicznemu, ale nawet socjologicznemu pojmowaniu „pobożności ludowej”. Pomijając nieliczne wielkie zgromadzenia, które są efektem przyjazdu takich charyzmatyków, jak o. John Bashobora, pentekostalizm rozwija się u nas jako twór zaszczepiony z obcej kultury (bp Bronisław Dembowski sprowadził Odnowę w Duchu Świętym z USA), którego religijność przypomina raczej sposób przeżywania wiary amerykańskiej społeczności murzyńskiej niż kobiet z Podlasia.
Ponadto jest on przeżywany w małych, elitarnych grupach, często dość hermetycznych, które gromadzą się w salkach, gdzieś na peryferiach parafii. Nie jest więc efektem potężnego oddolnego ruchu, ale czymś raczej narzuconym przez przekonanych wcześniej duszpasterzy i przygotowanych liderów (którzy zostali pozyskani np. przez protestanckie seminaria charyzmatyczne w Polsce). Jego propagowanie wiąże się nieraz z odrzucaniem tradycyjnej pobożności maryjnej i katolickiej, której wprost zarzuca się, że jest zbyt tradycyjna (powszechne jest przeciwstawianie sobie tradycyjnej wiary wyniesionej z domu i żywej wiary zdobytej we wspólnotach charyzmatycznych).
Biorąc pod uwagę gnostyckie i pogańskie źródła duchowości pentekostalnej, nie można twierdzić, że ruch ten wyraża chrześcijańską mądrość i jest jedynie sposobem przeżywania wiary przez prostych ludzi. Przywołane praktyki i idee, w których widać wyrafinowane herezje, magię, a nawet ślady panteizmu świadczą o tym, że został on wymyślony i narzucony przez teologów, nie myślących zresztą po katolicku.
Porównując pobożność maryjną i pobożność pentekostalną widać, że to nie są równoległe drogi, które biegną obok siebie, wzajemnie się ubogacając, ale w wielu miejscach się krzyżują, proponując zupełnie inne wizje wiary, podejścia do Boga i do człowieka. Można to dostrzec w polskich parafiach, gdzie od lat narasta konflikt między zwolennikami jednej i drugiej drogi. Dotyczy on choćby sposobu przyjmowania Komunii Świętej (na stojąco czy na klęcząco, na rękę czy do ust), czy tego, co jest dopuszczalne w kościele, a co nie (np. spór o tańce liturgiczne).
Ksiądz Siemieniewski zdaje się akceptować tezę, że pentekostalizm to po prostu inny typ pobożności chrześcijańskiej, w której zamiast fascynacji Bożym „imieniem”, mamy fascynację Bożą „chwałą”, co ma uzasadniać, że akcentowane jest to, widziane, a nie to co słyszane. Zostało już pokazane, że teologia chwały, w której Bóg ma potrzebę objawienia się w świecie i w człowieku jako chwała-moc ma naturę gnostycką i pogańską. Następuje tutaj bowiem niebezpieczne odejście od koncentrowaniu się na osobie Boga (teologia „imienia”) na rzecz akcentowania samej mocy i siły, która nawet niekoniecznie musi pochodzić od osoby.
Wymienione przez Autora trzy aspekty duchowości i mistyki pentekostalnej – przeżywanie nadprzyrodzoności, aspekt wspólnotowy i aspekt przemieniający – jedynie potwierdzają zasadność wątpliwości, jakie się pojawiają w związku z nią.
„Przeżywanie nadprzyrodzoności” jest już określeniem, w którym podkreśla się bezosobowy charakter doświadczenia duchowego w pentekostalizmie. Katolicki teolog nigdy nie użyłby takich słów, mówiąc raczej o relacji z Bogiem, o Jego łasce, przez którą działa On w naszym życiu.
„Aspekt wspólnotowy” jeśli mamy na myśli mistykę, także jest czymś niezrozumiałym na gruncie katolickim. Biskup słusznie zauważył, że „W tradycji teologii katolickiej słowo mistyka budzi skojarzenia wybitnie indywidualistyczne”. Tam gdzie w historii Kościoła dochodziło do ekstazy, zawsze mowa była o pojedynczym człowieku, który znajdował się w bliskich relacjach z Bogiem i dostąpił rzadkiej sytuacji, kiedy jego władze naturalne zostały zawieszone. W pentekostalizmie mówi się natomiast o „mistyce wspólnotowej”, która ma nawet „charakter demokratyczny”, bo dotyczy wszystkich członków wspólnoty, którzy osiągają to samo doświadczenie dzięki zasłyszanemu słowu czy muzyce.
Nie trzeba być wytrwanym teologiem, żeby stwierdzić, że mamy tu do czynienia z dwiema różnymi wizjami mistyki. W duchowości pentekostalnej nie trzeba nawet osiągnąć dojrzałości duchowej i być w naprawdę bliskiej relacji z Bogiem, żeby doświadczyć „mistycznych stanów”. Pokazuje to, że te „mistyczne stany” nie mają wiele wspólnego z prawdziwą mistyką.
„Doświadczenie przemieniające” to efekt mistycznego spotkania z Bogiem, dzięki któremu zostaje zmieniona świadomość człowieka, który może w dodatku od tej pory „uwielbiać z mocą” i „ewangelizować w mocy”. Chodzi tu więc o osobiste i bezpośrednie doświadczenie Bożego Ducha, dzięki któremu powstaje nawet „duchowość twórcza” (creative spirituality) polegająca na tym, że wiernemu zostaje udzielona twórcza moc Boga. Wszystko to ma charakter wybitnie gnostycki i świadczy o podejściu, w którym zaciera się różnica między Bogiem i człowiekiem, w którym człowiek stopniowo zdobywa boskie cechy. Trzeba też dodać, że w Kościele katolickim doznania mistyczne jak ekstaza nie zmieniają świadomości, ani nie dają mocy. Są jedynie chwilowym doświadczeniem Bożej obecności, które może umocnić wiarę, ale nie prowadzi do udziału w boskiej twórczości i sile.
Mateusz Nowak
Artykuł ukazał się w miesięczniku Moja Rodzina. Zachęcamy do prenumeraty.
Źródło: własne