4 czerwca wciąż dzieli (FELIETON)
Od 4 czerwca 1989 roku mijają 34 lata a data ta wciąż dzieli Polaków i w coraz większym stopniu staje się dniem kłamstwa „kupowanego” już jako prawda przez młode pokolenie. Wszystko przez wieloletnią nachalną propagandę polityków układu okrągłostołowego, którzy przez większość tego okresu mieli władzę, wpływy, służby i duże pieniądze.
Nie były to żadne wolne wybory, jak to upowszechniano poprzez propagandę i wciskano młodym ludziom w głowy. Były to wybory kontraktowe, gdzie na mocy układu między ówczesną opozycją, a komunistami- jeszcze przed pójściem Polaków do urn wyborczych – ustalono jaki będzie ich wynik w przypadku miejsc w sejmie.
Wolne były tylko wybory do senatu, które komuniści przegrali. Jednak doskonale wiedzieli, że o ustawach decyduje izba niższa, czyli sejm, który może zakwestionowaną przez senatorów ustawę powracającą do sejmu albo odrzucić, albo przyjąć po wprowadzeniu zmian, lub bez zmian. Oczywiście, ustawę może podpisać, albo zawetować prezydent, którego weto parlament może odrzucić. Ale pierwszym prezydentem tej „wolnej” Polski był wybrany przez ówczesny sejm i senat również głosami opozycji Wojciech Jaruzelski, a potem Lech Wałęsa, o którym po ujawnieniu jego nazwiska najpierw na liście Macierewicza, potem w dokumentach dostarczonych IPN przez wdowę po Kiszczaku, na jaw wyszły jego ubeckie uwikłania, czemu do tej pory zaprzecza, nawet gdy przegrywa sądzie.
Czy wybory, w których jeszcze przed elekcją układ okrągłostołowy zdecydował za naród, że komuniści w sejmie obejmą 65 proc. mandatów, a opozycja tylko 35 proc. można nazwać wolnymi? Przecież to przeczy logice. Obserwowałam w czasie tych 34 lat jak się zmieniała cała ta „wolnościowa” narracja. Naprawdę, stosowano długą i żmudną manipulację, forsując z uporem maniaka zakłamana interpretację, która pasowała okrągłostołowym elitom do budowania fałszywej legendy.
I tak, najpierw głoszono, że były to „wybory kontraktowe” i „kontraktowy sejm”. Potem- że były to „prawie wolne wybory”, co też przeczy zasadom logiki. Potem narzucono społeczeństwu interpretację, że były to „wolne wybory”. W tym roku po raz pierwszy od bardzo dawna mówi się jednak w mediach o wyborach kontraktowych. Ale żeby obchodzić ten dzień jako radosne zwycięstwo trzeba upaść na głowę.
Będący w opozycji do Wałęsy i układu okrągłostołowego Andrzej Gwiazda tak skomentował pomysł państwowego święta 4 czerwca: „Wydaje mi się, że można by to święto obchodzić jako pamiątkę jednego chyba z największych oszustw w historii.” I wielokrotnie powtarzał, że „4 czerwca celebrujemy swoją głupotę. Cały proces wyborczy był inscenizowany, a my upieramy się, by tego nie zauważać.” Twierdzi też, że przy okrągłym stole jedni tylko udawali opozycjonistów, a inni po prostu wciągnęli się w plany Jaruzelskiego i Kiszczaka.
„Wydarzenia te odbyły się na zasadzie wykluczenia pewnej części społeczeństwa – twierdzi Gwiazda. „Na pewno nie możemy mówić, że ma to być święto ponad podziałami. Jest to dzień dokonania podziałów.” „4 czerwca jest świętem tej części opozycji, którą władze komunistyczne, a można powiedzieć, że generał Kiszczak, zakwalifikowały jako konstruktywną , czyli taką, z którą da się rozmawiać.”
Dawny opozycjonista, członek Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża Krzysztof Wyszkowski uważa podobnie, a okrągły stół, gdzie zdecydowano o podziale wpływów nazywa zdradą. Uważa, że Wałęsa nie miał legitymacji Komisji Krajowej Solidarności, aby usiąść do rozmów z komunistami. I to nie Komisja Krajowa namaszczała ludzi, aby jako strona „S” byli rozmówcami Kiszczaka. To była hucpa, samowolka, zerwanie z zasadami wewnątrzzwiązkowej demokracji.
Jak to się dalej potoczyło, widać jak na dłoni. Zniknął polski przemysł, uwiądł polski handel, za „złotówkę” oddano najlepsze zakłady w obce ręce. Nie zrobiono dekomunizacji tak jak Czechosłowacji (gdzie przez 10 lat byłym komunistom nie wolno było piastować kierowniczych stanowisk), ani prawdziwej lustracji jak w Niemczech Instytut Gaucka.
Ręka rękę myje do tej pory. Były opozycjonista i przeciwnik okrągłego stołu Grzegorz Schetyna z Solidarności Walczącej, wprowadza w 2019 roku do europarlamentu na plecach wywodzącej się w części z Solidarności Platformy Obywatelskiej kilkoro betonowych postkomunistów z aparatczykami PZPR Millerem i Cimoszewiczem na czele. A 4 Czerwca 2023 roku w marszu zorganizowanym przez Tuska przeciw demokratycznie wyłonionej władzy, „w obronie demokracji” i „przeciwko dyktaturze” maszerują ramię w ramię odsunięci w wyborach przez Polaków koncesjonowani „opozycjoniści” razem z uczestnikami o komunistycznym rodowodzie. W pogardzie dla Polaków, którzy wybierali PiS: dzieciorobów z 500 plus, tłumokom ze wsi i małych miasteczek oraz głupkom z Podkarpacia i Podlasia nieznającym się na polityce. I oczywiście w pogardzie dla moherów i wszelkich katoli, generalnie patologii, o której Tusk mówi „chleją, biją dzieci i żony i żadną pracą w życiu się nie zhańbili”.
Klimat nienawiści potęguje jeszcze zgasła legenda Solidarności Władysław Frasyniuk rzucając hasło marszu „ Zgoda buduje, obalmy te ch…” i „xxxxx xxx”. Do wyborów pozostało kilka miesięcy, seanse nienawiści i pogardy przybierają na sile. Obudź się Polsko!
Alicja Dołowska
Źródło: AD