Czy usunięcie mięsa z diety wydłuża, czy skraca życie?
Dość znany dietetyk kliniczny Mateusz Ostręga, który specjalizuje się w dietach wysokotłuszczowych i niskowęglowodanowych (low carb, dieta ketogeniczna, carnivore) pochylił się niedawno nad zagadnieniem, czy usunięcie z diety mięsa wydłuża życie? I wbrew pozorom oraz wszechobecnej propagandzie okazało się, że wcale nie. Na poparcie swojej tezy przytoczył zbiorczą analizę danych z 175 współczesnych populacji ludzkich. I okazało się, że zsyntetyzowane dane przeczą temu powszechnemu i nachalnie wpychanemu przez współczesną propagandę medialną poglądowi.
Mięso nie szkodzi – mięso odżywia
W wyniku badań (do których podaję link: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/35228814/ ) wynika, że „na całym świecie dwuwymiarowe analizy korelacji wykazały, że spożycie mięsa jest dodatnio skorelowane ze średnią długością życia. Zależność ta pozostawała znacząca, gdy statystycznie kontrolowano wpływ spożycia kalorii, urbanizacji, otyłości, edukacji i upraw węglowodanów”. Jeden z komentujących wypowiedź pana Ostręgi stwierdził, że „Badania epidemiologiczne mają to do siebie, że są ogólnie mało wiarygodne, a co zabawne - większość dzisiejszych wytycznych żywieniowych i zdrowotnych jest oparte na nich. W każdym razie to właśnie badania obserwacyjne zbudowały negatywną otoczkę wokół mięsa”. Do tematu badań obserwacyjnych, nierandomizowanych powrócę w jednym z kolejnych artykułów, ponieważ współczesna „wiarygodność” badań naukowych jest znikoma, badania potwierdzają to, czego chcą sponsorzy (na przykład, że coca-cola nawadnia lepiej od wody), a większość „badań” to niewłaściwy dobór grupy badawczej, źle postawione tezy, manipulowanie danymi pod tezę, czy „twórcze” wykorzystanie statystyki.
Dlaczego mięso to najlepszy pokarm
Mięso to bardzo gęsty odżywczo i wysokoenergetyczny produkt. Który jest pozbawiony substancji antyodżywczych. Jest nie tylko smaczne i zdrowe, ale także wyjątkowo sycące. Ma w swoim składzie wiele składników odżywczych ważnych dla zdrowia i długowieczności. Takich jak: karnozyna, tauryna, witaminy rozpuszczalne w tłuszczach, czy aminokwasy, których w diecie roślinnej (warzywno-owocowej) po prostu brakuje i które trzeba suplementować. Paradoksalnie we współczesnym świecie mięso (i to nawet te z hodowli wielkoprzemysłowej) jest zdrowsze, niż ryby i owoce morza, ponieważ jest o wiele mniej zatrute. Pomimo szprycowania hormonami i antybiotykami ma ono mniej toksyn, niż owoce morza i ryby. I to nawet te z oceanu, nie mówiąc już o hodowli. Gdzie na skutek hodowania łososia zniszczono ekologicznie wiele miejsc na wybrzeżach Norwegii, Szkocji i Kanady. Jednak nawet morskie ryby i skorupiaki, a nawet algi robią za oczyszczacz morza z toksyn i kumulują wszelkiego rodzaju trucizny – od metali ciężkich, przez a na plastiku skończywszy. W efekcie lepiej zjeść kawałek wołowiny, niż łososia.
Oburzenie lewicowych aktywistów klimatycznych, wegańskich i obrony praw zwierząt
I w tym momencie rozmaici „specjaliści” od dietetyki i „obrońcy praw zwierząt” zawyli z oburzenia. Wypowiedzi w rodzaju „Ludzie nie rezygnują z mięsa bo to zdrowe. Tylko dlatego, że to moralne. Takie osoby są lepszymi ludźmi”. A więc w domyśle ty – jedzący mięso jesteś gorszym człowiek i mordercą zwierząt. Przytoczę opinię jednego z najzacieklejszych przedstawicieli tego nurtu - Robert Maślak. Który łączy swój „aktywizm” klimatyczny, praw zwierząt i LGBTQ z weganizmem, skrajnym, lewicowym fanatyzmem i pracą na koszt społeczeństwa na Uniwersytecie Warszawskim. Który stwierdził, że „Sensowne badania w tym temacie będzie można robić dopiero za 30-40 lat, kiedy starzeć będzie się pokolenie, które nie je mięsa przez większą część życia o ile nie całe swoje życie. Kiedy bada się osoby, które 1/3, 1/2, 2/3 życia jadły mięso, takie badania są zupełnie bez sensu”. Wtórują mu inni aktywiści krzyczący, że badania są zmanipulowane.
Mięso mięsu nierówne
Mięso to podstawa diety każdego normalnego człowieka. Przynajmniej w naszej strefie klimatycznej i w okresie jesienno-zimowym, ponieważ w okresie wiosenno-letnim faktycznie lepiej opierać się na sezonowych warzywach i owocach. Poza tym wszystkiego jest w porządku, gdy mamy dostęp do mięsa wysokiej jakości, nie nafaszerowanego chemią. Ponieważ mięso marketowe trudno nazwać produktem wartościowym. Ponieważ jest w nim tyle chemii, hormonów, leków i szczepionek. Co więcej trudno nawet określić, ile jest mięsa w mięsie, bo od lat stosuje się w przemyśle spożywczym maszyny do nastrzykiwania mięsa wodą z dodatkami (najczęściej soli i saletry) i to może stanowić nawet 80 procent masy takiego „mięsa” na półce w hipermarkecie.
Oczywiście gdyby nie mięso rasa ludzka by nie przeżyła i nie przetrwała. Dzisiaj promuje się jedzenie owadów, przetworzonej (i zmodyfikowanej genetycznie) soi, kukurydzy i pszenicy. Wystarczy spojrzeć, że statystyki spożycia czerwonego mięsa spadają. A przypadki nowotworów i cukrzycy rosną lawinowo, a więc może to nie mięso jest problemem, tylko zboża?
Magdalena Żuberska
Tekst ukazał się w miesięczniku Moja Rodzina. Zachęcamy do prenumeraty.
Źródło: własne