Szokujące żądania Kijowa. Tego chcą od innych krajów (FELIETON)
Po tym jak ostatnio władze w Kijowie rozjechały swojego „sługi” z rządu warszawskiego wcale mnie nie zdziwiło kolejne przekroczenie wszelkich granic bezczelności przez ekipę komika z Kijowa. Otóż Kijów chciałby, żeby pomoc Ukrainie była zapisana w ustawie. Tylko, że chcieć to sobie można.
Otóż kijowskie władze obawiają się, że z każdym miesiącem będzie maleć na Zachodzie poparcie dla dalszego wspierania Ukrainy. Dlatego sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Ołeksij Daniłow zaproponował w swojej niezmierzonej mądrości genialne (przynajmniej z jego punktu widzenia) rozwiązanie. A brzmi ono tak - pomoc dla Ukrainy i Ukraińców powinna zostać zapisana w ustawodawstwie krajów sojuszniczych. Miałoby to sprawić, że wsparcie byłoby kontynuowane przez kolejne rządy. W domyśle takie, które już nie chciałyby tego robić. I jak wam się podoba takie rozwiązanie? Prawda, że genialne.
Wszyscy mają już dość
Otóż Sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony w mediach społecznościowych podzielił się swoimi obawami. A konkretnie boi się, że „przedłużający się konflikt może nasilić zmęczenie wojną wśród zachodnich społeczeństw. To z kolei może spowodować, że po zmianie władzy w kolejnych państwach, chęć kontynuowania pomocy będzie mniejsza niż w pierwszych miesiącach inwazji”. I postanowił temu zaradzić. Dlatego Daniłow wezwał sojuszników „do wypracowania wizji ukraińskiego zwycięstwa oraz do określenia pomocy wojskowej dla Ukrainy w ramach krajowych legislacji obejmujących długoterminowe cykle (…) Biorąc pod uwagę cykle wyborcze i możliwą zmianę sytuacji w Europie i w Stanach Zjednoczonych, dalekowzrocznym krokiem byłaby konsolidacja pomocy wojskowej w ramach legislacyjnych”. I dalej stwierdził, że „taki krok nie tylko zobowiązałby kolejne rządy do kontynuowania pomocy, ale też przyczyniłby się do zachowania stabilności partnerstwa między Ukrainą, a krajami Zachodu”.
Jak się wycofać z przegranej wojny…
Ukraina ma narastający problem, a w zasadzie cały ciąg problemów. Od braku ochotników, a nawet poborowych do wojska (w sumie kto mądry chciałby dać się zabić za swój skorumpowany kraj i beznadziejną władzę) przez coraz słabszy strumyk broni i amunicji, a na spadającym poziomie wykształcenia, padającym morale i rosnących stratach w wojsku skończywszy. Dlatego nie bez powodu Ukraina boi się zmęczenia wojną, ale nie tylko u siebie, ale także u sojuszników. Dlatego do nich apeluje, żeby Zachód wdrożył „zestaw środków, mających na celu zmniejszenie zmęczenia wojną, na które liczy Rosja”. Co więcej sami nie chcą usiąść do stołu rozmów, a i samo nastawienie Rosji wskazuje, że nie należy się spodziewać, że w najbliższym czasie będą możliwe jakiekolwiek rozmowy pokojowe. Skoro Daniłow w swoim internetowym „expose” twierdzi, że „na froncie należy się raczej nastawiać na bieg długodystansowy z przeszkodami, a do tego Ukraina potrzebuje stabilności to oznacza, że sytuacja jest już naprawdę poważna. A co gorsza dla Ukraińców nic nie zapowiada, żeby im się poprawiło. Stąd rozmaite pomysły w rodzaju „zmuszenia” sojuszników, żeby sobie powpisywali w konstytucje i inne dokumenty. Oczywiście pomysł jest tak głupi, że jestem gotów postawić ostatni grosz na zakład, że Polska będzie pierwsza (i najprawdopodobniej jedyna) w realizacji tego. Już teraz płacimy grube miliardy za umowę z grudnia 2016 roku, która nas zobowiązuje do „każdej formy pomocy” państwu ukraińskiemu.
Ktoś kiedyś śpiewał: „marzenia, te duże i te maleńkie”. I właśnie ten utwór dedykuję kijowskiemu rządowi. Tę wojnę już przegraliście, ale nie przejmujcie się – może następną za kilka lat uda wam się wygrać. Tylko, że wtedy nikt, nawet pies z kulawą nogą wam nie pomoże. Oczywiście poza pilnującymi swoich interesów Anglosasami i robiącymi wszystko za darmo frajerami z Polski.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM