Polaku, strzeż się Angola

0
0
0
/

Chyba od zawsze dziwił mnie w moich Rodakach, ten niezrozumiały szacunek i czołobitność wobec obywateli Brytanii. Nie mam najmniejszego pojęcia, czy to tęsknota za monarchią, czy po prostu skutek zaściankowej, lewackiej hodowli kompleksów Polaków.

 

Dość powiedzieć, iż ostatnia wizyta premiera Camerona pozostawiła dziesiątki komentarzy, sytuując samo wydarzenie w topowej piątce wydarzeń 2016-go roku. Kiedy powziąłem wiedzę o rzeczonej wizycie głowy „sojuszniczego” państwa moja historyczna świadomość niemal natychmiast wyostrzyła swoje zmysły. Co też Anglia może od nas chcieć?

 

Myślę sobie, a może to jest tak jak ongiś, przed Powstaniem Listopadowym, kiedy to z dobrym słowem nawiedził naszą stolicę wysłannik Izby Lordów nijaki William Jacob. Rzeczony jegomość dość szybko wyłuszczył swoją sprawę, próbując zdyscyplinować rząd Królestwa Polskiego. Kiedy na pierwszą prośbę, a raczej wskazanie, o przeorientowanie naszej gospodarki, tak aby jakość polskiego zboża nie demolowała brytyjskiego rolnictwa usłyszał odpowiedź zdecydowanie odmowną, podjął próbę kolejnych indagacji.

 

Zawinszował sobie otóż, aby polscy producenci nie wytwarzali (czytaj kopiowali) maszyn parowych, mogąc uczynić z bezcłowego handlu z Rosją swoiste, ekonomiczne Eldorado dla polskiej gospodarki. Jednak i tutaj usłyszał kategoryczny odpór. Nie pozostało mu nic więcej, jak zaproponować polskiemu rządowi pożyczkę na siedemdziesiąty procent. Niestety dla niego, na takie dictum usłyszał ponownie zdecydowane „Nie”. Odpłynął zatem angielski lobbysta-parlamentarzysta do macierzy, zapewne z bolesnym dla Polski, zarysem meldunku dla mocodawców. Niestety ów rok 1825-ty poskutkował dość symptomatycznymi postanowieniami rządu angielskiego dla naszego kraju.

 

Uważnie śledząc historię poczynań Brytyjczyków wyłania się jedna zasadnicza prawidłowość; otóż kiedy geopolityka na kontynencie europejskim, nie odpowiadała interesom wyspiarzy, niemal natychmiast prowokowali kontrolowane ruchawki, rewolty i przewroty, czyniąc pożogę i zniszczenie, w białych rękawiczkach. Nie zagłębiając się w decyzyjne korowody stwierdzić należy, iż nie bez powodu sygnatury powstańczego oręża nosiły znamiona oznaczeń pruskich fabryk zbrojeniowych. W kontekście faktu, iż Prusy stanowiły polityczne ramię Królestwa Wielkiej Brytanii na kontynencie, jednoznaczne potraktowanie bezczelnych propozycji pana Williama Jakoba odnalazło swój finał w epilogu powstańczego zrywu. Pamiętać oczywiście należy, któż uczestniczył we wcześniejszych rozbiorach naszych ziem. Zatem, czy współczesna historiografia nie winna uzupełnić drużyny naszych zaborców o jeszcze jednego, sprawnego, ofensywnego napastnika? Według mojego stanu wiedzy - zdecydowanie tak.

 

„Elegancki, miły i przystojny ten Angol” rzecze do mnie znajoma, obserwując relację z przebiegu współczesnej wizyty pana Camerona. We mnie niestety znowu odzywa się głuchy bęben historii, nieco bliższej, bo wojennej. Zadziwiający fakt przedłużania o kolejne lata obowiązku publikacji tajnych akt z czasów wojny nie wydaje mi się tutaj przypadkowy. Nie wspomnę o braku realizacji sojuszniczych zobowiązań Wielkiej Brytanii wobec Polski. (Na marginesie, w kontekście przesłanek historycznych, wolałbym zawiązać sojusz z Boliwią, którego realizacja byłaby tak samo prawdopodobna we wspólnej walce przeciwko Hitlerowi.).

 

Nie wspomnę także o znakomitym udziale Polaków w bitwie o Anglię, o wspólnych bojach na wielu frontach, o bohaterskich czynach polskiego żołnierza. Nie wspomnę również o niewyjaśnionych okolicznościach i angielskim śladzie w sprawie katastrofy lotniczej w okolicach Gibraltaru, o konferencjach w Poczdamie i Jałcie, o krzyczącej nieobecności Polaków na powojennej defiladzie wojsk sprzymierzonych.

 

Pozwolę sobie natomiast na konstatację, iż wojenny włodarz brytyjski, pan Winston Churchill był wielkim, angielskim patriotą, lecz polską rację stanu traktował tylko jako kwestię, którą można kupczyć i niegodziwie nią handlować. Stąd, kiedy dostrzegam w Polsce ulice, dumnie nazwane jego imieniem mam nieodparte pragnienie wykrzyczenia „zdania odrębnego”, czując iż ten angielski grubas w naszym kraju zasłużył co najwyżej na „bycie twarzą” kampanii antynikotynowej.

 

Porzucam poczucie słuszności historycznego sloganu, że „bomby i ordery padają na niewinnych”. Znowu obserwuję wielkopańskie rozdawnictwo uśmiechów w wykonaniu pięknego Davida. „Ludzki chłop” powiada znajoma. Hola hola – kolejny wspomnieniowy bodziec. Tym razem jakże współczesny. Czy to nie aby w ostatnich tygodniach szlachetna Izba Lordów z kraju naszego gościa, nie wystosowała kolejny raz wobec Rzeczypospolitej żądania zwrotu niewyobrażalnych kwot z tytułu plemiennych roszczeń żydowskich? Ano w rzeczy samej. W odpowiedzi nasuwają się dwie czytelne możliwości. Pierwsza to wystąpienie polskiego rządu z etnicznym roszczeniem wobec Wielkiej Brytanii, o zwrot równowartości mienia pozostawionego przez poległych lub bezpotomnie zmarłych Polaków na wyspach. Druga to cesja rzeczonego zobowiązania bezpośrednio na Niemców. Mniemam, iż jeśli nasi zachodni „sojusznicy” uznają nasze zasadne reperacje wojenne, to my możemy spełnić roszczenia nie tylko żydowskie, ale także roszczenia całego Beneluxu, Serbii, Grecji i Etiopii , a i tak jeszcze zostanie nam równowartość dwóch rocznych budżetów oraz możliwość sfinansowania pierwszego, polskiego promu kosmicznego.

 

Zatem nawiedził nas sojusznik, czy komornik, bo nieco pogubiłem się w intencjach. Obserwuję dalej. Szukam interesu wyspiarzy, leżącego u podstaw wizyty w wyśmiewanym kraju. Może to szukanie poparcia u rodzącego się lidera Europy środkowo-wschodniej, dla zrównoważenia samodzierżawia ślicznotki Merkel. Może to faktycznie próba wymuszenia na nas zgody na obniżenie „socjalu” dla naszych obywateli rzetelnie budujących godziwe PKB na wyspach. A może cała esencja kryje się jak zwykle w enigmatycznych określeniach typu; „w niektórych sprawach osiągnęliśmy zbliżenie stanowisk”, głoszonych zgodnie przez obojga premierów. Reasumując, łaskawa pani Premier Rządu Rzeczypospolitej, chcę wiedzieć dokładnie cóż to za „niektóre sprawy”, bowiem oddając należny pokłon historii, nie chcę żadnych tajemnic w negocjacjach z bardzo dla nas niebezpiecznym partnerem, aby nasze dzieci nie musiały czytać w podręcznikach o „nieustalonych naciskach”.

 

Nasz „sojusznik” opuszcza gościnną Polskę. Żywię nadzieję, iż z dalece innymi wnioskami, niż jego rodak prawie dwieście lat temu. Jeszcze tylko zarejestruję wypowiedź naszego, dyżurnego półgłówka, zmieniającego nazwisko naszego gościa na dumną nazwę afrykańskiego kraju i z nadzieją zacznę wypatrywać skutków tak znamienitej wizyty.

 

Leszek Posłuszny


WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną