Stare – nowe rządy (FELIETON)
Donald Tusk po raz trzeci został premierem. Co może to dla nas oznaczać? Sądząc po expose premiera nie ma się niczego nowego spodziewać.
Te same bajania podlane sosem hipokryzji, brak konkretów. O zapewnieniach o miłości (to jakaś jego obsesja), ale takiej, tak jak oni to rozumieją, mówił ciągle, tak samo o zrównaniu podziałów, bo wszystko będzie takie, jakie sobie życzy przywódca. Wie dobrze, że zatarcie podziałów jest niemożliwe, bo siedem i pół miliona Polaków zagłosowało przeciwko takim rządom i ci ludzie nigdy się nie zgodzą, aby ktoś im narzucał sposób myślenia. Nie można również zapominać o tym, że obecny premier, to wódz PO, która przegrała z PiS i gdyby nie otumanienie społeczeństwa Trzecią Drogą, a właściwie Polską 2050, nigdy by nie zdobył fotela premiera To tylko niezrozumiały pęd społeczeństwa do ciągłej zmiany, przyniósł mu ten sukces.
Duża część Polaków nie pamięta już poprzednich rządów Tuska. Osiem lat stabilnych rządów prawicy zatarły ten obraz. Nie pamiętają, w jakiej sytuacji ekonomicznej, bezpieczeństwa narodowego przejmowała rządy prawica, że tylko dzięki stabilnym działaniom Mateusza Morawieckiego przeszliśmy względnie suchą nogą przez pandemię i kryzys wojny na Ukrainie. Pomogły temu liczne tarcze przeciw inflacyjne, które zastosował poprzedni rząd. I jeszcze do tego trzeba dodać ciągłe perturbacje z Brukselą, która chciała nas zagłodzić ekonomicznie, czekając na powrót premierostwa Tuska.
Co otrzymujemy w zamian? Zemstę, zemstę na wroga, czyli niekończące się rozliczenia z PiS, które są szyte tak grubą nicią, że wiadomo, iż do niczego nie doprowadzą. Ale dadzą ludziom igrzyska. Tylko mało to prawdopodobne, aby przeciętny Kowalski śledził z zapartym tchem przepychanki komisji sejmowych. Dla ludzi liczą się konkretne działania ekonomiczne, które pozwalają lepiej żyć rodakom. A tak na marginesie, szkoda, że swojego czasu prawica nie uruchomiła komisji sejmowej, aby zbadać rozkradanie pieniędzy przez mafie vatowskie. Ale mądry Polak po szkodzie.
Wracając do konkretów, to jakoś brak ich na stole. Powołując tak dziwną koalicję, trzeba było obdarować koalicjantów tekami ministerialnymi. Tak rozbudowanego rządu jeszcze nie było w najnowszej naszej historii. Potworzono nowe ministerstwa: przemysłu (oderwano ten resort z ministerstwa gospodarki), ministerstwo do spraw równości, senioralne. To wszystko byty służące rozdymaniu biurokracji. Dlaczego bowiem sprawami seniorów nie może się zajmować jak dotąd Ministerstwo Rodziny, a co ma robić pani minister od spraw nierówności? Ciągle bronić chyba przez nich samych społeczności LGBT?
Ale największym prztyczkiem w nos Polaków to obsadzenie starych zgranych osób na stołkach ministerialnych: skrajnie prorosyjskiego i proniemieckiego, skompromitowanego Radosława Sikorskiego jako ministra MSW, Bartłomieja Sienkiewicza, pamiętnego prowokatora z podpaleniem budki przed ambasadą rosyjską, który przeszedł do historii dzięki swoim słowom: Państwo istnieje tylko teoretycznie oraz że to h..j, dupa i kamieni kupa. Teraz to minister Kultury, a właściwie powołany do likwidacji TVP. Trzeci dziarski minister to Tomasz Siemoniak, który likwidował poprzednio polską armię i rozkładał bezradnie ręce, że na nic nie ma pieniędzy, a ostatnio rwał się do tego, aby dwóch silnych panów wyprowadzało z NBP prof. Adama Glapińskiego. Reszta PO-owców to też zgrany aktyw.
A sam premier? Wiadomo, że na tym stanowisku powinien być ten, kto sprawy polskie stawia na pierwszym miejscu, potrafi utrzymać w ryzach budżet, nawet w czasach kryzysowych i jest bardzo pracowity. To wszystko stawia pod wielkim znakiem zapytania wobec starego –nowego premiera. Wszystkim bowiem wiadomo, że Tusk nie interesuje się gospodarką. Nie lubi tych kwestii i się na nich nie zna. Z poprzednich działań jego rządów świadczy o tym: wstrzymanie budowy połączenia naftowego Odessa – Brody, wstrzymanie Baltic Pipe, zgoda na Nord Stream 1, zakładająca wkopanie rurociągu na głębokość, która zablokuje rozwój polskich portów i zawarcie skrajnie niekorzystnej umowy gazowej, która uzależniła nas od rosyjskiego surowca. Tusk nie zajmował się tak trudnymi sprawami i scedował je wówczas na Waldemara Pawlaka.
Tusk jest z tego znany, że swoje interesy przekłada nad interesy Polski i związane jest to z jego kłamliwymi deklaracjami. Przekonywał, że nigdzie się nie wybiera, bo stanowisko premiera polskiego rządu stawia ponad wszystko, aby po tych deklaracjach udać się do Brukseli i objąć fotel przewodniczącego Rady Europejskiej. Znany jest z tego rzucania słów na wiatr.
Znany jest również ze swojego lenistwa. Dopiero teraz w kampanii wyborczej dał z siebie wszystko. Poprzednio jako premier zaczynał urzędowanie w KPRM w poniedziałki po południu, gdy przylatywał z Sopotu, a kończył w czwartki. W tygodniu też był bardzo aktywny w tzw. zabijaniu czasu. Skracał go sobie „harataniem w gałę” z kolegami.
W ostatniej kampanii wyborczej spiął się maksymalnie. Czy tylko dlatego, że zamarzył mu się urząd premiera? Przecież w rozmowie z dziennikarką TVN żalił się, że nie może myśleć o swoim kandydowaniu i upiornym siedzeniu na Wiejskiej. Marzy mu się wyższa liga. Plotki głoszą, że już teraz swoim najbliższym współpracownikom oznajmił, że za jakiś czas znów wyniesie się z kraju. Ma na niego czekać posada szefa Komisji Europejskiej, wiąże się to z wynikiem wyborów do parlamentu europejskiego i z dobrą koniunkturą w tym zakresie Niemców.
Na razie Tuska czeka test na mechanizm relokacji emigrantów i zgoda na kluczowe zmiany w traktatach europejskich. Teraz jego posłowie głosowali przeciwko traktatom. Co będzie dalej – zobaczymy.
Iwona Galińska
Źródło: IG