Czy gwiazdor „Samoobrony” wreszcie trafi za kratki?
Czy można być podejrzanym o przewodzenie zorganizowanej grupy przestępczej, a jednocześnie prowadzić szereg kolejnych „biznesów” na granicy i poza granicą prawa, czyli innymi słowy dokonywać przestępstw oraz znajdować pod parasolem ochronnym prokuratury, policji i służb? I to nie mając żadnego statusu świadka koronnego? Na przykładzie byłego, dwukrotnego wicemarszałka jednego z województw Zbigniewa Ł. trzeba stwierdzić, że nie takie cuda się zdarzają w Polsce.
Początki w Samoobronie
Złośliwi, (ale i dobrze poinformowani)twierdzą, że Zbigniew Ł. to żywy dowód potwierdzający, że w Samoobronie byli wyłącznie karierowicze i inni dziwni ludzie. W każdym razie w łódzkiej samoobronie znalazł się „kwiat” półświatka, przepraszam – „lokalnych biznesmenów” w rodzaju posłów Jacka Misztala, Waldemara Borczyka, czy Stanisława Łyżwińskiego. I oczywiście naszego bohatera. Czy trzeba dodawać, że za każdym z nich ciągną się liczne wyroki sądowe? I co ciekawe nie tylko za przestępstwa korupcyjne, ale część, jak Łyżwiński miała zarzuty za… liczne przestępstwa seksualne.
Czy można zgwałcić prostytutkę i żonę?
To pytanie zadał szef Samoobrony. Wiele o tym wiedziała Aneta K., która według źródeł wewnątrz partii miała za swoje milczenie dostać… mieszkanie. A po całej aferze wyjechała do Wielkiej Brytanii i zniknęła bez śladu. Co ciekawe pomimo wybuchu seksafery i tak wiele spraw zatuszowano. Jak to zwykle bywa na w magicznym trójkącie: politycy-półświatek przestępczy-służby. Co gorsza kilku gwiazdorów owej partii swoje patologiczne zachowania seksualne przeniosło do domów, traktując w ten sposób swoje żony i partnerki. To właśnie przemoc fizyczna i psychiczna (w tym także przemoc seksualna, w tym gwałty małżeńskie) miały być podstawą rozpadu wszystkich trzech małżeństw (dwa rozwody, trzeci w toku) Zbigniewa Ł. Jednak byłe żony nie chcą na ten temat rozmawiać z mediami, ponieważ dalej się go boją.
Nie kradnij kamienic, władza nie lubi konkurencji…
Tak samo boją się świadkowie w innej sprawie. Ponieważ największym wyczynem Zbigniewa Ł. jest sprawa wyłudzeń kamienic i mieszkań w Łodzi oraz kilku miastach okolicznych. Tym razem jednak trafiła kosa na kamień, ponieważ łódzkimi kamienicami byli i są zainteresowani znacznie poważniejsi gracze – począwszy od bliskiego otoczenia prezydent miasta Hanny Zdanowskiej, po dziwnych „spadkobierców” z Stanów Zjednoczonych. To zupełnie inna waga przeciwnika, których były wicemarszałek nie docenił. Łódzka afera przez lata pozostawała w cieniu warszawskiej, ale w końcu wybuchła. Pazerność Zbigniewa Ł. i jego grupy była tak wielka, że w końcu łódzki ratusz i organy ścigania się nim zainteresowały. W styczniu 2014 roku został przez policję zatrzymany i na wniosek prokuratury tymczasowo aresztowany w związku z przedstawieniem mu dziewięciu zarzutów w tym „kierowania w okresie od 2011 grupą przestępczą zajmującą się wyłudzaniem praw własności do nieruchomości na terenie województwa łódzkiego”.
Zapisz mieszkanie i umrzyj…
W dniu 24 stycznia 2018 roku w łódzkim sądzie okręgowym odbyła się pierwsza rozprawa w sprawie grupy przestępczej, która miała wyłudzać prawa do kamienic. Jak podały lokalne media akt oskarżenia był tak długi, że prokuratorzy jego odczytywanie zajęło ponad trzy godziny. Prokuratura oskarżyła Zbigniewa Ł. i ósemkę jego wspólników o to, że „w porozumieniu z resztą zasiadających na ławie oskarżonych, usiłował wyłudzać prawa własności do łódzkich nieruchomości”. Dalej w opinii prokuratury Zbigniew Ł. „miał kierować zorganizowaną grupą przestępczą, która zajmowała się zbieraniem informacji na temat kamienic, drzew genealogicznych właścicieli, podrabianiem testamentów i przedstawianiem ich przed sądami cywilnymi. Rzekomi spadkobiercy, a czasem także świadkowie ustnie wyrażonej ostatniej woli, składali potem przed sądem fałszywe zeznania”. Oskarżyciel posiłkowy i pełnomocnik Urzędu Miasta Łodzi radca prawny Sebastian Bohuszewicz powiedział wówczas „Gazecie Wyborczej”, że „jest to pierwszy w Polsce proces dotyczący reprywatyzacji”. O samej łódzkiej aferze reprywatyzacyjnej napiszę inny tekst, a nawet całą serię tekstów, ponieważ jest to arcyciekawe i pokazuje, jak działa polskie państwo. Szczególnie, że paru donatorów po zapisaniu mieszkania zaraz zmarło...
10 lat od pierwszego aresztu tymczasowego i 6 lat od rozpoczęcia procesu, a Zbigniew Ł. wydaje się dalej doskonale funkcjonować na swoim, łódzkim podwórku. I wygląda, jakby znajdował pod parasolem ochronnym prokuratury, policji i służb.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM