Wstrząsające słowa azerskiego imigranta (FELIETON)
Ciekawa interwencja miała ostatnio miejsce w Warszawie. Owa interwencja pokazuje, z czym mamy do czynienia dzięki i poprzedniej (która przyjmowała różnych imigrantów także z dzikich, terrorystycznych krajów, ale rzekomo się nie cieszyła) i obecnej władzy (która podpisała pakt migracyjny, ale nie przyjmie nawet jednego imigranta z rozdzielnika). Tymczasem imigrantów i to nawet takich z najodleglejszych i najdzikszych nawet krajów ciągle u nas przybywa. A ponoć nikt ich nie wpuszcza. I nie mówię już tylko o Gruzinach, ale też o innych.
Nie lubię Straży Miejskiej. Nigdy jej nie lubiłem i uważam, że jest formacja stworzona tylko po to, żeby ona sama (i nasza ukochana władzuchna) żyła z nakładania, a czasami wymuszania mandatów. Formacja, w której mogą się spełniać ludzie, którzy (pomimo skrajnego obniżenia wymagań dla kandydatów) i tak nie kwalifikują się do policji. Zgodnie z dewizą „jak cię robota w d… ręce parzy zapisz się do miejskiej straży”. Ludzi których przydatność społeczna jest wielokrotnie niższa od dorabiających do niskiej emerytury dziadków z ochrony, pardon od „wykwalifikowanych i uzbrojonych pracowników ochrony”. Oni są potrzebni, straż miejska nie. Do łamiących prawo, którzy mają kasę i władzę ci miejscy ciecie nie podchodzą. W sumie poza kilkoma blokadami na koła policyjnych radiowozów nie dopatrzyłem się ani jednej zalety w działaniu owej formacji. Mimo to, jak już ową formację stworzono to powinno się ją chociaż w minimalnym stopniu szanować, nawet jeśli jest formacja do zabierania własności i nakładania mandatów na handlującą wyhodowaną we własnym ogródku natką pietruszki jakaś babcią.
Szalony sprzedawca truskawek z dalekiego Kaukazu
Do bardzo ciekawej interwencji policji, a wcześniej tygrysów ze Straży Miejskiej doszło niedawno w centrum Warszawy. Otóż importowany z nieodległego Kaukazu (a konkretnie z bratniej Islamskiej Republiki Azerbejdżanu) handlarz truskawek groził mundurowym. Otóż 34-letni Azer zapowiedział strażnikom miejskim, że „obetnie im nogi i utopi w Wiśle”. Całe zdarzenie miało miejsce w niedzielę 21 kwietnia strażnicy miejscy z I Oddziału Terenowego podjęli interwencję wobec mężczyzny, który na Placu Defilad sprzedawał truskawki. Jak podały usłużne media: „34-letni obywatel Azerbejdżanu handlował bez zezwolenia, odbierając zarobek uczciwym sprzedawcom i nie płacąc podatków”. A więc w sumie robił to samo, co robią w ten kraj zachodnie korporacje, banki i sieci handlowe od jakichś 30 lat. Cała awantura jednak poszła o to, że handlujący bez zezwolenia truskawkami w centrum Warszawy 34-letni obywatel Azerbejdżanu, zagroził funkcjonariuszom straży miejskiej, którzy podjęli wobec niego interwencję ciężkim kalectwem fizycznym. A konkretnie powiedział, że „obetnie im ręce, nogi i utopi w Wiśle”. A jak mu nie wierzą to się przekonają ponieważ „zna ludzi, którzy zajmują się takimi sprawami”. I sobie narobił chłop konkretnych problemów, ponieważ „w związku z groźbami karalnymi” obcokrajowiec został zatrzymany przez policję i grozi mu do dwóch lat więzienia.
Nie pierwszy tego typu numer...
Co ciekawe już wielokrotnie strażnicy „zwracali mu uwagę, że powinien zarejestrować swoją działalność i uzyskać pozwolenie z gminy, jednak nic sobie z tego nie robił”. Mundurowi postanowili więc skierować sprawę do sądu, a zajęty towar zdeponować w chłodni, czyli innymi słowy go okraść w świetle prawa. Dlatego w trakcie interwencji, sprzedawca funkcjonariuszom śmiercią. Oświadczył że "obetnie im nogi i utopi w Wiśle”, dodając, że „zna ludzi, którzy zajmują się takimi sprawami”.
Gdy Straż Miejska wzywa psiarskich
Jak podały media powołując się na rzecznika stołecznej Komendy Policji: „W związku z bandyckimi groźbami, na miejsce została wezwana policja. Agresywny mężczyzna został zatrzymany i przewieziony na przesłuchanie - informują strażnicy miejscy. Mężczyzna odpowie nie tylko za nielegalny handel, ale także za groźby wobec funkcjonariuszy. Za takie przestępstwo grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności”.
Moja osobista opinia na ten temat jest taka, że typ powinien dostać jakiś wyrok, a potem zostać wydalonym na swój koszt do Azerbejdżanu z zakazem wjazdu do Polski przez następne 20 lat. Zamiast odsiadywać wyrok na koszt polskiego podatnika, co jest zarówno głupotą, jak i marnotrawstwem pieniędzy polskiego podatnika. Jednak ponieważ żyjemy w państwie z dykty i kartonu, to nikt na takie najprostsze rozwiązanie oczywiście nie wpadnie.
Zdzisław Markowski
Źródło: Zdzisław Markowski