Michalkiewicz: Na bazarze w Białymstoku (FELIETON)

0
0
11
Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz / sejmlog

Gdzie bije krynica mądrości, skąd czerpać wiedzę o świecie, do czyich opinii się dostrajać? Dotychczas wszystko wydawało się jasne. Krynica mądrości bije w siedzibie Judenratu “Gazety Wyborczej” przy ul. Czerskiej w Warszawie, gdzie patentowane autorytety moralne przygotowują dla mikrocefali intelektualną zupę na michnikowszczynie. Swego rodzaju krakowską filią warszawskiego Judenratu jest redakcja “Tygodnika Powszechnego” na świętej ulicy Wiślnej, przygotowującarozmaite wyciągi i esencje z michnikowszczyny dla tak zwanych katolików postępowych. Jak wspominał Konstanty Ildefons Gałczyński, zdarzały się tam rozmaite potknięcia, których wtedy w warszawskim Judenracie nie bywało, bo tu porządku pilnował Rózański z Romkowskim.

W Krakowie bywało inaczej; pewnego razu pewien autor przyniósł księdzu redaktoru powieść. “Ksiądz założył monokiel, czyta, chwali – głębokie. Dekalogi, akty wiary, to po prostu nie do wiary; romans teologiczny! Lecz tymczasem na mieście inne były już treście. Niby ten sam tytuł w przedzie, ale w środku – strach powiedzieć: przygody pederastów!” Z kolei innym razem pewien profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego przyniósł artykuł, w którym domagał się, by likwidować starców. Ksiądz Piwowarczyk czyta i powiada: no nie, panie profesorze, coś takiego w katolickim piśmie? Profesor zabrał tedy artykuł i sobie poszedł. Kilka dni później Stefan Kisielewski spotkał go na Plantach i pyta, jak pan profesor się czuje. - Nie chcecie likwidować starców, to co mam robić? Dobrze się czuję – odpowiedział. Dzisiaj “Tygodnik Powszechny” tak się już wyrobił, że ex aequo z warszawskim Judenratem jest w awangardzie postępu, więc na pewno przygotuje nam jeszcze niejedną siurpryzę.

Tymczasem przez nasz nieszczęśliwy kraj przetacza się fala rewolucyjnego wrzenia po nieudanej próbie depenalizacji aborcji. Chodziło o to, by nie tylko nie karać tych, którzy damy wyskrobują, ale również tych, którzy podczas skrobanki trzymają je za ręce lub nogi, słowem – by nie karać już nikogo. Wydawałoby się, że wszystko zostało dogadane i tuskowa maszynka do głosowania zadziała i tym razem, aliści zdarzyła się niespodzianka, a to za sprawą Wielce Czcigodnego mecenasa Romana Giertycha. Okazało się, że zgadzając się na kandydowanie do Sejmu z ramienia Volksdeutsche Partei zmienił poglądy – ale nie wszystkie – jednak Donaldu Tusku tego nie powiedział. Wszystko to być może, ja jednak zwróciłbym uwagę na publikację, jaka kilka dni wcześniej ukazała się na łamach niemieckiego portalu “Onet” - że mimo zmiany rządu i Prokuratora Generalnego, prokuratura w Lublinie, jak gdyby nigdy nic, prowadzi śledztwo w sprawie Pol nordu, z którego Wielce Czcigodny pan mecenas, według fałszywych pogłosek, miał sprywatyzować sobie prawie 100 milinów. Czyżby Donald Tusk nie odcinając go od stryczka zamierzał w przyszłości wykorzystwać go jeszcze inaczej? - Jak wy mi tak, to ja wam tak – mógł pomyśleć sobie Wielce Czcigodny pan mecenas i w rezultacie nasz nieszczęśliwy kraj ogarnęła fala rewolucyjnego wrzenia. W awangardzie rewolucji są oczywiście kobiety, podobnie jak to było w roku 1980, kiedy to cały Gdańsk, a potem cała Polska stanęła dęba, bo pani Henryka Krzywonos zatrzymała na ulicy tramwaj – że już dalej nie pojedzie. Potem do spółdzielni ojców transformacji ustrojowej próbował podłączyć się Kukuniek, że to niby “przeskoczył przez płot”, ale inni świadkowie Historii twierdzili, że w tym miejscu żadnego płotu nie było, tylko motorówka Marynarki Wojennej podwiozła go na miejsce, no a potem upadł komunizm. Jak tam było, tak tam było; dość, że komunizm nie tyle może upadł, co – jak zauważył prof. Bogusław Wolniewicz - “mutuje”- nie tylko zresztą u nas, ale i w Ameryce, gdzie tylko patrzeć, jak prezydentem bez żadnych wyborów może zostać pani Kamala Harris. W odróźnieniu od prezydenta Józia Bidena, ona też jest kobietą, podobnie jak lesbijki, co to w strefie buforowej przy białoruskiej granicy urządziły sobie wesele, pokazując przybyłym żołnierzom z patrolu rozmaite niedyskrecje, na widok których nasza niezwyciężona armia podała tyły.

Najwyraźniej w związku z wzbierającą falą rewolucyjnego wrzenia, jaka przewala się przyz nasz nieszczęśliwy kraj, elity postanowiły ponownie zbliżyć się do ludu pracującego miast i wsi, żeby posłuchać, co tam w trawie piszczy. Tak właśnie nakazywał towarzysz Lenin, żeby partia nie traciła więzi z masami. Toteż dlatego właśnie ABW i inne bezpieczniackie watahy, z zapałem nie tylko rekrutują konfidentów, gdzie się tylko da, ale w dodatku nakazują naszemu parlamentu uchwalać ustawy o ochronie “sygnalistów”. Ale konfidenci i “sygnalisci” to – można powiedzieć – systemowe elementy penetracji ludu pracującego, które w dodatku pracują zgodnie z procedurami. A w którym miejscu zapuścić sondę w masy, żeby bez tego systemowego pośrednictwa poznać zbawienne prawdy, którymi żyje lud? Kiedyś wydawało się, że wystarczy w tym celu pójść do magla, żeby za jednym zamachem wszystkiego się dowiedzieć. Wstyd się przyznać, ale i mnie tak się wydawało, dopóty, dopóki nie poszedłem do magla i zobaczyłem, że tam na okrągło wszyscy słuchają radia. Okazało się, że i ten segment opinii publicznej, który do niedawna uchodził za spontaniczny i autentyczny, też jest odgórnie sterowany. Nie da się ukryć; dobrze to nie wygląda, więc co mieli robić redaktorzy “Onetu”, żeby położyć rękę na pulsie opinii publicznej i dowiedzieć się, co właściwie piszczy w trawie?

Myślę, że wybór był trudny, ale za to owocny, bo żmudne poszukiwania zaprowadziły ich do Białegostoku, ale nie do komitetu, czy do redakcji tamtejszego oddziału “Gazety Wyborczej, tylko na bazar. Tak samo postępują w Turcji i w ogóle na Środkowym Wschodzie. Jak chcemy się czegoś dowiedzieć, to tylko na bazarze. I co się okazuje? Okazuje się, że fala rewolucyjnego wrzenia ogarnęła też i białostockie bazary, o czym świadczyłyby opinie wygłaszane przez tamtejsze, bazarowe księżniczki. Wprawdzie opinie te przypominają do złudzenia treści suflowane ludowi pracującemu przez Judenrat “Gazety Wyborczej”, ale wcale nie musi to przecież oznaczać jakiejś zakulisowej inspiracji, tylko przeciwnie – dawać świadectwo, iż Judenrat nie na żarty podtrzymuje więź z masami, zgodnie z leninowskim przykazaniem. Mamy zatem do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym miedzy Judenratem a bazarami, co jest uzasadnione również historycznie, bo przecież antenatami współczesnych mełamedów tworzących wspomniany Judenrat, były handełesy, operujące właśnie na bazarach, miedzy innymi w Białymstoku, skąd dzisiaj wypływa krynica mądrości.

Stanisław Michalkiewicz

Stanisław Michalkiewicz

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną