Paryż. Skrajnie nieuczciwa rywalizacja na Igrzyskach Olimpijskich: kobiety mają dość
Dotąd Igrzyska Olimpijskie zawsze były areną, gdzie liczyła się uczciwa rywalizacja, sportowy duch i zasada równości. Niestety, tegoroczne zawody w Paryżu przyniosły falę wprost bulwersujących wydarzeń, które może zapisać się w historii jako jeden z najbardziej nieuczciwych momentów w sporcie. Coraz więcej zawodniczek otwarcie protestuje przeciwko dopuszczaniu do rywalizacji w sportach walki mężczyzn, którzy identyfikują się jako kobiety. Takie działania, choć formalnie zgodne z nowymi regulacjami, w praktyce naruszają podstawową zasadę równości i sprawiedliwości, szczególnie w dyscyplinach, gdzie różnice fizyczne odgrywają kluczową rolę.
Walka nie do wygrania
Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów nierównej rywalizacji na igrzyskach w Paryżu jest sytuacja, z którą zmierzyła się turecka pięściarka Esra Yildiz Kahraman. W swoim półfinałowym pojedynku dała z siebie wszystko, walcząc z niebywałą determinacją. Mimo to, nie była w stanie pokonać swojego przeciwnika – Yu-Ting Lin z Tajwanu. Choć formalnie Lin startuje w zawodach jako kobieta, to jeszcze kilkanaście miesięcy temu był wykluczony z mistrzostw świata kobiet jako nieuprawniony do występów. Teraz, na Igrzyskach Olimpijskich, bez problemu startuje przeciwko zawodniczkom, które nie mają równych szans w takiej rywalizacji.
Po zakończeniu walki, Yildiz Kahraman odmówiła podania ręki swojemu przeciwnikowi, wyrażając w ten sposób swój protest przeciwko konfrontowaniu kobiet z zawodnikami płci męskiej. Dodatkowo, zanim opuściła ring, wykonała gest „X”, symbolizujący chromosom X – jednoznaczne nawiązanie do tego, że kobiety rywalizujące na tym poziomie powinny mieć pewność, że ich przeciwnicy są tej samej płci biologicznej.
Protesty i łzy na ringu
Esra Yildiz Kahraman nie była jedyną zawodniczką, która zdecydowała się na protest. Reprezentantka Bułgarii, Swietłana Stanewa, po przegranej walce z tym samym przeciwnikiem również wykonała gest „X”, wyrażając swoje niezadowolenie i sprzeciw wobec niesprawiedliwości, z jaką przyszło jej się zmierzyć.
Włoszka Angela Carini doświadczyła jeszcze bardziej dramatycznego momentu. Po zaledwie kilkudziesięciu sekundach starcia z Algierczykiem Imanem Khelifem, który również startuje jako kobieta, opuściła ring zalewając się łzami. W wywiadach po walce tłumaczyła, że nigdy wcześniej nie doświadczyła takiej siły ciosów. Jej reakcja była naturalnym odruchem na dysproporcję siły, której nie była w stanie sprostać, co także znalazło zrozumienie w opinii ONZ.
Węgierka Hamori, która również walczyła z Khelifem, podczas pojedynku przekazywała swojemu sztabowi trenerskiemu, że siła przeciwnika jest przytłaczająca. Te sygnały jednoznacznie pokazują, że sytuacja, z którą przyszło się zmierzyć zawodniczkom na igrzyskach, jest daleka od sportowej rywalizacji opartej na równych szansach.
Czy to jeszcze fair play?
Decyzja o dopuszczeniu mężczyzn identyfikujących się jako kobiety do rywalizacji w sportach walki z kobietami budzi coraz większe uzasadnione oburzenie. Na czym bowiem polega duch fair play, jeśli jedna ze stron ma ewidentną przewagę fizyczną? Pomimo zmian w przepisach, które miały na celu promowanie inkluzywności, wynikające z tego konsekwencje podważają samą istotę sportu.
Obaj zawodnicy, Yu-Ting Lin z Tajwanu i Imane Khelif z Algierii, dotarli do finałów w swoich kategoriach wagowych, pozostając zdecydowanymi faworytami do zdobycia złotych medali. Fakt, że jeszcze kilka lat temu byli zdyskwalifikowani podczas kobiecych mistrzostw świata jako nieuprawnieni do startu, dodaje tylko goryczy do obecnej sytuacji. Jak to możliwe, że regulacje, które miały chronić równość i sprawiedliwość, teraz pozwalają na tak jawnie nierówne starcia?
Olimpijski ideał a polityczna poprawność
Sytuacja, z jaką mamy do czynienia na igrzyskach w Paryżu, pokazuje, że dążenie do politycznej poprawności może prowadzić do absurdu, w którym podstawowe zasady sprawiedliwości są wypaczone. Olimpijski ideał, który miał być ucieleśnieniem uczciwości i równości, został zepchnięty na margines w imię polityki, która zdaje się ignorować biologiczne różnice i ich wpływ na rywalizację w sportach.
Zawodniczki, które decydują się na protesty, stają się głosem wielu, którzy dostrzegają tę niesprawiedliwość. Ich sprzeciw, choć wyrażany na różne sposoby, jest jasnym przesłaniem – sport powinien opierać się na równych szansach, a nie na narzuconych regułach, które zacierają granice między płciami. W przeciwnym razie, igrzyska olimpijskie, które miały być świętem sportu, mogą stać się symbolem nieuczciwości i nierówności, co z pewnością nie jest tym, o co walczyli twórcy tej najważniejszej sportowej imprezy świata.
Jerzy Mróz