Markowski: Czy Republika Mali ma święte prawo wypowiedzieć wojnę Ukrainie? (FELIETON)

0
0
0
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / Internet

Położona w zachodniej części Afryki środkowej Republika Mali to obraz nędzy i rozpaczy. Nie dosyć, że jest to jeden z najbiedniejszych krajów świata, to jeszcze jest on targany ciągłymi konfliktami zbrojnymi. W sumie trudno stwierdzić, kto sobie w okolicznych bagnach, pustyniach i nieużytkach jeszcze nie zrobił siedliska. Szwenda się tam absolutnie wszystko – od miejscowej partyzantki złożonej z plemion tuareskich, po Al Kaidę Arabskiego Magrebu. Do tego dochodzą rozmaici obcy. Tak, więc państwo malijskie i jego armia nie mają lekkiego życia.

Ogromne problemy państwa malijskiego

Innymi słowy przywódcy wojskowi Mali, którzy przejęli władzę po dwóch zamachach stanu w 2020 i 2021 roku obiecali rodakom wreszcie odzyskać kontrolę nad całym krajem. Mali jest rozdarte przez konflikt na północy, gdzie Tuaregowie walczą o stworzenie własnego państwa. W dodatku armia malijska dostawała regularny oklep także od dżihadystów związanych z Al-Kaidą i Państwem Islamskim. W celu poradzenia sobie z rozmaitymi bandami, z którymi armia malijska od wielu lat sobie nie radzi najpierw poproszono o pomoc Francuzów. Licząc na zimny profesjonalizm Legii Cudzoziemskiej. Jednak ci wykazywali się taką chęcią do walki, jak w latach 1939-1940, czyli prawie żadną. Wtedy wkurzeni Malijczycy kazali im spadać i zaprosili Wagnerowców. Licząc, że może Rosjanie będą bardziej chętni do pomocy. I byli. Wspólnie z armią malijską regularnie tłukli rozmaite grupy zbrojne w Mali. Aż do teraz. Kiedy to oni dostali potężny łomot.

Kilkudniowa bitwa

Niedawno agencja Reutera, powołując się na komunikat ruchu rebeliantów z grupy CSP-PSD po polsku: „Stałe Strategiczne Ramy Pokoju, Bezpieczeństwa i Rozwoju” poinformowała, że bojownicy z grupy etnicznej Tuaregów, którzy chcą oderwać swoje terytoria od Mali mieli zabić i zranić dziesiątki żołnierzy armii malijskiej i towarzyszących im rosyjskich najemników. Konkretnie w dniach 25 i 26 lipca w bitwie o Tinzaouaten, (miasto w Mali położone blisko granicy z Algierią), tuarescy rebelianci zabili 84 rosyjskich najemników i 47 malijskich żołnierzy. Do tego dochodzą dziesiątki rannych i wziętych do niewoli. Była to największa dotychczasowa porażka Rosjan na kontynencie afrykańskim. Zniszczono co najmniej kilkanaście pojazdów opancerzonych i zestrzelono śmigłowiec szturmowy Mi-24, który ubezpieczał kolumnę. Ponoć po pierwszym ataku z zaskoczenia wykonanym przez Tuaregów doszło do kolejnych kilku bitew i to nie tylko z Tuaregami, ale także z dżihadystami z Al-Kaidy arabskiego Magrebu. Nomen omen organizacji terrorystycznej i za taką uważaną przez Stany Zjednoczone i kraje zachodnioeuropejskie.

Ukraiński ślad

Zachodnie, w tym i polskie media podały, że „Po zwycięstwie rebelianci zrobili sobie zdjęcie z ukraińską flagą, co stało się powodem do spekulacji na temat ich rzekomego poparcia przez Ukrainę”. Tylko, że to nie tak, ponieważ rzecznik ukraińskiego wywiadu Andrij Jusof otwarcie przyznał się do udziału Ukrainy w ataku uzbrojonych grup terrorystycznych, który doprowadził do śmierci wielu przedstawicieli armii malijskiej. Potwierdził to także w swoim dumnym wpisie na mediach społecznościowych ambasador Ukrainy w senegalskim Dakarze, który to wpis po objechaniu przez senegalski MSZ szybciutko usunął. Jak widać ukraiński wywiad wojskowy pokumał się z muzułmańskimi terrorystami i wsparł ich w ataku. Pal licho, że na rosyjskich kontraktorów, ale także na regularną armię malijską.

Wysoki rangą urzędnik malijski, pułkownik Abdoulaye Maiga oświadczył: „Mój rząd jest zszokowany taką deklaracją, dlatego oskarżam Ukrainę o naruszenie suwerenności Mali. Słowa Jusowa to przyznanie się Ukrainy do udziału w tchórzliwym, zdradzieckim i barbarzyńskim ataku uzbrojonych grup terrorystycznych", który doprowadził do śmierci malijskich żołnierzy. Z tego powodu Mali zdecydowało się zerwać stosunki dyplomatyczne z tym krajem „ze skutkiem natychmiastowym”.

Żadne państwo (no może poza naszą Bulandą) nie jest w stanie przejść do porządku dziennego po tym, jak dzięki czyjejś pomocy wymordowano jej (co najmniej) pół setki żołnierzy. Gdyby ktoś wyciął taki numer Izraelowi, czy Stanom Zjednoczonym to byłby bombardowany do gołej ziemi. A właśnie coś takiego odwaliły ukraińskie służby. Ponieważ Republika Mali nie ma środków, żeby w rewanżu zbombardować Kijów, czy też zabić dla równowagi pół setki żołnierzy ukraińskich, to zrobiła jedyne co mogła – zerwała stosunki dyplomatyczne z Ukrainą. Co Kijów przyjął… ze zdziwieniem. 

 

Zdzisław Markowski

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną