Kowal: Campus, narodek i król rynsztoka (FELIETON)
W pobliżu wejścia na teren uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w olsztyńskim Kortowie, gdzie miał miejsce ogłaszany z rozmachem i pisany – a jakże! - z angielska Campus PO, czyli spęd uczestników stadnego samo zachwytu, stał niewysoki, biednie odziany facet. Obserwując mijających go rozbawionych gości, raz po raz unosił kawałek tektury z wypisanym koślawo: TUSK WYPUŚĆ KS. MICHAŁA!! Widząc nadchodzący patrol policji, położył tekturę na ziemi i pochyliwszy się, udawał, że poprawia coś przy butach. Potem jeszcze raz się rozejrzał, podniósł swoją tekturę i powoli, jakby przygnieciony wielkim ciężarem, odszedł w stronę miasta.
Nikt tej scenki nie sfilmował, nie zarejestrowała jej żadna telewizja, nie odnotował żaden pismak. Ot, mało ważny człowieczek, który dał swój głos w obronie kapłana. Jego czyn był niedostrzegalnym pyłkiem w całym ciągu zdarzeń, jednak warto tu przypomnieć, iż nawet potężny ocean to nic innego, jak zbiór kropel wody. Być może – wszak nie znamy naszych przeznaczeń - ten właśnie czyn anonimowego mężczyzny, i jego skromniutki protest w obronie „więźnia z zemsty”, przeważy szalę sprawiedliwości. Okaże się tą decydującą ostatnią kroplą.
Nie krzyczące tłumy, nie wołania autorytetów moralnych i nielicznych, niestety, przedstawicieli sądownictwa, są jądrem tej sprawy. Z nimi rozbuchana propaganda rządzących jakoś sobie poradzi. Mają narzędzia i sposoby, te zapożyczone (albo przypomniane sobie) z epoki UB i stalinowskiego komunizmu. Trudniej, co umyka uwadze trzymających ster władzy pyszałków, dać sobie radę z tymi „szaraczkami”, którzy nie rzucając się w oczy pracują, aby jakoś przeżyć, i - co niebezpieczne dla każdej dyktatury - nie dają sobie wbić do głów obcej im ideologii. Mają swój rozum, trudno ich przekonać, iż czarne to białe a białe czarne. Są milczącą większością. Cichą, ale niezłomną. Mają swoje tekturki, na których w każdej chwili mogą napisać, czego żądają. A gdy zbliża się ktoś, kto może im zagrozić, przezornie chowają się w cieniu, by czekać na odpowiednią chwilę. Dobitnym, historycznym przykładem, co może się stać, kiedy ci milczący przemówią na cały głos, był Radom 76 i Sierpień 80.
Zachwyceni sobą uczestnicy olsztyńskiego campusu zapewne nauczki tej nie pamiętają. Już dawno zniknęło im z oczu, że prócz nich oraz im podobnych egzystują ci niedostrzegalni, szarzy, cierpliwi obywatele. Naród, dla nich tylko narodek. Margines, jak raczyła go pogardliwie nazwać uważająca się za wybitną aktorka Janda. Ale zasłońmy kurtyną tę kolejną odsłonę głupawej pychy i zerknijmy na wspomnianą imprezę, obficie dotowaną przez niemiecką (dlaczego?!!!) fundację. Było miło. Ze sceny przemówiły powitalnie tuzy walki z… (tu wystarczą nazwiska: Nitras i Nowacka, duet wynalazców piły na katolików). A potem gadano i gadano o przyszłości, markując wielką, ba, olbrzymią troskę o Tenkraj. Zadawano też oczekiwane z góry pytania, byle nie naruszyć dobrostanu swojej partii - siły przewodniej. No i – co było clou tych występów – walono jak w bęben w tę potworną opozycję, nie zostawiając suchej nitki na jej przywódcy. Słuchając owej niewyszukanej ekwilibrystyki słownej, przypomniałam sobie pewien zapis z Campusu 2021. Także wówczas tematem przewodnim była złowieszcza partia przeciwników. Jeden z mówców, który niczym koń w zaprzęgu, rączo skakał po grzbiecie szefa partii naonczas rządzącej, srożył się, iż wszystko w niej jest be, ohydne i paskudne, bo liczy się u nich ...tylko wola jednego człowieka, który jak marionetki traktuje wszystkich najważniejszych urzędników w państwie… Metodą ”wytnij, wklej” dołączyłam ten głos do wypowiedzi z Campusu 2024, wykrzykujących radośnie, że wróciła wolność, i skończyło bezprawie. Pasowało bowiem jak cholera do dzisiejszego modelu sprawowania władzy, którego istotą jest, czy premier znów się wściekł, czy na razie sobie odpuścił.
A kiedy nadszedł koniec pompatycznych mów, do akcji ruszyła partyjna młódź. To dopiero był bal! Śpiewano i pląsano w rytm partyjnej pieśni masowej ( na razie nie była to Międzynarodówka). Jej poruszające językowo treści, przepojone duchem knajactwa, przerywane refrenem „je…ać PiS” rozgrzały campusiaków do czerwoności. Ślicznie to podsumował sam wódz, stwierdzając, że wszak „śpiewać każdy może…” Czyżby poczuł się królem rynsztoka? Cóż, każdemu według jego zasług.
Anna Kowal