Michalkiewicz: Burdel daje szanse (FELIETON)

0
0
5
Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz / Sejmlog

Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy przegłosowało cofnięcie immunitetu Marcinowi Romanowskiemu – o co występowali bodnarowcy, wykonujący zadanie “rozliczenia” poprzedniej ekipy. Tak się przypadkowo złożyło, że obejrzałem sobie dyskusję, jaka to głosowanie poprzedziła i przekonałem się, że polscy parlamentarzyści zasiadający w tym Zgromadzeniu nie są w stanie wyłamać się z partyjniackiej dyscypliny, narzuconej w kraju przez stare kiejkuty.

Oto weteran parlamentaryzmu, nie tylko z pierwszorzędnymi korzeniami, ale i doświadczeniami jeszcze z czasów pierwszej komuny, pan Marek Borowski, agitował za uchyleniem panu Romanowskiemu immunitetu pod pretekstem, że dopiero wtedy jego sprawę rozpatrzy niezawisły sąd, który wyda salomonowy wyrok. Podobnie argumentowała również pani Agnieszka Pomaska, która takich pierwszorzędnych korzeni, ani takiego doświadczenia wprawdzie nie ma, ale świadomą dyscyplinę zna. W przypadku cudzoziemców można by sobie pomyśleć, że nie znają polskich realiów i myślą, że z tymi sądami to wszystko naprawdę, ale podejrzewanie pana Marka Borowskiego, a nawet pani Agnieszki o taką naiwność byłoby niegrzeczne. Nie mogą oni przecież nie wiedzieć, że w Polsce właśnie sędziowie zostali wypchnięci na pierwszą linię frontu walki o “praworządność”, zgodnie z rozkazem Naszej Złotej Pani z Berlina. Jak pamiętamy, 7 lutego 2017 roku, po fiasku “ciamajdanu” 16 grudnia 2016 roku, zamiast walki o demokrację, nakazała walkę o praworządność. Toteż niezawiśli sędziowie znaleźli się alb o po jednej, albo po drugiej stronie linii frontu, w zależnosci od tego, czy są konfidentami bezpieki, czy też bronią własnej skóry, jako tak zwani “neosędziowie” - jak ich określa Judenrat “Gazety Wyborczej”, który w tym konflikcie zajmuje konsekwentne stanowisko promieniemieckie, zgodnie z aktualnym nakazem koordynacji polityki historycznej i wszelkiej innej żydowskiej z niemiecką. Skoro jednak mamy do czynienia z taką koordynacją, to trudno, żeby Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy podjęło w sprawie immuntetu pana Romanowskiego inną decyzję W tej sytuacji pan Romanowski zostanie wydany na pastwę bodnarowców, którzy następnie zaciągną go przed oblicze starannie dobranego niezawisłego sądu, który – powinność swej służby rozumiejąc, a także wykonując zadanie zlecone przez oficera prowadzącego (wiecie rozumiecie, niezawisły sędzio, wy temu Romanowskiemu, to przysolcie taki wyrok, żeby zapamiętał ruski miesiąc, bo inaczej z wami będzie brzydka sprawa). Skoro o tym wszystkim wiemy nawet my, to trudno, żeby nie zdawali sobie z tej sytuacji sprawy wytrawni członkowie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, zwłaszcza pochodzący z Polski. Muszę powiedzieć, że w tej sytuacji zwykli kryminaliści mają lepiej, o czym świadczy casus pana Rafała Gawła z delatorskiego Ośrodka Badań Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Skazany on został w Polsce za oszustwa, ale władze Norwegii uznały, że polskie sądy są “niewiarygodne” i udzieliły mu azylu. Wprawdzie pan Romanowski jeszcze za nic nie został skazany i nawet nie wiem, czy postawiono mu zarzut oszustwa, ale – kto wie? - może w Norwegii miałby szanse uniknięcia szponów bodnarowców? Przecież od czasu, gdy panu Gawłowi udzielono tam azylu, w Polsce nic się nie zmieniło, a jeśli nawet – to na gorsze. W ramach demolowania Lachom państwa, bodnarowcy “nie uznają” coraz to nowych instytucji państwowych, niezawiśli sędziowie podsrywają jedni drugich, zarzucając sobie nawzajem “nielegalność”, a premier Donald Tusk, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy ze znaczenia takiej deklaracji, otwartym tekstem oznajmia, że ponieważ nie ma prawnych narzędzi przywracania praworządności – cokolwiek by to miało w jego ustach znaczyć – to będzie korzystał z narzędzi bezprawnych. Taka deklaracja uzasadnia zakwalifikowanie gabinetu Donalda Tuska jako organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, a w tej sytuacji nie tylko niezawisłe sądy, ale także prokuratura, nie mówiąc już nawet o bezpieczniackich watahach, stają się oddziałami tej organizacji przestępczej. Jak to wśród gangsterów, towarzyszy temu bałagan, którego ilustracją jest chociażby kwestia, czy Prokuratorem Krajowym jest pan Barski, czy przeciwnie – ulubieniec pana Adama Bodnara, pan Korneluk?

Tymczasem w dniach ostatnich (czyżby rzeczywiście nadchodziły zapowiadane “dni ostatnie”?) CBA zatrzymała biłgorajskiego filozofa Janusza Palikota i jeszcze dwie osoby pod zarzutem oszustwa wielkich rozmiarów. Chodzi podobno o 70 mln, na jakie naciągnął on wiele osób, miedzy innymi – podobno znanych sportsmenów. Pan Palikot, czyli od tej pory “Janusz P.” został przez prokuratora przesłuchany. Niestety nie wiem, czy podczas przesłuchania podniósł wątpliwość co do autentyczności tego prokuratora – czy nie jest on przypadkiem jakimś przebierańcem, który pod autentycznego prokuratora się tylko podszywa. Najgorsze są nieproszone rady, ale ponieważ wszystko wskazuje na to, że “Janusz P.” znalazł się w opałach, ponieważ gabinet Donalda Tuska będzie próbował urządzić mu pokazuchę, to radziłbym mu, by od samego początku podnosił wątpliwości co do autentyczności funkcjonariuszy, z którymi będzie miał do czynienia. W odróżnieniu od pana Marcina Romanowskiego, jego sprawa bowiem nie ma charakteru politycznej dintojry, więc w sytuacji, gdy nie wiadomo, kto właściwie jest Prokuratorem Krajowym, to czy możemy być pewni, czy osobnik podający się za szeregowego prokuratora, jest nim rzeczywiście, czy tylko się pod niego podszywa? To, że urzęduje w budynku prokuratury o niczym nie przesądza. Pan Dariusz Korneluk też urzęduje w gmachu Prokuratury Krajowej i nawet nakazuje siepaczom nie wpuszczać do niego pana Dariusza Barskiego, który został zatwierdzony na stanowisku Prokuratora Krajowego przez Izbę Karną Sądu Najwyższego i uznany przez pana prezydenta Dudę, który udostępnił mu nawet pomieszczenie w Kancelarii Prezydenta – ale czy to znaczy, że pan Korneluk aby na pewno jest Prokuratorem Krajowym? Jedynym argumentem, który mógłby on przytoczyć na swoją obronę jest to, że pan Adam Bodnar “nie uznaje” Sądu Najwyższego. Ale warto przypomnieć, że raz “nie uznaje”, ale innym razem “uznaje” Kiedy SN, a konkretnie – Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych stwierdziła, że wybory 15 października ub, roku były “ważne”, to tego orzeczenia nikt nie próbował podważać, mimo, że ta Izba “na codzień” nie jest w ogóle uważana za sąd. W takiej sytuacji na miejscu “Janusza P.” szedłbym w zaparte i mnożył wątpliwości, co do autentyczności instytucji, z którymi miałbym do czynienia, a po cichu przygotowywałbym sobie ucieczkę do Norwegii, szlakiem pana Rafała Gawła, szermierza praworządności.

Stanisław Michalkiewicz

Stanisław Michalkiewicz

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną