Czy w ruchu charyzmatycznym panuje pogańska wizja Boga?
Nie podważam istnienia charyzmatów i charyzmatyków. To co jednak dzisiaj przedstawia się jako „ruch charyzmatyczny”, ma z nimi niewiele wspólnego. Koncepcja Boga, którą tam odnajdujemy, jest bowiem głęboko pogańska. Pokazuje to chociażby interpretacja terminu „chwała”, jaki przyjmuje się generalnie w ruchu charyzmatycznym.
Przez ruch charyzmatyczny rozumiem bardzo szerokie zjawisko, które zostało zapoczątkowane w protestanckim Ruchu Zielonoświątkowym na początku XX w., a potem rozlało się na inne denominacje protestanckie i przeszło do Kościoła katolickiego w czasie Soboru Watykańskiego II. Mamy tu więc do czynienia z bardzo niejednorodną teologią, różnymi wyznaniami, więc może się wydawać, że wręcz niemożliwością jest nakreślenie jednego wspólnego dla nich stanowiska. Ono jednak jest, nawet jeżeli werbalnie się tego nie wyraża. Przyjmuje się je jednak na poziomie praxis, a więc praktyki, kultu, który jest podobny we wszystkich grupach religijnych odwołujących się do charyzmatów.
Wspólny mianownik wszystkich "charyzmatyków"
Na najbardziej podstawowym poziomie łączy je bowiem wspólna terminologia – słowa, takie jak uwielbienie, chwała Boża, dar języków, dar uzdrawiania, charyzmaty itd. Od początku istnienia chrześcijaństwa najwięksi teolodzy skupiali się na opracowaniu teologii, którą nazwano teologią imion Bożych. Przykładem jest Pseudo-Dionizy Areopagita, anonimowy autor, prawdopodobnie żyjący na przełomie V i VI w., który twierdził, że jest Dionizym, słuchaczem św. Pawła na Areopagu. Teologia ta miała prostą strukturę. W Biblii odnajdywano imiona Boża i poddawano je analizie. W ten sposób dochodzono do tego, jaki Bóg jest, co o sobie mówi, jak chce być postrzegany przez człowieka. Nie była to oczywiście jedyna metoda teologii, ale ta najbardziej odwoływała się do Biblii. Istniała też teologia apofatyczna, „teologia negatywna”, oparta na założeniu, że możemy się tylko dowiedzieć, jaki Bóg nie jest, bo przekracza On wszystko, co nam znane. Była też teologia odwołująca się do analogii, czyli poznająca Stwórcę poprzez zestawienie go ze stworzeniem i szukająca punktów zbieżnych między nimi. Teologowie na tej drodze ustalali, że skoro stworzenie ma jakąś doskonałość, to Bóg też musi ją mieć, choć oczywiście w nieskończenie większym stopniu.
U współczesnych zwolenników ruchu charyzmatycznego, zwłaszcza u jego teoretyków, można zetknąć się często z opinią, że prezentują oni jeszcze inną teologię. Twierdzą nieraz, że w odróżnieniu od teologii Imion Bożych, prezentują teologię Bożej chwały, która też ma fundamenty biblijne. W tym momencie odwołują się do wybranych cytatów z Pisma Świętego, w tym często do słów: „Wtedy to obłok okrył Namiot Spotkania, a chwała Jahwe napełniła Mieszkanie. I nie mógł Mojżesz wejść do Namiotu Spotkania, bo spoczywał na nim obłok, a chwała Jahwe wypełniła Mieszkanie” (Wj 40,34n) czy „Aleś ty Święty, mieszkający w chwałach Izraelskich” (Ps 22,4), a także wielu innych im podobnych.
Chwała w tym ujęciu jest czymś, co emanuje z Boga, co towarzyszy Jego obecności, co może wręcz jest sposobem Jego manifestacji, co może i powinno być przedmiotem naszego uwielbienia. Chwała jest tutaj czymś związanym z pobożnością chrześcijanina, czymś, co wręcz jest dla niej podstawowe. W ruchu charyzmatycznym Boga poznaje się w praktyce poprzez obcowanie z Bożą chwałą. Kiedy zaś się jej doświadcza? Dzieje się to podczas modlitwy uwielbienia, podczas modlitw o uzdrowienie, w czasie występów muzycznych tzw. zespołów uwielbieniowych. Liderzy charyzmatyczni bardzo często, podczas tego typu różnych wydarzeń, mówią: „Teraz Bóg cię uzdrawia”. To „teraz” wskazuje na to, że Bóg, według ich wierzeń, jest szczególnie obecny podczas wydarzeń charyzmatycznych.
Co więcej, w ten sposób spełniają się według nich słowa z Pisma dotyczące Apokalipsy: „Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą” (Mk 13,26). Chwała jest tutaj właśnie synonimem mocy, czymś, co jest przynajmniej z nią ściśle związane, jest czymś namacalnym. Każdy kto dotyka się tej chwały, sam zostaje przemieniony i dzięki temu może mówić językami, doznać nawrócenia, uzdrowienia, usłyszeć w serce słowo poznania (odczytać w umyśle Boga, który mówi do niego bezpośrednio) itd. Ta chwała to oczywiście ostatecznie Bóg, ale tutaj pojawia się problem.
W Kościele katolickim z jakichś powodów nie rozwijano wcześniej teologii chwały. Nieprzypadkowo charyzmatycy powołują się przede wszystkim na fragmenty ze Starego Testamentu. W Nowym Testamencie mowa o chwale Bożej jest najczęściej w kontekście Apokalipsy, końca świata i przyszłego życia. Samą chwałę przez wieki rozumiano w Kościele w duchu moralnym po prostu jako cześć, zaszczyt, powszechne uznanie. Takie znaczenie mają słowa Ewangelii zresztą, jakimi jest hymn aniołów po narodzeniu Jezusa Chrystusa: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (Łk 2,14). „Chwała na wysokości Bogu” (Gloria in excelsis Deo) to także hymn starochrześcijański, jeden z chrześcijańskich śpiewów liturgicznych, do dzisiaj śpiewany w kościołach i tam też jest takie znaczenie chwały. W starych katechizmach przedsoborowych jest napisane, że świat i wszystko zostały stworzone „dla chwały Bożej”, czyli znowu mamy tutaj to samo znaczenie – chwały jako czci, uznania.
Rozumienie chwały Bożej
Jak się wydaje, teologia chwały Bożej, rozumianej jako sposób obecności Boga w świecie, była zrozumiała w czasach przed Wcieleniem, kiedy niewidzialny Bóg manifestował się w świecie przez widzialne znaki typu obłok czy ogień. Po Wcieleniu, kiedy Bóg stał się człowiekiem, a potem zamieszkał w Kościele i daje nam się w Eucharystii pod postacią chleba i wina, dalsze rozwijanie teologii chwały Bożej nie ma uzasadnienia.
Skąd więc ta zmiana? I dlaczego ruch charyzmatyczny postanowił sięgnąć właśnie do tego obrazu, z którego zrezygnowali nawet Apostołowie, wielcy święci i teolodzy katoliccy i który nie znalazł odzwierciedlania w nauczaniu o Bogu, które znajdziemy np. w katechizmie? Odpowiedź jest jedna: bo obraz ten umożliwia inne przedstawianie Boga, które jest już niekatolickie, ale zgodne z pogańską myślą neoplatońską (z której ruch charyzmatyczny czerpie tak naprawdę garściami, podobnie jak żydowska kabała, różokrzyż, masoneria i inne ruchy ezoteryczne).
Plotyn był pogańskim teologiem i filozofem żyjącym w Imperium Rzymskim w III w. Stwierdził, że Bóg jest niepoznawalny, nawet przez samego siebie, bo jest nieokreślony, jest Jednią, o której nic nie możemy powiedzieć, która nawet nie jest osobą, nie ma intelektu i woli. Ta Jednia rozlewa się, niczym woda ze szklanki, do której zbyt wiele nalano, i w ten sposób tworzy cały wszechświat, wraz z ludźmi i zwierzętami. Wszystko w takim ujęciu jest emanacją Boga. Emanacja tym różni się od stworzenia, że emanat istotowo nie różni się niczym od emanującego. Katolicy wierzą, że Syn wyemanował z Ojca i dlatego są sobie równi i współistotni, ale wszystko poza Trójcą Świętą zostało stworzone. Plotyn był jednak dojrzałym poganinem, wyznawcą panteizmu, który uważał, że wszystko jest bogiem.
Co to ma wszystko wspólnego z ruchem charyzmatycznym? Ma wiele wspólnego, bo dla kogoś, kto ma wiedzę o ruchach ezoterycznych, teologia charyzmatyków niebezpiecznie przypomina neoplatonizm. Bóg objawiający się w postaci chwały na wydarzeniach charyzmatycznych, chwała niczym energia, która przelewa się na uczestników i ich przemienia (uzdrawia, daje im dar języków, słowo poznania itd.).
Zwolennicy ruchu charyzmatycznego będą oczywiście bronili się, mówiąc, że nie twierdzą, iż są częścią Boga, że to On tylko przez nich działa, ale opis zjawisk charyzmatycznych pokazuje coś innego. Podczas charyzmatycznych seansów ujawnia się Boża chwała (energia, siła), dzięki której ktoś, kto w nią wkracza, nabiera cech właściwych dla Boga. To poczucie siły, mocy, której się doświadcza i którą się okazuje, jest tak silnym doświadczeniem psychicznym, emocjonalnym i duchowym, że chce się to powtarzać. Pytanie tylko, czy to na pewno jest katolickie?
Według nauczania Kościoła jedyne bezpośrednie spotkanie człowieka z Bogiem na tym świecie dokonuje się przez Eucharystię, kiedy przyjmujemy Ciało Jezusa Chrystusa. Nawet wtedy jest jednak ono ukryte pod postacią chleba. To podczas Eucharystii możemy mówić o szczególnej obecności Boga, ale nawet wtedy kapłan nie narzuca Bogu, że ma „teraz” uzdrawiać, przemieniać człowieka, dokonywać cudów. Jest to narzucanie Bogu, kiedy i jak ma działać.
Niezależnie od tego, że charyzmatycy często podkreślają, że chodzi o Boga, a nie o Jego dary, w praktyce, skupienie na tych ostatnich jest niezwykle widoczne. Tymczasem mistrzowie życia duchowego, jak św. Jan od Krzyża, podkreślali, że nie należy nie tylko się skupiać na tym, co nadprzyrodzone, ale nawet o to prosić, bo dar szybko zastępuje Dawcę.