Polski rząd niczego się nie uczy. Powiela właśnie błąd Harris
Kamala Harris, która nie tylko przegrała z Donaldem Trumpem w walce o Biały Dom, ale przegrała z kretesem, położyła zbyt wielki nacisk w swojej kampanii na aborcję. Przez to nie tylko straciła głosy elektoratu Bidena, ale nawet kobiet. Teraz koalicja 13 grudnia idzie tą samą drogą.
6 listopada do Sejmu trafiła ustawa, która dekryminalizuje pomoc w aborcji. To ten sam projekt, który przepadł już w głosowaniach w lipcu 2024 r. Teraz wraca, bo część posłów PSL ma rzekomo go poprzeć. Nawet gdyby jednak tak było, nie ma szans na podpis prezydenta. Chodzi więc o symboliczne zwycięstwo, którego i tak zapewne nie będzie. PSL już ogłosił bowiem, że w klubie nie będzie dyscypliny w tej sprawie.
Projekt zakłada zniesienie odpowiedzialności karnej za pomoc w aborcji w całości, bez względu na wiek ciąży (uchyla ust. 1 i 2 art. 152 KK), zniesienie odpowiedzialności karnej za przerwanie cudzej ciąży do 12. tygodnia (zmiana ust. 3 art. 152 KK), zniesienie odpowiedzialności karnej za przerwanie cudzej ciąży po 12. tygodniu pod warunkiem wad płodu oraz pod warunkiem że aborcję wykonuje lekarz lub pielęgniarka, lub położna (dodanie ust. 4 w art. 152 KK), zniesienie odpowiedzialności karnej za przerwanie cudzej ciąży, jeśli jest to skutkiem procedury medycznej (leczenie, diagnostyką, pielęgnacja) zmierzającej do uratowania zdrowia lub życia kobiety.
Aborcja na życzenie
Posłanki Lewicy i KO chcą w istocie zalegalizować aborcję tylnymi drzwiami. Teoretycznie będzie ona zabroniona, ale za jej wykonanie, w wielu wypadkach, nie będzie grozić żadna kara. Tymczasem zbrodnia bez kary to przyzwolenie na dokonywanie zła. To tak jakbyśmy utrzymali zakaz kradzieży, a jednocześnie zlikwidowali kary za kradzież. Przecież to czysty absurd. Zwolennicy projektu mówią, że to „częściowa dekryminalizacja”. To tak jednak jakbyśmy mówili, że już wolno kraść, ale tylko w piątki i niedzielę. W istocie jest to coś jeszcze gorszego, bo ustawodawca chce wskazać sposoby, jak złamać prawo i nie ponieść konsekwencji.
Kobieta mogłaby np. sprowadzić z zagranicy środki wczesnoporonne i nie spotkać się z żadnym napiętnowaniem. Podobnie mogłaby skorzystać z pomocy fundacji zajmującej się propagowaniem aborcji i pomocą w niej. Koalicja 13 grudnia robi wszystko, by rozpowszechnić dzieciobójstwo. W tym celu prokuratura Adama Bodnara i Ministerstwo Zdrowia pod patronatem Izabeli Leszczyny wydały swoje zalecenia. Leszczyna chce, aby lekarze wykonywali aborcję na podstawi kwitka od psychiatry, który stwierdzałby, że ciąża grozi „zdrowiu psychicznemu” kobiety. Prokuratorzy natomiast mieliby odstępować od ścigania przestępstw w tej materii.
Skoro jednak chce przepchnąć się obecnie to prawo, to znaczy, że zalecenia jednak nie do końca działają. Prokuratorzy i lekarze jednak boją się otwarcie łamać prawo. Zawsze istnieje szansa, że znajdzie się uczciwy medyk, który odmówi aborcji, lub uczciwy prokurator, który będzie ją ścigał. Rząd chce to zmienić, a przynajmniej pokazać swojemu elektoratowi, że coś robi w tym zakresie. Akcję napędzają oczywiście agresywne feministki z Lewicy i PO, ale przykład z USA pokazuje, że nie realizują one wcale woli większości. Nawet dla osób, którym ten projekt może być bliski, nie najważniejsze jest wcale, żeby w Polsce przede wszystkim zalegalizować aborcję. Dużo częściej, jak wynika z badań, nawet w elektoracie partii rządzącej, przeważa oczekiwanie, żeby służba zdrowia dobrze działała.
Polacy tego nie chcą
Ta, jak jednak wiemy, nie funkcjonuje. Brakuje miliardów dla szpitali, więc Ministerstwo Zdrowia chce to przykryć nieistotnymi dla większości ludzi działaniami: walką z alkoholem na stacjach benzynowych, alkotubkami, zakazem aborcji. W tym czasie natomiast kolejki do lekarzy rosną, a szpitale odmawiają przyjęć pacjentów i wykonywania operacji ratujących zdrowie i życie. 8 listopada ma odbyć się głosowanie nad projektem. Wyraźmy nasz sprzeciw i liczmy na to, że wyborcy okażą swoje niezadowolenie z powodu wywoływania kolejnej niepotrzebnej wojny politycznej.