Markowski: Włoska wyspa i terror kóz (FELIETON)

0
0
6
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / https://www.flickr.com/photos/zbigniewkulak/4681976246

Współczesny świat faktycznie zidiociał. Mamy do czynienia z rzeczami, które się najstarszym filozofom nie śniły. Jedną z nich jest postępujące zidiocenie społeczeństw Zachodu. Przez co wydarzenia, które w lokalnej społeczności kiedyś byłyby darem Bożym (takim, jak pojawienie się niespodziewanego, darmowego jedzenia) dzisiaj urastają do rangi nierozwiązywalnego problemu.

Tak właśnie można ocenić sytuację w jednej z walijskich miejscowości (to taka kraina geograficzna w Wielkiej Brytanii), którą terroryzuje… szalony gang zdziczałych owiec! O czym kiedyś pisałem. Oczywiście szydząc z problemów pierwszego świata. Teraz znowu mogę się chamsko i złośliwie ponabijać, gdy okazało się, że pewna włoska wyspa jest terroryzowana przez... kozy. Na szczęście burmistrz „znalazł nietypowe rozwiązanie problemu”. I w tym zakresie oprzemy się na informacjach amerykańskiej telewizji CNN oraz brytyjskiego dziennika „The Guardian”.

 

Gang dzikich kóz

 

Otóż niewielka włoska wyspa Alicudi ma „nietypowy” problemem. W sumie ten problem wcale już nie jest nietypowy – skoro mamy walijskie miasteczko rządzone przez zdziczałe owce, niemiecką gminę terroryzowaną przez bociany, mamy zagrażające życiu mieszkańców zdziczałe hipopotamy w Kolumbii, czy dziesiątki innych „problemów”, które kiedyś zostałyby rozwiązane poprzez konsumpcję gatunków inwazyjnych i upierdliwych. Po ich uprzednim ubiciu. Jednak współczesne społeczeństwo potrafi chronić każdego szkodnika (i nie mówię tylko o śniadych gwałcicielach z importu, którzy muszą dostać pięciogwiazdkowy hotel, żeby mogli zapomnieć tęsknotę o swojej rodzinnej chatce z błota, gliny i krowiego nawozu). Dlatego też postanowiono chronić „dzikie”, a w zasadzie mocno zdziczałe kozy, których wcześniej w miejscowym ekosystemie nie było. Zamiast je po prostu spróbować wyeliminować. Najlepiej za pomocą kuli karabinowej.

 

Włoska wyspa i zdziczałe kozy

 

Jakieś 20 lat temu za sprawą rolnika, który wypuścił je wolność na na włoskiej wyspie Alicudi pojawiły się kozy. Na początku były one hodowlane, ale jak jakiś bęcwał je wypuścił na wolność to sobie zdziczały. Przez lata zwierzęta spokojnie sobie żyły w górach i na zboczach klifów, a pozostawione same sobie, zaczęły rozmnażać się w zdumiewającym tempie. W sumie nie było żadnego naturalnego drapieżnika, który redukowałby populację ze szczególnym uwzględnieniem osobników młodych. W efekcie dzisiaj wyspę zamieszkuje zaledwie 100 osób i... około 600 dzikich kóz I nawet ta liczba nie jest do końca realna, ponieważ niektórzy szacują, że jest ich na wyspie nawet 800. Cóż szwendając się po wyspie w takiej licznie zwierzęta te zaczęły poważnie uprzykrzać życie miejscowej ludności. Skoro już zniszczyły dziki ekosystem wyspy, to poszły sobie w tereny mieszkalne, gdzie sieją spustoszenie w ogrodach, wyżerając warzywa, obgryzając drzewa i niszcząc wszelaką roślinność. Zdarzały się nawet, kiedy rzekomo „rozbijały kamienne mury” i „zakradały się do domów mieszkańców”. Przykładowo w w rozmowie ze skrajnie lewicowym, brytyjskim magazynem „The Guardian” właścicielka „Golden Cafe Noi” – Gloria wyznała, że „jedna z kóz ukrywała się pod stołem w jej lokalu”. I dodała, że: „To była atrakcja, ale potem martwiłam się, czy kogoś nie ugryzie [...] Poruszają się w stadach i powodują szkody, jest ich po prostu za dużo”.

 

Nadmiar humanitaryzmu

 

Co więcej populacja dzikich kóz już dawno wymknęła się spod kontroli, a lokalne władze zamiast zacząć wydawać płatne licencje myśliwskie i promować koźlinę, jako zdrowe i smaczne mięso to burmistrz Alicudi, Riccardo Gullo wpadł na nietypowy pomysł rozwiązania tego nietypowego problemu „zachęcając chętnych do adopcji”. Powiedział mediom: „Dlatego zachęcam chętnych do składania wniosków w celu adopcji kozy. Dodał, że nie trzeba spełniać żadnych wymagań, ani być rolnikiem. Wystarczy posiadać własną łódź, którą można przetransportować zwierzęta z wyspy… Absolutnie nie rozważamy uboju zwierząt, więc propagujemy pomysł ich oddania [...] Jeżeli ktoś ma możliwość udomowienia kozy, będzie to piękna i bardziej humanitarna metoda kontrolowania tego problemu”.

 

Skoro nie mięso to może chociaż ser...

 

Burmistrz powiedział, że odezwało się kilku zainteresowanych, w tym rolnik z wyspy Vulcano, zajmujący się produkcją ricotty z mleka koziego. Akcja ma trwać do czasu, aż na wyspie pozostanie tylko kilka kóz jako atrakcja turystyczna.

 

Ja preferowałbym typowe rozwiązanie – część kóz na koźlinę, a młodsze i ładniejsze (rzekłbym nawet, że „seksowniejsze”) sprzedałbym za grubą kasę i deportował do jakiegoś kraju muzułmańskiego, w którym miejscowi mężczyźni mogliby je pojąć za swoje zastępcze żony. Niestety burmistrzowi jest bardzo daleko do mojego geniuszu strategicznego. I nie wybrał tego rozwiązania, które jest i najprostsze i najsensowniejsze, ale zacznijmy od początku.

 

Zdzisław Markowski

koza

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną