Kowal: Nocne koszmary konferansjera (FELIETON)

0
0
11
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / https://pixabay.com/photos/hands-phone-smartphone-electronics-1851218/

Wcześnie rano rozdzwonił się telefon. Nieznany numer. Ale może, bo wszak pora niezwyczajna na czyjeś żarciki, ktoś się dobija z ważną sprawą. Odbiorę, co mi tam…

Nocne koszmary konferansjera

- Halo. Słucham. Z kim rozmawiam?

- Tu lekarz rodzinny. Jak się pani dzisiaj czuje? Jak noc? Spało się dobrze?

- Tak. Dziękuję. Ale dlaczego lekarz rodzinny? Dziwne.

- Normalne. Przecież musimy się troszczyć o zdrowie mieszkańców.

- Niby prawda. Jednak aż taka troska?

- Tak powinno być.

- Pani doktor, od kiedy i z jakiej okazji prowadzicie tę dziwną akcję? Bo to chyba jakaś akcja. Dają wam za udział jakieś punkty czy specjalne premie?

- Nie. Robimy to w ramach obowiązków. Od dziś.

- Do kiedy?

- To nie tak, że tylko na jakiś czas. Będzie to stały zwyczaj. No więc jak się pani czuje? Nie trzeba jakichś zabiegów, pomocy pielęgniarki, fizjoterapeuty? W razie potrzeby zaraz ktoś się zjawi.

- Dziękuję. Czuję się dobrze.

- To dobrze. Na razie do widzenia.

Byłam wstrząśnięta. O co chodzi? Co się tu wyprawia? Przez to wszystko mocno rozbolała mnie głowa, więc – choć tego unikam – musiałam łyknąć tabletkę uśmierzająca i jeszcze na trochę położyć. się do łóżka. Przysypiałam, kiedy znów rozwrzeszczała się komórka. Odbiorę, bo nie przestanie…

- Słucham. Kto tam?

- Kowalska z urzędu. Chciałam zapytać, czy nie potrzebuje pani pomocy, na przykład czy nie trzeba pani drewna albo węgla do ogrzewania domu, bo idą zimne dni. W razie co zaraz dowieziemy.

- Mam kominek, ale nic do palenia. Zabrakło mi pieniędzy, kiedy zapłaciłam po nowych cenach za prąd, wodę i gaz. Lecz na opał od urzędu też nie mam.

- Rozumiem. Proszę się nie martwić pieniędzmi. Tę pierwszą turę opału, którego powinno wystarczyć na jakieś trzy miesiące, dostarczamy za darmo. Rząd dał na to specjalny fundusz.

- Dziwne. Dotąd nie dawał, a zabierał. Ale może coś się odwróciło. Jeśli tak, czekam na dostawę.

Po tej drugiej dziwnej rozmowie głowa nagle przestała mnie boleć. Ba, zaczęłam się zastanawiać, czy w naszym kraju możliwe są takie cuda. Hm, tego nie można wykluczyć. Już ochoczo wzięłam się do roboty. Po uszykowaniu miejsca na drewno kominkowe wysprzątałam wszystkie kąty w domu – i zadowolona z siebie ległam w łóżko. Udało mi się pospać aż do rana. Właśnie popijałam śniadaniową kawę, kiedy odezwała się komórka. Może to ktoś z urzędu w sprawie tego drewna…

- Halo, słucham.

- Tu konsultant kardiologiczny. Przed dwoma laty robiła pani EKG i wynik nie był zły, ale też nie idealny. Czy nie trzeba tego sprawdzić? W razie potrzeby wyślemy po panią samochód.

- Dziękuję doktorze. Czuję się nieźle. Badanie nie będzie potrzebne. Nie chcę zajmować miejsca innym, może chorym.

- Ależ mowy o tym nie ma! Każdy mieszkaniec rejonu będzie zadbany.

Cholera, znów zaczął mnie łupać łeb. Co za dziwactwa. Doktory same się pchają z pomocą. Do tego ta czułość urzędu. Ktoś mnie robi w konia? Zasiadłam nad wystygłą już kawą i zaczęłam się głowić, szukając przyczyn niezwykłych zdarzeń. Wreszcie z głębi pamięci wychynęło oblicze faceta, który kiedyś nawijał, że nadejdzie czas, gdy to lekarze będą do nas dzwonić, aby się dowiedzieć czy coś nam nie dolega. Kim był ten gość? Spierniczaj sklerozo, zaraz sobie przypomnę. A, już wiem! To był konferansjer, który prowadził program rozrywkowy w TVN. Chyba chodziło o „Mam talent”. Ale co ten konferansjer ma do lekarzy? No jak to, ty durna babo. Przecież wybrali go na marszałka Sejmu i przez to właśnie ten dyrdymalarz opowiada publice głodne kawałki. Robi przy tym cudaczne miny, macha łapami, jakby zagarniał uwagę plebsu. A że ostatnio w ogóle dzieją się niepojęte dziwactwa, może udało mu się jakoś z tymi doktorami.

Tak, musi coś być na rzeczy, bo już po południu zadzwonił ortopeda. Kiedyś tam zwichnęłam stopę. Jednak po urazie nie zostało ni śladu. Mimo to doktor od kośćca zaproponował przebadanie kończyn. Już miałam ulec, gdy naszą rozmowę przerwał ostry niecierpliwy terkot. Co jest?! Brzęczy i brzęczy. Otworzyłam oczy. Leżałam na tapczanie, za oknem zrobiło się jasno, a terkot pochodził od nastawionego na wczesną porę budzika. Gdzie ten ortopeda? Gdzie troskliwi lekarze i opiekuńczy urząd? To wszystko tylko sen?

W mig dopadła mnie jawa. Muszę natychmiast pędzić do autobusu. Za niecałą godzinę mam wizytę u lekarza od chorób uszu . Nie może mi przepaść. Czekałam w kolejce 19 miesięcy. I tak krótko; sąsiadka ma wizytę u kardiologa aż za 27 miesięcy. Jeśli dożyje.

Uff, mimo wszystko dobrze wrócić na ziemię. Takie sny to istna groza. Przez nie człowiekowi wpadają do głowy głupie myśli, jak choćby ta, że warto by cofnąć czas i poustawiać rozmaite figury na ich poprzednich miejscach. Marszałkowi oddać fuchę konferansjera, bo strasznie się w tym Sejmie męczy i już gada od rzeczy. Zaś ministrze ( tak się chyba to teraz odmienia…) posadę, odpowiednią do jej zdolności umysłowych.

Do wizyty u lekarza nie doszło. Ministra zdążyła zlikwidować jego oddział. Może los tak chciał, żebym doń nie trafiła. Dzięki temu jest szansa, że będę coraz słabiej słyszeć. Z pożytkiem dla nerwów, bo przestaną do mnie docierać bajdy marszałków, ministrów i minister, działaczy a przede wszystkim tego wygadanego super łgarza na wysokim rządowym stolcu. Na pewno, drodzy czytający, doskonale wiecie, kogo mam na myśli.

Mój wyczekiwany specjalista przyjmuje teraz prywatnie. Cóż, na to niestety nie mam forsy. Na opał też nie. Przyjdzie mi marznąć, czego sobie i wam nie życzę. Zastanawiam się tylko, czy nie wyłączyć z życzenia tych, co sobie taki rząd wybrali.

Anna Kowal

 

 

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną