Le Monde: Wielka Brytania i Francja myślą o wysłaniu wojsk na Ukrainę
Francuska gazeta Le Monde podaje, że Wielka Brytania i Francja rozmawiają o wysłaniu żołnierzy na Ukrainę. Po udzieleniu zgody przez USA na użycie rakiet dalekiego zasięgu przez Kijów jest to kolejny krok w stronę eskalacji konfliktu.
Obie powyższe decyzje muszą niepokoić. Stany Zjednoczone konsekwentnie odmawiały Ukrainie użycia rakiet dalekiego zasięgu w taki sposób, by razić obiekty w głębi Rosji. Biden podkreślał, że Rosja mogłaby uznać ten fakt, za zaangażowanie w wojnę krajów trzecich, co mogłoby zapoczątkować III wojnę światową. Zełenski naciskał na to, podkreślając, że jest to jeden z jego elementów planu zakończenia tej wojny. Komentatorzy zwracali uwagę, że to nie pokona Rosji, jest na to zbyt późno, Kijów ma za mało sił i środków, a Putin nie odpuści. Mimo to kilka dni temu Biden nagle zmienił decyzję i zgodę odnośnie użycia rakiet dalekiego zasięgu wydał.
Jest to tym dziwniejsze, że prezydent USA odchodzi z urzędu w styczniu przyszłego roku, więc nie powinien obciążać nowej administracji skutkami takiej decyzji. Ewidentnie jednak Biden chciał w ten sposób storpedować zapowiedzi Trumpa, że zakończy ten konflikt.
Macron za wojną
W ten sam sposób odczytywane są teraz rozmowy Wielkiej Brytanii i Francji. Już w lutym Macron zachęcał państwa NATO do wysłania wojsk na Ukrainę. Odcinał się od tego nawet Donald Tusk, który zaznaczał, że polscy żołnierze nigdzie nie pojadą. Generalnie na świecie krytykowano tę koncepcję, jako przejaw skrajnej brawury.
Niektórzy uważają, że sytuacja zmieniła się po tym, jak Korea Północna otwarcie wysłała swoich żołnierzy na Ukrainę, by walczyli po stronie Rosji. Nie wydaje się jednak, żeby to miało tak wielkie znaczenie. Po pierwsze, kraj ten od dawna wspiera Rosję w tej wojnie, a po drugie, znaczenie użycia tych wojsk, według samych ekspertów, jest niewielkie. Był to raczej symboliczny gest mający pokazać, że Rosja nie jest osamotniona.
Ukraina miała już pierwszy raz użyć pocisków dalekiego zasięgu na terytorium Rosji, na co kraj ten nie odpowiedział zdecydowanie. Według komentatorów zwleka on do stycznia, aby Trump zmniejszył, albo nawet zatrzymał pomoc dla Ukrainy. Francja i Wielka Brytania prawdopodobnie jednak również nie chcą dopuścić do końca konfliktu, dlatego już rozmawiają o wysłaniu wojsk na Ukrainę.
Ukraińcy nie chcą wojny
Tymczasem z ostatniego sondażu wynika, że już nawet ponad połowa mieszkańców Kijowa nie chce kontynuacji wojny. Każdy dzień oznacza dla Ukrainy stratę ludzi, sprzętu i ziemi. W interesie tego państwa jest jak najszybsze zakończenie konfliktu, nawet jeśli oznacza to pewne straty terytorialne. Skończyły się czasy hurra optymizmu, kiedy mówiono, że jeszcze tydzień, dwa, a dzięki żołnierzom ukraińskim i sankcjom Zachodu Rosja padnie na kolana. Już wiadomo, że poradziła sobie z sankcjami, ludzi ma więcej gotowych do walki niż przed wojną, przestawiła się na tryb wojenny.
W tym momencie najbardziej rozsądne wydaje się mieć podejście Donald Trump. Oczywiście, jego działanie może przybrać różne formy. Wystarczy jednak, że zatrzyma dopływ gotówki i sprzętu do Ukrainy, aby rozmowy pokojowe stały się koniecznością. Rosja na tej wojnie z pewnością dużo traci, więc też zakończy wojnę, jeśli osiągnie przynajmniej minimum założonych przez siebie celów. Do nich zapewne należeć będzie zatrzymaniu Krymu i części wschodniej Ukrainy, a także rezygnacja przez Ukrainę akcesji do NATO i UE. Do obu tych organizacji Ukraina nie ma jednak wielkich szans dostać się w najbliższych latach. Jest zbyt skorumpowana, żeby móc stać się członkiem UE, jako że jest państwem w stanie wojny i od lat pozostaje w rosyjskiej strefie wpływów jej przyjęcie do NATO byłoby rzuceniem dużego wyzwania Rosji. USA nie zaakceptowałyby, gdyby jakieś państwo z nim graniczące, podpisało pakt obronny z Rosją.
Wydaje się, że ostatnie działania Bidena, jak i Francji oraz Wielkiej Brytanii, a więc państw orędujących za militarnym wsparciem Ukrainy, świadczą o panice, jaką wywołał w nich wybór Donalda Trumpa.