Michalkiewicz: Zastawki poważne i inne (FELIETON)
Kiedy prezydent Trump sprawił srogi zawód prezydentowi Zełeńskiemu, odmawiając przekazania Ukrainie za pośrednictwem europejskich państw NATO, które miałyby za to Ameryce zapłacić – dalekosiężnych pocisków manewrujących “Tomahawk”, a w dodatku go obsztorcował – prawdopodobnie za zaprezentowanie w Białym Domu postawy mocarstwowej – jastrzębie z Ośrodka Studiów Wschodnich w Polsce nie zostawili na nim suchej nitki – że to niby został przez Putina “ograny” i w ogóle – że nie starł Rosji z powierzchni ziemi.
Było jasne, że eksperci ze wspomnianego Ośrodka zrobiliby to bez wahania. Ale – jak mówi przysłowie - “nie dał Pan Bóg świni rogów, bo by ludzi bodła”, więc wszystko, co nasz nieszczęśliwy kraj może zrobić, to podskakiwać, przytupywać, pokrzykiwać, wymachiwać rękami – jak przystało na wzorowego ormowca Europy – ale decyzje należą do państw poważnych. Wspominany często przeze mnie austriacki naukowiec Konrad Lorenz zauważył, że zwierzęta wyposażone przez naturę w śmiercionośne narzędzia: kły, pazury, czy rogi, bardzo rzadko walczą na śmierć i życie. Z reguły osobnik słabszy, nie czekając na decydujący cios, ratuje się ucieczką, a zwycięzca nawet go nie goni. Natomiast zwierzęta w takie śmiercionośne narzędzia nie wyposażone, na przykład synogarlice – z reguły zadziobują się na śmierć. Tenże Konrad Lorenz twierdził też, że większość zachowań ludzkich, a może nawet wszystkie, którym przypisujemy rodowód kulturowy, tak naprawdę mają podłoże biologiczne, tylko ludzie na skutek pychy, nie chcą tego przyznać. Jest w tym pozór racjonalności, bo czyż w przeciwnym razie rozmnożyłyby się po uniwersytetach studia politologiczne, czy ekonomiczne? Stefan Kisielewski twierdził, że cała tajemnica ekonomii sprowadza się do tego, by tanio wyprodukować a w ostateczności – kupić – i drogo sprzedać – a wszystko inne od Złego pochodzi. Dlatego też na świecie jest znacznie więcej ekonomistów – a nawet – starszych ekonomistów, niż astronomów. Przyczyna leży w tym, że astronomowie wiedzą, iż gwiazdy poruszają się same, podczas gdy wielu ekonomistów szczerze uważa, że rzekę trzeba pchać, bo inaczej popłynęłaby do góry. To samo z politologią. Sprowadza się ona do odpowiedzi na dwa proste, a nawet – excusez le mot – chamskie pytania: Pierwsze – co mi dasz, jak ci to zrobię oraz drugie - co mi zrobisz, jak ci tego nie dam. Cała reszta, to są didaskalia.
Wracając do prezydenta Trumpa, to wygląda na to, iż pogłoski, jakoby został “ograny” przez prezydenta Putina były chyba przedwczesne – bo właśnie w dniach ostatnich zastosował wobec Rosji tak zwaną – jak mówią gitowcy - “poważną zastawkę”w postaci sankcji wymierzonych w dwa rosyjskie koncerny naftowe: Rosnieft i Łukoil. Chodzi o to, by pozostałe kraje, zwłaszcza Indie i Chiny, przestały kupować rosyjską ropę, a w każdym razie – ograniczyły zakupy, bo w przeciwnym razie narażą się na “sankcje wtórne”, to znaczy – Ameryka przestanie kupować od nich w ogóle – wywrze na nich straszliwą zemstę. Celem tych sankcji jest spowodowanie obniżenia rosyjskich dochodów ze sprzedaży ropy, by Rosja nie mogła już finansować wojny na Ukrainie i usiadła do stołu rokowań. Oczywiście człowiek strzela, ale to Pan Bóg kule nosi, więc jeszcze nie wiemy, na ile te sankcje okażą się skuteczne, bo skądinąd wiadomo, że co jeden człowiek próbuje zakryć, to drugi zaraz odkryje. W tej sytuacji musimy po raz kolejny odwołać się do odkrycia uczonych radzieckich, którzy wynaleźli sposób przewidywania przyszłości; wystarczy trochę poczekać. Gdyby sankcje nie zadziałały, to jedynym, a w każdym razie ważnym ich skutkiem ubocznym, byłoby danie prezydentowi Putinowi czasu, by pokazał, czy na Ukrainie może wygrać w polu. “Wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie” - twierdził Klucznik Gerwazy. O prawdziwości tego twierdzenia mogliśmy przekonać się całkiem niedawno, kiedy to niezawisły sąd w Warszawie najpierw wtrącił do aresztu wydobywczego pana Wołodymira Żurawlowa, podejrzewanego przez Niemcy o wysadzenie w powietrze bałtyckich gazociągów, potem mu nawet siedmiodniowy areszt przedłużył do dni 40-tu – ale kiedy – jak podejrzewam - dostał iskrówkę (“wiecie, rozumiecie, niezawisły sędzio...”), to nie tylko w podskokach kazał go zwolnić, ale w dodatku nawet odmówił wydania go niemieckiemu gestapo. A przecież Ukraina jeszcze nawet wojny nie wygrała, a tylko nasi Umiłowani Przywódcy lekkomyślnie uwierzyli, iż od jej zwycięstwa zależą również losy naszego bantustanu. Wprawdzie tak twierdzi ukraiński Sztab Generalny, który w rozsiewaniu takich pogłosek ma swój interes – ale tylko ludzie lekkomyślni w tę propagandę wierzą. Bardzo tedy możliwe, że Nasi Umiłowani Przywódcy są bardziej lekkomyślni, niż przewiduje ustawa. Że cały nasz naród jest lekkomyślny, twierdził Winston Churchill. Z pewnością wiedział, co mówi, bo najlepszym dowodem naszej lekkomyślności było to, że zaufaliśmy właśnie jemu. Nawiasem mówiąc, opinia, iż jesteśmy narodem lekkomyślnym jest i tak uprzejma, bo wszystko jedno – lekko, czy ciężko – to jednak trzeba myśleć. Tymczasem to wcale nie jest takie pewne, bo bardzo często wielu ludzi w ogóle nie myśli, tylko po prostu powtarza po innych.
Przekonujemy się o tym codziennie, oglądając tak zwane “debaty” telewizyjne. Polegają one na tym, iż redaktorzy przesłuchują zaproszonych do studia delikwentów, licząc na to, że każdy z nich w końcu się przyzna, że jest głupszy od redaktora przesłuchującego, który w tym celu sztorcuje swojego gościa, kiedy tylko ten udziela niewłaściwych odpowiedzi na pytania. Mogliśmy to obserwować również podczas przesłuchania, jakiemu pan redaktor Kraśko z TVN poddał byłego premiera Leszka Millera. W odróżnieniu od pana redaktora Kraśki, który przyswoił sobie zbawienne prawdy, że głód wypędza wilka z lasu i inne takie, a jeśli chodzi o przygody, to mógł odkorkować jakieś panienki, a tymczasem Leszek Miller z niejednego komina wygartywał i za komuny i za demokracji, więc coś tam musi wiedzieć naprawdę. Toteż na pytania pana red. Kraśki udzielał odpowiedzi nieprawidłowych, a pan redaktor nie posiadał się ze zdumienia, że takie słowa, czy nawet takie zdania pełne treści w ogóle istnieją. W tym przypadku nie możemy mówić nawet o lekkomyślności i dlatego uważam, że opinia Winstona Churchilla o Naszych Umiłowanych Przywódcach mogła być jednak uprzejma.
Stanisław Michalkiewicz