Wkraczamy w etap zmian
/
Uuuuu! Wygląda na to, że jak tylko w Londynie zakończy się olimpiada, a wraz z jej zakończeniem skończy się również słynny olimpijski pokój – na scenie politycznej naszego nieszczęśliwego kraju bezpieczniackie watahy przeprowadzą reorganizację – bo trzeba wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu.
O ile dotychczas przeświadczenie o czekającej scenę polityczną reorganizacji można było czerpać z tak zwanych „znaków” to znaczy – poszlak, o tyle teraz uzyskaliśmy potwierdzenie wcześniejszych przypuszczeń i to ze źródła, można powiedzieć, autentycznego, to znaczy – od samego Włodzimierza Cimoszewicza.
Włodzimierz Cimoszewicz, z porządnej, ubeckiej familii, do życia politycznego wkroczył jako szczęśliwy posiadacz – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” – pseudonimu „Carex”, wskazującego na przeznaczenie do rządzenia naszym nieszczęśliwym krajem zarówno w przypadku sojuszu ze Związkiem Radzieckim lub Rosją („car”), jak i w przypadku odwrócenia sojuszy w kierunku jakiegoś państwa – sukcesora zachodniego Cesarstwa Rzymskiego („rex”).
Dlatego właśnie w momencie, gdy znaczna część tubylczego społeczeństwa zbuntowała się przeciwko PZPR Naszej Partii, dalekowzroczna razwiedka wysłała Włodzimierza Cimoszewicza na stypendium Fulbrighta do Stanów Zjednoczonych, żeby dysponować przeszkolonymi kadrami na wypadek konieczności restytucji w naszym nieszczęśliwym kraju kapitalizmu – ale oczywiście – kompradorskiego.
Podobny los stał się udziałem również pochodzącej z porządnej, ubeckiej rodziny pani Danuty Huebner, którą w nagrodę za ostentacyjne rzucenie legitymacji partyjnej, partia, to znaczy – oczywiście razwiedka - skierowała na szkolenie do USA, bo przecież ktoś musiał nauczyć się kapitalizmu dla obsługiwania uwłaszczonej nomenklatury.
Włodzimierz Cimoszewicz, zgodnie z zaleceniem Epikura, nawet przez pewien czas żył w ukryciu w Kalinówce – aż wreszcie powrócił do życia politycznego – od razu w charakterze autorytetu moralnego, wrażliwego politycznie do tego stopnia, ze początkowo nie chciał nawet oddychać tym samym powietrzem, którym oddychał Leszek Miller – ale potem tak się oswoił, że został ministrem w rządzie „kanclerza”.
Reputacja autorytetu moralnego już na trwale przylgnęła do Włodzimierza Cimoszewicza, więc skoro właśnie powiedział, że widzi „potrzebę zmian” na politycznej scenie, to znaczy, że zmiany musiały już zostać zatwierdzone przez okopująca nasz nieszczęśliwy kraj soldateskę – a nieomylny znakiem, który na to wskazuje, jest publikacja pana red. Gadomskiego, który w „Gazecie Wyborczej” nieubłaganym palcem wskazuje karygodne przykłady korupcji w Platformie Obywatelskiej. Znaczy się – nastąpiła zmiana formuły. Już nie ma mowy o „Tusku musisz!”. Przeciwnie – mądrość obecnego etapu wskazuje, ze „Tusku – już nie musisz!”
Podobna sytuacja miała miejsce podczas pewnego przedstawienia teatralnego, kiedy to aktor grający starca usiadł był na świeżo pomalowanej na brązowo skrzynce, mającej imitować ścięty pień. Kiedy padły słowa: „wyprowadźcie starca w głąb lasu” – a aktor grający starca wstał – z galerii ktoś krzyknął: „już nie trzeba!”
Stanisław Michalkiewicz
Źródło: prawy.pl