Aż 27 proc. komunistów było nazistami!
O powojennym „zagospodarowaniu” nazistów w różnych instytucjach RFN powiedziano i napisano w przeszłości bardzo wiele. Tymczasem niedawno do opinii publicznej trafiły precyzyjne informacje o „drugim życiu” danym członkom NSDAP w NRD.
W tej sprawie głos zabrał lewicowy „Der Spiegel”, w publikacji odwołujacej się do badań historyka Jana Foitzika, pracującego w renomowanym monachijskim Instytucie Historii Współczesnej.
Rządząca w dawnej NRD partia komunistyczna, Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec (SED), w większym stopniu niż dotąd sądzono, przyjmowała w swe szeregi byłych nazistów.
Heinz Reinefahrt - kat Warszawy. Bez odpowiedzialności i z generalską rentą >>
W 1947 roku, jak wynika z dokumentów, członkowie NSDAP zostali niejako zrehabilitowani zbiorowo, gdyż czynnikom odpowiedzialnym za werbowanie aktywu SED zalecono równe traktowanie wszystkich obywateli, niezależnie od „dokonań” z przeszłości.
O skali otwarcia na byłych nazistów niech świadczy fakt, że w 1954 roku stanowili oni aż 27 procent członków partii komunistycznej. Co więcej, co trzeci funkcjonariusz administracji publicznej NRD, miał „papiery NSDAP”.
SED, która powstała w 1946 roku i rządziła w Niemieckiej Republice Demokratycznej do zburzenia muru berlińskiego, deklarowała w swoim programie internacjonalizm i odcięcie się od faszystowskiej spuścizny. Całe lata wschodnioniemieccy komuniści budowali za to obraz nazistowskiego nasycenia w RFN. Pomocni w takim kreowaniu rzeczywistości okazali się lewicowi intelektualiści z zachodniej części Europy, w tym Alfred Wahl w jego „Drugiej historii nazizmu w federalnych Niemczech po 1945 roku”.
Ale to, że NRD nie była tak antyfaszystowska jak chciała być, zwracano uwagę nawet w PRL. Publikacji co prawda nie było wiele, ale miały one głównie miejsce w latach 60., kiedy na narodową nutę legitymizacji władzy grał obóz natoliński wokół Władysława Gomułki.
W 1962 roku Zbigniew Załuski, wojskowy, historyk i publicysta opublikował, głośną jak na tamte czasy, książkę „Siedem polskich grzechów głównych”. W wątku nas interesującym pisał między innymi o noszeniu przez armię NRD mundurów Wermachtu. Dowodząc w ten sposób, że „demokratyczne” Niemcy nie zerwały do końca z ciągłością Rzeszy od zwycięstwa nad Napoleonem, przez bismarckowskie prusactwo, aż po III Rzeszę.
Trzeba też pamiętać, że w odróżnieniu od RFN, to właśnie w NRD istniała legalna Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec (NDPD). Była częścią polskiego odpowiednika Frontu Jedności Narodu. Swoistym „czyśćcem” dla tych, którzy z grona prawie ośmiu milionów członków NSDAP znaleźli się po II wojnie światowej w radzieckiej strefie wpływów.
NDPD postulowała między innymi zakończenie dyskryminacji byłych nazistów, na których nie ciążyły dowody zbrodni. NDPD liczyła w 1953 roku prawie ćwierć miliona członków, co nie było małą liczbą biorąc pod uwagę ludność NRD. W końcówce ery Honeckera do NDPD należało ponad sto tysięcy członków. Po zjednoczeniu wschodnioniemiecka NDPD weszła do … liberalnej FPD.
Na terenach wschodnich Niemiec, od ponad dwudziestu lat, partie neonazistowskie zdobywają największe poparcie w wyborach lokalnych i do Bundestagu. W dużej mierze dzięki „internacjonalistycznemu nacjonalizmowi” NRD do dziś przetrwał duch nazizmu u naszych zachodnich sąsiadów.
Wanda Grudzień
Źródło: prawy.pl