W imię czego?
Konstruktywne wotum nieufności zgłaszane przez opozycję zawsze ma ograniczone szanse powodzenia. Ale – biorąc pod uwagę konstytucyjne rygory – jest aktem wielkiej wagi. Zmusza rząd do poważnej debaty o stanie państwa, o odpowiedzialności władzy, a każdego posła stawia wobec obowiązku zajęcia w tych sprawach osobistego stanowiska.
Dziś wniosek ten pokazuje również, że można odejść od modelu demokracji „kto kogo”, „jak nie my ich – to oni nas” – na rzecz szukania sposobów przełamania kryzysu politycznego i budowania propaństwowej większości.
Ale jest również oczywiste, że wniosek ten budzi zawiść. Zawiść środowiska Tuska – którego zmusza do poważnej debaty o państwie, a nie o wzajemnych pretensjach partii. Konstruktywne wotum pokazuje bowiem, że jest możliwa zmiana rządu na drodze parlamentarnej, że największa partia opozycyjna może być dla odpowiedzialnych polityków w obozie władzy i w innych ugrupowaniach partnerem takiej zmiany.
Wniosek ten budzi jednak również zawiść partii opozycyjnych, ponieważ tylko PiS może zgodnie z wymogami art. 158 Konstytucji taki wniosek w Sejmie zgłosić. I właśnie dlatego znaczenie wyzwania rzuconego władzy Tuska próbuje się konsekwentnie zdezawuować.
3 października trzy stacje informacyjne na żywo transmitowały medialne „exposé kandydata na premiera” Tadeusza Cymańskiego. Z pewnością Tadeusz jest bardzo lubiany przez telewidzów i polityków najróżniejszych partii. „Społecznie wrażliwy”, niezwykle ekspresyjny w dyskusjach, a ponadto ładnie śpiewa. To wszystko sprawia, że jest postacią bardzo medialnie atrakcyjną. I dla prorządowych mediów akcja Cymańskiego i Solidarnej Polski stała się świetną okazją do podważania znaczenia wniosku PiS
o konstruktywne wotum nieufności i kandydatury profesora Piotra Glińskiego. Okazją, którą środowisko Zbigniewa Ziboro całkowicie świadomie stwarza.
Akcja zaczęła biec równolegle: w tym bowiem czasie, gdy lider PO w Sejmie Grupiński lekceważąco wypowiada się o konstytucyjnym wniosku opozycji, Zbigniew Ziobro domaga się debaty prof. Glińskiego z kandydatem Cymańskim. Konstytucyjny wniosek opozycji stawiany jest na poziomie medialnego przedstawienia partii, która nie jest w stanie takiego wniosku zgłosić.
Jeśli bowiem Solidarna Polska naprawdę chce, by Tadeusz Cymański kandydował na stanowisko premiera, niech w imieniu 46 posłów wniosek o zmianę premiera zgłosi. Jeśli nie ma tych posłów – niech szuka poparcia w PO, w PSL albo w Ruchu Palikota.
Tylko poparcie jednej z tych trzech formacji pozwala mówić o kandydaturze Cymańskiego jako poważnym projekcie politycznym. SLD nie wchodzi w tym wypadku w grę, bo wspólnie z Solidarną Polską mają za mało głosów, by kandydaturą Tadeusza Cymańskiego obejść z lewej (jak mówi Jacek Kurski) kandydaturę prof. Glińskiego.
Niezgłoszenie kandydatury Cymańskiego (polityczną racjonalność powyższych ewentualności pozostawiam ocenie Czytelników, ale innych dróg do realizacji tego wniosku nie ma), a jednocześnie prezentowanie go dalej jako kandydata na premiera, domaganie się debat itd. służyć będzie już tylko dezawuowaniu zasadniczego aktu opozycji.
Wtedy tylko czekać jak na premiera zgłosi się w imieniu swoich entuzjastów Janusz Korwin-Mikke. Pewnie znajdzie się jakaś stacja, która chętnie urządzi debatę kandydatów: ultrasocjalnego Cymańskiego i antysocjalnego JKM. Kabaret będzie trwał. I świetna zabawa – kosztem państwa. I oczywiście kosztem naszych praw – skonkretyzowanych w konstytucyjnych prawach opozycji.
Na przygotowania do tego kabaretu patrzymy z przygnębieniem. Prawica Rzeczpospolitej przez pięć lat prowadziła poważny spór z Prawem i Sprawiedliwością. My spieraliśmy się wtedy, gdy PiS zgadzał się z PO, albo nie reagował na jej politykę. Gdy z rządem walczył – zawsze kierowaliśmy się solidarnością opozycji.
Dziś Solidarna Polska podejmuje dywersyjną akcję, gdy PiS walczy z PO, gdy efektywnie podważa władzę Donalda Tuska. W imię czego to robi? Na to proste pytanie nie ma prostej odpowiedzi: bo nie w imię zmiany władzy w Polsce i nie w imię praw opozycji.
{youtube}FcdzzklzBXA{/youtube}
Marian Piłka
Źródło: prawy.pl