Referendum, którego nie będzie
/
- Wątpliwe jednak, czy przed zaplanowanymi na 2014 rok wyborami do PE dojdzie do rozpisania referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w UE z tego względu, że David Cameron wcale nie spieszy się, aby pozwolić społeczeństwu wypowiedzieć swoją wolę - pisze Anna Wiejak dla Prawy.pl
Brytyjski premier David Cameron ma niewątpliwie twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony chciałby utrzymać status quo między Wielką Brytanią a Unią Europejską, z drugiej jednak czuje nacisk opinii publicznej, która ma na tyle władzy, aby w następnych wyborach wystawić mu czerwoną kartkę.
Społeczeństwo już od dłuższego czasu domaga się rewizji relacji kraju ze wspólnotą ze względu na dokonane zmiany traktatowe – obecnie opowiada się za tym ponad 80 proc. Brytyjczyków. Są też tacy, którzy żądają wyjścia Wielkiej Brytanii z unii i ich liczba stale rośnie.
We wtorek David Cameron przynajmniej częściowo wyszedł naprzeciw tym żądaniom i oświadczył, że opowiada się za przeprowadzeniem referendum. Zastrzegł przy tym jednak, że pozostaje zdecydowanym przeciwnikiem zadawania pytania o wyjście z UE.
Brytyjski premier nie powiedział jednak ani kiedy takie referendum miałoby się odbyć, ani czego miałoby dokładnie dotyczyć. - Uważam, że to pytanie należy na razie zostawić otwarte – powiedział Cameron.
- Jeżeli premier zgadza się na przeprowadzenie głosowania powszechnego, dlaczego z tym czekać? - pytał Tim Aker z eurosceptycznego stowarzyszenia Get Britain Out. Zwrócił uwagę, że referendum już dawno temu zostało obiecane, a na razie nic w tym temacie się nie dzieje, gdy tymczasem członkostwo we wspólnocie uniemożliwia rządzenie krajem w sposób demokratyczny.
Wątpliwe jednak, czy przed zaplanowanymi na 2014 rok wyborami do PE dojdzie do rozpisania referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w UE z tego względu, że David Cameron wcale nie spieszy się, aby pozwolić społeczeństwu wypowiedzieć swoją wolę.
Wręcz przeciwnie, wzorem swoich zachodnioeuropejskich kolegów, stara się maksymalnie spacyfikować społeczne nastroje, a jednocześnie utrzymać się na powierzchni jako polityk.
Tymczasem na sojusz przeciwników członkostwa Wielkiej Brytanii w UE liczyć nie ma co, jako że niektórzy przeciwni członkostwu Torysi postrzegają eurosceptyczny UKIP jako konkurencję w zbliżających się wyborach do PE oraz parlamentarnych w 2015 roku.
Anna Wiejak
Źródło: prawy.pl