Prof. Piotr Gliński twierdzi, że nie będzie wojny polsko-polskiej
W normalnej demokracji osoba z tak poważnym dorobkiem naukowym, doświadczeniem oraz realnym spojrzeniem na rzeczywistość już dawno byłaby gościem „salonów”. W przypadku kandydata PiS na szefa technicznego rządu jest na odwrót. Dlaczego?
Rozmawia Michał Polak:
Panie profesorze, zdecydowaliśmy się na wywiad z Panem, gdyż z prowadzonego przez naszą redakcję monitoringu mediów wynika, że nie jest Pan osobą zbyt często zapraszaną do mediów. To prawda?
Nie narzekam na brak zainteresowania, chociaż niektóre media są mniej aktywne.
Które?
W TVN24 byłem raz, później do „Kropki nad i” wzywała mnie przez FB pani red. Monika Olejnik ze złośliwym komentarzem jakoby PiS zabronił mi kontaktów z mediami. Ale kiedy mój asystent potwierdził moją gotowość do udziału w „Kropce nad I”, pani redaktor nagle zamilkła. Ciekawe czy ktoś jej zabronił? Z innej strony moją ostatnią konferencję na temat expose premiera Tuska w całości transmitowała TVN24 i Polsat News, a telewizja publiczna w ogóle nie była nią zainteresowana.
Ubolewa Pan z tego powodu?
Ubolewam, bo chciałbym mieć lepszy kontakt ze społeczeństwem.
Jak Pan sądzi, skąd trudności w nawiązaniu go?
Media się trochę zapętliły. Trzeba pracować aby sytuacja wróciła do normy.
Za dwa około tygodnie rozpocznie pan rozmowy z klubami w Sejmie.
Wszystko zależy od dynamiki sytuacji politycznej. Z analizy, którą częściowo omówiłem na ostatniej konferencji prasowej, wynika, że jest naprawdę dynamiczna. Jeżeli chodzi o poparcie społeczne naszego projektu – ono jest widoczne, wskazuje także na to, że mamy zwolenników w elektoratach różnych partii politycznych. To nie jest argument bezpośredni, ale dla polityków zasiadających w sejmie może to być głos ostrzegawczy i może wezmą pod uwagę to, że warto z nami rozmawiać. Liczę, że sytuacja polityczna w ciągu najbliższych tygodni może się zdynamizować także z jakichś innych powodów. Wtedy będzie łatwiejsza rozmowa. Wychodzę z założenia, że niektórzy politycy widzą nie tylko interes partyjny jako coś najważniejszego.
Co jest ważniejsze?
Dobro wspólne. Za tym idą pewne projekty programowe, które mają poparcie społeczne. Trzeba wreszcie znaleźć największy wspólny mianownik.
Przecież ktoś może zatrzasnąć przed Panem drzwi... nie obawia się pan tego?
Nie będę ich przecież wyważał.
O co będzie pan pytał, co proponował klubom?
Będę szukał wspólnych punktów programowych. Będę się odwoływał do problemów. Setek problemów, które nie są rozwiązywane przez obecną władzę. Będę się odnosił do poczucia odpowiedzialności tych polityków.
Mówi Pan ogólnie?
Tak, mówię ogólnie. Ale czy w Polsce działają instytucję ochrony zdrowia? Czy sądy, prokuratura działają? Edukacja? Czy rzeczywiście ten rząd jest gotowy na kryzys i czy rozpoczyna walkę o miejsca pracy? Konkretnych problemów jest wiele. Bardzo wiele konkretnych postulatów mają także partie polityczne zasiadające w Sejmie. Są one i mnie bliskie. Będę szukał zatem porozumienia na tej płaszczyźnie.
Czy będzie Pan rozmawiał z siłami politycznymi spoza parlamentu? Pytam np. o PJN a także Prawicę RP.
Jestem otwarty. Spotykam się z różnymi środowiskami. Moja misja jest specyficzna.
A więc mówi pan o kompromisie czy porozumieniu za wszelką cenę?
Ma to być normalne postępowanie w granicach wyznaczonych przez konstytucję. Nie widzę tutaj szczególnego powodu do niepokoju. Jeżeli obie strony podchodzą do tego z odpowiednią kulturą polityczną i z empatią – jeśli tak można to nazwać – to można współpracować w sposób racjonalny i sensowny. Nie przewiduję konfliktów.
A współpraca z Pałacem Prezydenckim rysuje się według Pana w różowych barwach?
Ja nie będę miał żadnego problemu. Jeżeli zostałbym premierem na pewno nie wstrzymywałbym samolotu Panu prezydentowi, ani nic takiego.
A jeśli nie będzie kompromisu? Polacy będą skazani na kolejne trzy lata rozkładu państwa... co pan wtedy zrobi?
Przede wszystkim: mam nadzieję, że moja misja się powiedzie. Gdyby się nie udała, byłbym pewnie rozczarowany z powodu niepowodzenia misji zmiany rządu – w formule rządu technicznego czy pozaparlamentarnego. A szkoda, bo jak dochodzą do mnie sygnały – obecny premier traci energię do rządzenia. Jednak myśmy już przez ostatnie dwa tygodnie dość dużo zrobili i będziemy to kontynuowali – mówię o mnie i moim niewielkim zespole. I to będzie coś wartościowego dla Polski, niezależnie od tego jak ta misja się zakończy.
Ostatnie głosowanie nad wotum zaufania dla Donalda Tuska zaskoczyło Pana?
Po tak zwanym expose spodziewałem się takiego wyniku, bo Donald Tusk zaspokoił postulaty premiera Waldemara Pawlaka. Można powiedzieć, że z dobrym skutkiem dla Polski. To znaczy pan premier Pawlak najprawdopodobniej miał rację proponując uproszczenie rozliczania VAT-u, czy w kwestiach ambicji energetycznych czy gospodarczych. Nie znam kulis, ale spodziewałem się, że koalicja będzie skonsolidowana. Zresztą obie partie mają bardzo dużo do stracenia, dlatego będą się broniły i nie oddadzą władzy łatwo.
Jak Pan zamierza zdobyć zaufanie Polaków? Przecież to jest klucz do sukcesu...
W tej chwili muszę budować zaplecze eksperckie. Bez tego pojedynczy strzelec nie ma racji bytu, nawet jeśli ma poparcie dużej partii. Mam dzięki temu poparciu także możliwość kontaktowania się ze społeczeństwem . Zdaję sobie sprawę z tego, że nie łatwo się z moją misją przebić w mediach, ale to dopiero początek. Czeka nas jeszcze dużo pracy.
fot. Dominik Różański/mojarodzina.org
Źródło: prawy.pl