SMOLEŃSK: co najmniej 105 ofiar tragedii tupolewa
Technik pokładowy JAK-40, chorąży Remigiusz Muś minionej nocy popełnił samobójstwo. To on, na godzinę przed przylotem TU-154M słuchał komend pochodzących z wieży na Siewiernym, że maszyny przelatujące nad lotniskiem powinny przekroczyć wysokość minimalną 100 metrów, zejścia do 50 metrów i odejścia w przypadku braku widoczności pasa.
Czy to kolejna ofiara katastrofy? W okolicach lotniska Siewiernyj 10 kwietnia 2010 roku rano śmierć poniosło 96 osób. W jakich okolicznościach – nie wiemy do dziś, mimo że minęło już sporo czasu. Dziś, należy sądzić – kolejna ofiara – chorąży Remigiusz Muś.To ważny świadek śledztwa smoleńskiego.
Z oficjalnych przekazów wynika, że Remigiusz Muś powiesił się w piwnicy swojego domu. „Wyrok” zapadał bez śledztwa i sekcji zwłok. Widać wyraźnie podobieństwo do oficjalnych komunikatów z pierwszych minut po katastrofie smoleńskiej – a więc, gdy rosyjskie służby mówiły o rzekomej winie pilota. Potwierdził ją jak dotąd jedynie raport Anodiny.
Są więc poważne znaki zapytania. - Komenda ta dla nas, iła (IŁ-76, przyp. red.) i tupolewa brzmiała: „Odejście na drugi krąg z wysokości nie mniejszej niż 50 m (po rosyjsku: uchod na wtaroj krug nie mienie piatdiesiat mietrow) – mówił Remigiusz Muś, który słowa te usłyszał w radiostacji pokładowej. Komenda była powtarza trzykrotnie – przypomina jedna z gazet.
Jeśli okazałoby się, że relacja ta jest prawdziwa, oznaczałoby to, że nawigator z wieży po prostu kierował polską maszynę wprost do zderzenia z ziemią. Problem w tym, że żaden ze śledczych nie zadbał do dziś, aby nagranie z czarnej skrzynki samolotu, w którym na godzinę przed planowanym lądowaniem Tu-154 odsłuchał i zarejestrował technik pokładowy, Remigiusz Muś – zostało ujawnione, albo wzięte pod uwagę podczas przygotowywania raportów po katastrofie.
Chorąży Remigiusz Muś prowadził nasłuch korespondencji i jeszcze na kilka minut przed katastrofą ostrzegał załogę Tu-154M o pogorszeniu widoczności do 200 metrów.
Warto pamiętać, że jeszcze przed katastrofą, 23 grudnia 2009 roku, a więc po tym, jak została ustalona wizyta w Smoleńsku polskiego premiera i spotkanie z premierem Władimirem Putinem) popełnił samobójstwo Grzegorz Michniewicz, dyrektor generalny Kancelarii Premiera Donalda Tuska. Nikt z otoczenia nie wskazywał na jego zły nastrój albo niepewność.
Osiem dni po katastrofie smoleńskiej - 18 kwietnia 2010 roku - w wypadku samochodowym ginie ewangelicki biskup Mieczysław Cieślar. Miał być następcą ks. Adama Pilcha, pełniącego obowiązki naczelnego kapelana ewangelickiego w Wojsku Polskim, który poniósł śmierć 10 kwietnia.
Z kolei w Moskwie - 2 czerwca 2010 roku – zgodnie z oficjalną wersją na sepsę zmarł Krzysztof Knyż. Był operatorem kamery „Faktów” TVN. Miał sfilmować podchodzenie do lądowania polskiego samolotu prezydenckiego na lotnisku w Smoleńsku. 6 czerwca w wypadku samochodowym, z niewyjaśnionych dokładnie przyczyn zginął prof. Marek Dulinicz, szef grupy archeologicznej, która miała wyjechać do Smoleńska i rozpocząć prace badawcze w miejscu, gdzie spadł TU-154M.
W tym samym miesiącu, ale już w Stanach Zjednoczonych zginął Siergiej Tretjakov, uciekinier z Rosji - były agent KGB, a potem Służby Wywiadu Zagranicznego. W 2000 roku podjął on współpracę z Amerykanami. Z dokumentów opublikowanych przez WikiLeaks wynika, że agent Tretjakow korespondował z szefem Stratforu, jednej z agend CIA. W korespondencji dokonał rekonstrukcji wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. 22 kwietnia napisał m.in.: „Rosjanie mają takie plany, aby zabić innych zachodnich przywódców, które mogą być wykonane”.
Czy chorąży Remigiusz Muś jest kolejnym „przypadkiem” śmierci w niewyjaśnionych okolicznościach? Dużo czasu minie, zanim ktokolwiek to rzetelnie wyjaśni.
Michał Polak
Źródło: prawy.pl