Prokuratura: „Znaleźliśmy trotyl, ale pewności nie mamy”

0
0
0
/

- Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały cząsteczki trotylu, co nie oznacza jednak, że mamy do czynienia z całą pewnością z materiałami wybuchowymi – powiedział w Sejmie naczelny prokurator wojskowy, płk Jerzy Artymiak. Posiedzenie komisji sprawiedliwości zakończyło się skandalem.

 

Wieczorne posiedzenie Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka w Sejmie przebiegało w niespotykanie nerwowej atmosferze i zakończyło się ogromną awanturą. Posłowie PiS wykazywali niekonsekwencję w wypowiedziach przedstawicieli prokuratury wojskowej. Na konferencji prasowej z 30 października, zaraz po ujawnieniu przez „Rzeczpospolitą” informacji o obecności materiałów wybuchowych na elementach wraku rządowego Tu-154 M, płk. Szeląg próbował udawać, że publicysta Cezary Gmyz nie miał racji.

 

Jednak dziś, producent urządzeń pomiarowych rozwiał wszelkie wątpliwości: „jeżeli to urządzenie wskazuje, że był to trotyl, to prawdopodobieństwo, że to nie był trotyl – jest bliskie zeru”. Oznacza to, że prokuratorzy próbują zatajać przed opinią publiczną informację o wykryciu materiałów wybuchowych we wraku maszyny, która rozbiła się 10 kwietnia 2010 roku.

 

Na nadzwyczajnym posiedzeniu komisji płk. Jerzy Artymiak wiele razy powtarzał, że o tym, czy na wraku tupolewa biegli znaleźli trotyl czy też nie będzie można rozmawiać dopiero po przeprowadzeniu szczegółowej analizy wszystkich próbek, które potrwają kilka miesięcy. Te trafiły dziś do Polski.

 

Broniąc się, płk. Artymiak, zapewniał też, że urządzenia, które wykorzystywali biegli w Smoleńsku reagują podobnie przy natrafieniu na substancje takie jak pasta do butów, detergenty, czy nawet wędliny. - Czy po to brano do Smoleńska tak drogie urządzenia, żeby odkryć pastę do butów? - pytał zdziwiony poseł PiS Antoni Macierewicz, szef parlamentarnego zespołu badającego katastrofę smoleńską.

 

Obecny na posiedzeniu komisji Jan Bokszczanin, producent spektrometrów używanych przez biegłych prokuratury w Smoleńsku, uznał jednoznacznie, że jeżeli jego „urządzenie pokazuje, że są to jony trotylu – to są to jony również innych substancji”. - Jak ten trotyl tam trafił – to już nie moja sprawa. Jeżeli to urządzenia wykazały obecność trotylu, to znaczy ten trotyl tam był – dodał.

 

- To redaktor Cezary Gmyz miał rację, a nie wy, mówiąc że detektory wskazały też trotyl - powiedział na posiedzeniu komisji poseł PiS Mariusz Kamiński. - Nie mieliście prawa tego ukrywać przed opinią publiczną – dodał.

 

Nadzwyczajne posiedzenie komisji, rzeczywiście było nietypowe. Nie sposób uznać, że przebiegało w zdrowej atmosferze. Posiedzenie było pełne emocji. Dochodziło do wielu spięć słownych. - To pańska ocena. Ona nie jest prawdziwa - zwrócił się w pewnym momencie prok. Ireneusz Szeląg do Antoniego Macierewicza. Potem go przeprosił za „niestosowną uwagę”. Sam poseł kilka razy przerywał wystąpienie płk. Szeląga. Zarzucił mu też kłamstwo – związane z rozbieżnościami na konferencji prasowej i dzisiejszą relacją podczas komisji. Płk. Ireneusz Szeląg postulował, by go „nie obrażano”.

 

Przewodniczący komisji Ryszard Kalisz nieoczekiwanie zamknął obrady, twierdząc, że „wyczerpał porządek obrad”. To wywołało niespotykaną falę krytyki i oburzenia członków komisji oraz zaproszonych gości.

 

Dziś do Polski trafiły próbki pobrane z wraku Tu-154 M oraz miejsca katastrofy smoleńskiej. Polski prokurator wczoraj odebrał te próbki w Moskwie. Trafią one teraz do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Pomieszczenie, w którym będą badane, zostało odpowiednio przebadane, aby wykluczyć obecność „tła”. Według szacunków badania próbek mogą potrwać od kilku miesięcy do pół roku ze względu na dużą liczbę pobranych elementów wraku jak i wymazów.

 

Michał Polak

fot. zespolsmolensk.sejm.gov.pl

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną