Narodowy marsz „pod górkę”. O perspektywach Ruchu Narodowego

0
0
0
/

Pod koniec maja ma odbyć się w Warszawie kongres Ruchu Narodowego. Do walki o głosy rusza formacja młodych Polaków, którzy nie widzą dla siebie miejsca w ugrupowaniach działających obecnie na scenie politycznej.



Pierwsza weryfikacja wyborcza możliwa będzie za nieco ponad rok. To wystarczający czas, by poinformować o swoim istnieniu Polaków. A część z nich starać się pozyskać dla narodowego programu odbudowy podmiotowości społeczeństwa. Innymi słowy wejść w oparciu o reguły systemu do jego wnętrza i doprowadzić do jego zasadniczej zmiany. Nie będzie to jednak łatwe, czego świadomość mają chyba liderzy Ruchu.

Ogromnym zagrożeniem będzie jego penetracja przez służby specjalne. Te „okrągłostołowe”, które skutecznie zabezpieczają ruchy na scenie politycznej od 1989 roku. Wykreowały już różne podziały, dopasowując do swojej układanki partie od lewicy do prawicy. Pojawienie się Ruchu Narodowego, który tak jasno deklaruje zerwanie z „układem Kiszczak-Wałęsa”, jest i będzie traktowane w kategoriach zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa i to zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym.    

 

 

PRZECZYTAJ TAKŻE: Przemysław Holocher: Psy szczekają, Ruch Narodowy idzie dalej >>

Stąd „opieka”, której namiastkę mieliśmy już w trakcie przygotowań przed ubiegłorocznym Marszem Niepodległości oraz w jego trakcie. Do tego dochodzi jeszcze, więcej niż pewna, penetracja Ruchu przez osławioną wiedeńską agencję do walki z faszyzmem, nazizmem, antysemityzmem, ksenofobią i homofobią. Tu działania są i będą skoordynowane na poziomie nie tylko krajowym, ale także z wydatnym udziałem Brukseli.

Liderzy Ruchu poddani będą zapewne skomplikowanym grom operacyjnym, których zadaniem będzie, co znamy już z przeszłości, skłócenie, zwaśnienie i podziały. Będą one dotykać zarówno spraw personalnych (ambicjonalnych), jak również programowych.

Nie da się ukryć, że wielość i różnorodność środowisk tworzących Ruch Narodowy, będzie ułatwieniem dla aktywności „służbowych opiekunów”. Na każdy „głos odrębny” czekać będą media, a w nich politycy, publicyści i komentatorzy. Na przychylność, których liczyć absolutnie nie można. Bez wyjątku, nawet, jeśli deklarują, że mieszczą się w prawicowym spektrum.

Drugim problemem Ruchu jest homogeniczność systemu politycznego w Polsce. W dużej mierze jest to konsekwencja obowiązującego od ponad 10 lat systemu subwencyjnego. Daje on ogromne pieniądze i medialną egzystencję partiom już istniejącym (kontrolowanym), a uniemożliwia formacjom tworzonym „od zera”. Zwłaszcza, jeśli są one traktowane, jako antysystemowe. Salonowy Palikot został wykreowany i dokooptowany, bo był prowadzony. Ruch Narodowy na obiektywizm mediów i socjometryczne „mieszanie” liczyć nie może.

 

PRZECZYTAJ TAKŻE: Robert Winnicki: Ruch Narodowy szansą dla Hofmana >>

A te dwa wymienione czynniki są kluczowe. Bez nich, bowiem dotarcie do szerokiego odłamu opinii jest AD 2013 niemożliwe. Deklarowana przez liderów praca nad sposobem pozasystemowego komunikowania się z Polakami to pieśń przyszłości i to tej bardziej odległej. Sukcesy pierwszych wypadów w teren „wiosny nie czynią”. Dają nadzieję, ale to, co najtrudniejsze z „narodowym busem” jest dopiero przed Zawiszą, czy Winnickim.    

Zaplecze medialne Ruchu jest i długo pozostanie słabe. Kilka portali i kilkanaście innych niepozostających w opozycji do dziedzictwa i współczesności myśli narodowej. Problem nie dotyczy wyłącznie dominującego odcienia liberalno-lewicowego. Tzw. media prawicowo-patriotyczne, w krytyce wszystkich i wszystkiego, co związane z Ruchem Narodowym, nie będą różniły się od TVN, Wyborczej, czy Newsweeka. Są w końcu częścią systemu.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Żydowski Instytut Historyczny o współczesnym Ruchu Narodowym >>

Dla rozwoju organizacyjnego, rozbudowy infrastruktury medialnej, samodzielnego badania, analizowania i diagnozowania potrzebne są pieniądze. I to kolejny problem Ruchu. Czym innym są opiewające na dziesiątki, czy nawet setki złotych wpłaty na organizację raz do roku Marszu Niepodległości, od stałego zapotrzebowania na bieżącą działalność. Tych „czystych” pieniędzy nie ma, a perspektywa zmiany tego stanu rzeczy jest bardzo mglista.

Kto miałby to zrobić z pobudek patriotycznych? Upadający polski mały i średni biznes? Pauperyzujące się społeczeństwo? Dobrowolność i charytatywność jest zawsze mile widziana, ale czas każdego z nas jest ograniczony obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi.

Kolejną kwestią pozostaje wiarygodność i autentyczność liderów. Z reguły ludzi młodych, których wiek może, ale nie musi być – co pokazują badania – atutem. Do tego dochodzi konieczność szerokiego rozpostarcia skrzydeł (multi instrumentalności przywódców), dającego gwarancję zbierania różnych wyborców od lewicy do prawicy. Bo przyzwolenie na narodowy przełom nie dotyczy wyłącznie tych, którzy uznają dziedzictwo Dmowskiego, Grabskiego, czy Rybarskiego.

Zdecydowana większość kontestujących rzeczywistość nie ma pojęcia i nie chce wracać do przeszłości. Interesują ich bieżące problemy i formacja, która będzie do nich mówiła zrozumiałym językiem. Czy młodzi narodowcy są już odpowiednio uformowani? Czy nie powtórzą błędów swoich starszych kolegów, którzy w ostatnim ćwierćwieczu „zagadali” Polaków historią i do dziś nie wyszli z funeralnych podziałów II RP?

 

PRZECZYTAJ TAKŻE: Przemysław Serednicki: Martwię się o Ruch Narodowy >>

Liderom Ruchu Narodowego nie można z całą pewnością odmówić szczerej miłości do Polski i Polaków. Chęci kierowania się narodowym interesem w działaniach wewnętrznych i zewnętrznych. Wypalona bezproduktywną dla nas brukselską, waszyngtońską, moskiewską, czy berlińską inwazją polska ziemia potrzebuje rekultywacji.    

Chcą tego dokonać ludzie nieobciążeni podziałami na komunistów i solidaruchów, zachowujący w dużej mierze dziewictwo aktywności politycznej, odważni, mobilni, nowocześni (w rozumieniu posługiwania się dostępnymi środkami komunikacji międzyludzkiej produktami), czujący potrzeby przeciętnego Polaka. Tego niebędącego beneficjentem „okrągłego stołu”. Szczególnie młodych, dla których elity III RP mają tylko jeden pomysł – emigracja.

Kilka dni temu, co czwarty Włoch powiedział w wyborach całej klasie politycznej zdecydowane „nie”. Partia Pięciu Gwiazd, o której rok temu nikt nie słyszał, zatrzęsła salonami nad Tybrem, ale też w Brukseli, Berlinie, czy Waszyngtonie.
 
Czy polskim Grillo będzie Zawisza, Winnicki, Holocher? Mają szansę, atuty, ale też wiele przeszkód. Czy zdołają je pokonać, bez uzależnienia od „wschodu i Wielkiego Wschodu”?
 
Wanda Grudzień
fot. prawy.pl

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną