Wciąż mam wątpliwości, czy Konstanty Radziwiłł sprosta wyzwaniom, jakie stawia przed nim system ochrony zdrowia. I czy ktokolwiek sprosta. Życzę mu jak najlepiej także w swoim interesie jako pacjenta, jednak interesy w tej branży poszczególnych grup zawodowych, a także przecież nie bezinteresownych koncernów farmaceutycznych, które liczą w Polsce na dużą kasę i pod płaszczykiem różnych dobroczynnych akcji i konferencji naukowych korumpują środowisko medyków – wszystko to nie działa korzystnie na naprawę systemu.
Mamy nadal do czynienia z wyrywaniem pieniędzy z publicznej sakwy na zasadzie, kto kogo od niej odepchnie. Zaczynają się dyskusje, czy nie trzeba obniżyć wycen procedur medycznych w kardiologii i okulistyce i inaczej je sklasyfikować, bo tak się stało, że szpitalom, które muszą utrzymywać oddziały ratunkowe, intensywna terapia się w ogóle nie opłaca, gdyż jest źle opłacana. Jednak, cokolwiek się w tej sprawie ruszy, by w jakimkolwiek stopniu wyrównać dysproporcje - będą protesty.
Zadania są ogromne, publiczne pieniądze na leczenie – skromne, bo jesteśmy kompletnie na końcu UE jeśli chodzi o procentowy udział Produktu Krajowego Brutto przeznaczanego na ochronę zdrowia. Lepiej nie będzie, bo z pustego nawet Salomon nie naleje. Przyszłość polskiej służby zdrowia należałoby uzgodnić w ponadpartyjnym konsensusie i w dłuższej niż sejmowa kadencja perspektywie, by następny rząd znów w wyniku negacji nie zaorał dorobku poprzedników.
Polacy nie zdają sobie sprawy z tego, jak trudna jest sytuacja. Osiem lat demoralizujących rządów PO-PSL zburzyło tak wiele dobra w relacjach lekarz-pacjent, że trudno przewidzieć, czy cokolwiek da się naprawić. Choć przecież naprawa jest potrzebna zarówno jednej jak i drugiej stronie, bo lekarza nie ma bez pacjenta i vice versa.
Już samo ustawienie przez Ewę Kopacz w publicznej służbie zdrowia relacji chory - lekarz jako relacji merkantylnych było postawieniem tych stosunków na głowie. Zdrowie stało się towarem, chory - świadczeniobiorcą, lekarz - świadczeniodawcą, Narodowy Fundusz Zdrowia - płatnikiem, a sama Kopacz jako minister zdrowia stwierdziła, że szpital powinien działać jak przedsiębiorstwo, czemu służyć miało przekształcanie szpitali w spółki handlowe.
Owe spółki miały stanowić panaceum na zadłużanie się szpitali, bo jak twierdziła Ewa Kopacz - szpital to przedsiębiorstwo i po godzinach, zamiast zakładać pokrowce na sprzęt diagnostyczny, prywatnie może dorabiać. To miało być dodatkowe źródło dochodu, ale guzik z tego wyszło, dlatego że zamiana na spółkę w wielu przypadkach niczego nie zmieniła. Nadal szpital się zadłuża, generuje długi, które później obciążają samorząd terytorialny.
Dług mamy cały czas na poziomie 10-11 mld złotych a w tej chwili zadłużenie jest chyba najwyższe w historii. Po co zatem jedliśmy tę żabę? Mimo ostrych i wielokrotnych protestów pod Sejmem i Ministerstwem Zdrowia i na ulicach Warszawy, zafiksowana na spółki Kopacz z uporem maniaka przeprowadzała swój zamysł. Nie stanęła za to przed Trybunałem Stanu, choć myślę, że by się jej to należało. Negatywna ocena „dorobku” Platformy w wyborach nie zmienia nieszczęśliwej sytuacji, w jakiej obecnie znaleźli się pacjenci. A będzie jeszcze gorzej. Społeczeństwo dramatycznie się starzeje, wraz z wiekiem przybywa ludziom chorób…a lekarzy jak na lekarstwo. Pielęgniarek też. Na tysiąc mieszkańców, przypada w Polsce 2,2 lekarza. Czterokrotnie mniej niż w Niemczech. Mamy najniższy wskaźnik w krajach OECD! Więcej pracowników sektora medycznego mają na przykład: Białoruś, Kazachstan czy Kuba. Kto będzie leczył i za co armię starzejących się, schorowanych ludzi? Już dzisiaj co drugi student medycyny deklaruje chęć wyjazdu po studiach z kraju. Średnia wieku pielęgniarek to 54 lata. Wiele młodych przyszłych sióstr uczy się już pod kątem emigracji, wystarczy z nimi porozmawiać.
Należy się spodziewać uszczuplenia „koszyka” gwarantowanych świadczeń zdrowotnych, bo trzeba wreszcie uczciwie ludziom powiedzieć, że zakres gwarantowanego minimum znacznie przewyższa możliwości finansowe systemu. Ale kto dokona cięć, popełni seppuku. Znajdzie się w ogniu takiej krytyki ze strony „totalnej opozycji” (bez programu!!!), jakiej świat nie widział, bo zdrowie wciąż jest polityczne i można zbić na nim polityczny kapitał. Oczywiście, z zatroskanym obliczem i wciskaniem kitu, że chodzi wyłącznie o dobro pacjenta.