Na wczorajszym posiedzeniu Rada Ministrów przyjęła projekt tzw. ustawy stoczniowej, która ma się przyczynić do aktywizacji przemysłu budowy statków w naszym kraju.
Jakiś czas temu założenia do tego projektu przedstawili na stołówce upadłej stoczni w Szczecinie wspólnie szef nowo powołanego resortu, minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk i minister finansów Paweł Szałamacha.
Według rządu ustawa ma sprzyjać powstaniu przynajmniej 5 tysięcy nowych miejsc pracy w samych stoczniach w Polsce i kolejne kilkadziesiąt tysięcy w tzw. łańcuchu dostawców.
Przypomnijmy tylko, że przyjęta przez rząd ustawa ma głównie na celu tworzenie warunków do zaktywizowania produkcji stoczniowej, głównie poprzez ułatwienia podatkowe.
Chodzi o przepisy podatku VAT w postaci zwolnienia z tego podatku w odniesieniu do całego łańcucha dostaw komponentów dla budowy statków (do tej pory stocznie ubiegały się o zwrot tego podatku), co automatycznie zwiększy możliwości finansowe stoczni o 23%.
Zaproponowano również, żeby stocznie (po uprzednim zgłoszeniu do urzędu skarbowego) miały do wyboru albo zapłacenie podatku CIT albo zdecydowanie się na zryczałtowany podatek dochodowy w wysokości 1% produkcji sprzedanej.
Będzie także możliwość aby obszary na których powstaną stocznie zostały decyzjami rządowymi zakwalifikowane do już istniejących Specjalnych Stref Ekonomicznych i tym samym korzystały z dodatkowych udogodnień wynikających z przepisów ich dotyczących (między innymi zwolnienia z podatku od nieruchomości).
Nowa ustawa stoczniowa przygotowana przez rząd premier Beaty Szydło jest w zupełnej kontrze do postępowania poprzedników z koalicji platformy i PSL-u, którzy z nieznanych powodów nie mieli serca do polskiego przemysłu stoczniowego.
Już w sierpniu 2009 roku tuż po wygraniu przez Platformę wyborów do Parlamentu Europejskiego, ówczesny minister skarbu Aleksander Grad, poinformował stoczniowców ze stoczni w Gdyni i w Szczecinie, że ostatecznie nie udało się wyłonić inwestora dla tych stoczni i w związku z tym zostaną one zlikwidowane.
Stało się to dokładnie w 29 rocznicę podpisania wywalczonych właśnie przez stoczniowców porozumień sierpniowych z 1980 roku, które jak się powszechnie uważa stanowią podwaliny obecnej wolnej i demokratycznej Polski.
Wcześniej przy nacisku Komisji Europejskiej zdecydowano się na tzw. specustawę, która pozwoliła na pozbycie się z obydwu stoczni 8 tysięcy pracowników (wprawdzie po wypłaceniu im odszkodowań), a następnie na podzielenie majątku i jego sprzedaż w trybie przetargowym.
Zresztą sprawa stoczni w Gdyni i Szczecinie została przesądzona już w momencie kiedy Komisja Europejska zażądała zwrotu wcześniej udzielonej im pomocy publicznej, i niestety nie było wtedy sprzeciwu rządu Tuska wobec tej decyzji, czego wyrazem mogłoby być choćby jej zaskarżenie do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Tusk mimo tego, że swoją karierę polityczną zawdzięczał w jakimś sensie stoczniowcom Wybrzeża Gdańskiego, wtedy kiedy pojawiły się kłopoty z przyjęciem przez KE programów restrukturyzacyjnych stoczni, w gronie swoich najbliższych współpracowników stwierdził „niech szlag trafi te stocznie”.
Później kiedy zaczął się już proces ich ostatecznej likwidacji w jednym z wywiadów radiowych pytany o sukcesy swojego rządu powiedział, że jednym z nich jest to, że nie dopłacamy już do stoczni.
W rezultacie po terenach stoczni w Gdyni i Szczecinie hula już tylko wiatr, masowe redukcje zatrudnienia wystąpiły także w przedsiębiorstwach pracujących na rzecz przemysłu stoczniowego (redukcje zatrudnienia tylko w Zakładach „Cegielskiego” w Poznaniu i Hucie Częstochowa dotyczyły kilku tysięcy pracowników).
Ocalała tylko Stocznia Gdańska, która pozyskała inwestora strategicznego w 2006 roku podczas rządów Jarosława Kaczyńskiego (wtedy była to ukraińska spółka ISD, a obecnie spółka Shipypard Group, która ma 75% akcji, natomiast 25% akcji – Agencja Rozwoju Przemysłu).
Przyjęcie przez rząd ustawy stoczniowej, a następnie szybkie uchwalenie jej przez Parlament, ma głęboki sens także dlatego, że resort gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej szacuje same zamówienia publiczne na zakup różnego rodzaju statków w ciągu najbliższych 10 lat na przynajmniej 25 mld zł.
Ponadto jak stwierdza się w uzasadnieniu tego projektu kompetencje i umiejętności menedżerów oraz pracowników oraz wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu zaawansowanych technologicznie i organizacyjnie przedsięwzięć, pozwalają na budowę w polskich stoczniach statków ze wszystkich segmentów tego rynku w tym gazowców i tankowców.