Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie, czyli po stronie Sądu Najwyższego – jak powiedział Pawlak szykując się na spór z Kargulem. A widać, że tradycja sądzenia się i spierania o sprawy ważne i nieważne w narodzie nie ginie.
Platforma i KODziarze kontynuują tę tradycję, a jakże. Tę haniebną tradycję.
Targowica jest przykładem jednej z najgorszych zdrad w dziejach naszego narodu. Polacy, „obrońcy wolności” za pieniądze i tytuły, doprowadzili Polskę w XVIII wieku do upadku, a setki tysięcy rodaków skazali na katorgę i śmierć. W dniu 27 kwietnia 1792 trzynastu zdrajców zawiązało w Petersburgu konfederację. Jej akt liczył 40 stron kłamstw, które zredagował rosyjski generał Wasilij Popow. Najbardziej znanymi spośród zdrajców byli: generał artylerii koronnej Stanisław Szczęsny Potocki, hetman wielki koronny Franciszek Ksawery Branicki oraz hetman polny koronny Seweryn Rzewuski. Marszałkiem konfederacji został Stanisław Potocki, władzę nad wojskiem sprawowali Branicki i Rzewuski. Sekretarzem konfederacji mianowano poetę i publicystę Dyzmę Bończę-Tomaszewskiego. Uzgodnili oni z carycą Katarzyną II, że gdy tylko zainteresowani dotrą do Polski ogłoszą konfederację w miejscowości
Targowica, przy czym akt konfederacji będzie przedatowany na 14 maja.
Z kolei Bułhakow, poseł moskiewski przekazał w Warszawie notę carycy, w której monarchini stwierdza, że: „nie może być nieczuła na głos zażaleń, z którymi udała się do niej wielka liczba Polaków, znakomitych urodzeniem i urzędami, niemniej przez patriotyczne cnoty swoje; oni to, zapaleni gorliwością i chwalebną chęcią ratowania ojczyzny swej, odzyskania utraconej wolności, złączyli się z sobą ku zdziałaniu prawej konfederacji przeciwko nieszczęściom, w które nieprawna konfederacja warszawska pogrążyła naród”.
Wsparciem zdrajców i „argumentem koronnym” była decyzja o przekroczeniu granicy Polski 18 maja 1792 roku 98-tysięcznej armii rosyjskiej.
Tak jak przodkowie, Grzegorz Nowozęby jeździ po instrukcje za granicę. Jedynie kierunek się zmienił. Odebrał rozkazy i instrukcje. I totalnie anarchizuje życie polityczne w naszej ojczyźnie. Ostatnio jego szeregi zasila coraz mocniej towarzystwo poprzebierane w togi i udające wcielenie niezawisłości, z domieszką nieomylności.
Twórczość orzecznicza polskich sędziów wydaje się sugerować, że domniemanie niezawisłości kończy zaraz po ogłoszeniu wyroku, a gdzie jest jej początek, tego nie wie nikt. Tak dzielnie bronią sędziowie sitwy z poprzedniej epoki i dbają o nieodbieranie immunitetów łamiących prawo kolegów po fachu. Kto by jeszcze rok temu pomyślał, że polscy sędziowie będą ramię w ramię z anarchistami rzucać w legalny rząd kruczkami prawnymi i pseudointerpretacjami. Boją się czegoś, czy co?
A może jednak nie są anarchistami? Postawię odważną tezę: sędziowie są bardzo przewidujący i wiedzą, że nadchodzą skutki audytu w ministerstwach, no i prace Centralnego Biura Antykorupcyjnego zaczynają niebezpiecznie zbliżać się do wniosków. Tu złapany diler, tam ktoś sypać zaczyna. Boi się sędzia i boi się sędzina. Naturalnie tylko ten sprawiedliwy sędzia i nieuwikłana sędzina się boją. Wszelkie podobieństwa do osób urzędujących i orzekających są niezamierzone Gdzież bym śmiał słowo podnosić na naszych nieomylnych.
Po cichu też, ale nieuchronnie, zbliża się dzień wydania książki pod tytułem „Resortowe dzieci – sądy” – tylko zgaduję, jaki może być tytuł. Może sądy, może kolesie, kto by tam wiedział.
Według dobrze poinformowanych, anonimowych źródeł, obecny rokosz różnych najwyższych autorytetów, zwłaszcza sędziowskich, jest akcją wyprzedzającą. Oni bardzo boją się. Boją się bardzo, bardzo. Najbardziej oczywiście o naszą delikatną i młodą demokrację. Bo są niezawiśli, nieomylni, bezinteresowni. To są ludzie wielu przymiotów i jeszcze większej ilości interesów.
Oni tak walczą o praworządność, o demokrację, jak nie przymierzając towarzysz do wtorku głodujący w barze namiotowym pod kancelarią Premiera. Towarzysz kończąc swe heroiczne zmagania z sokami żołądkowymi i głosem wewnętrznym, dziękował ze łzami w oczach, za świeże śpiwory, biszkopty, koce, kanapki, kawę do łóżka, ananasy, banany, wędlinkę swojską i inne produkty niezbędne w takich ekstremalnych warunkach. W imieniu narodu dziękuję ci towarzyszu. Twoje imię weszło na stałe do namiotu demokracji. Teraz idź do domu i odpocznij. Twoje miejsce zajmą sędziowie.
Wielka szkoda, że w języku polskim przy stopniowaniu przymiotników możliwe są jedynie trzy możliwości. Stopień równy, wyższy i najwyższy. Zdecydowanie zbyt mało. Poproszę profesorów polonistów, żeby wymyślili stopień jeszcze wyższy. Dlaczego? Ponieważ nasi sędziowie, nasi polscy, krajowi, dobrze utuczeni i zabezpieczeni, tak ładnie się rozwinęli, że dla nich to za mało. Osadzeni na żyznej glebie komunizmu, postkomunizmu i innych życiodajnych nawozów, podlewani kominowymi pensyjkami, doglądani przez wieloznaczność interpretacji, mają najdłuższy proces owocowania na świecie. Owocowania wyrokami. Niektóre osobniki nawet dwadzieścia lat nad wyrokiem pracują. Ale to nie jest przewlekłość, to jest skrupulatność. Doskonała i nieomylna, i niezawisła przewlekłość. Są mistrzami świata w tej dyscyplinie. Podsądni umierają w oczekiwaniu na owoce ich geniuszu, a sędziowie zakwitają. Zakwitają tak mocno, że zakwitnąć nie mogą wyrokiem, bo zakwitaniem majątku są zajęci. Bo się pochylają, bo analizują, bo są. I właśnie w takiej chwili brakuje czwartego stopnia dla przymiotników około sędziowskich.
Może zaproponuję – „sędziowie boscy”. Stopień równy, wyższy, najwyższy i boski. Tak. To dobrze brzmi. I dodawać za każdym razem im w nazwisku „nieomylni”, po tym, jak dostaną nominację. Dobrze brzmi: sędzia boski Paweł Nieomylny-Ł., albo Boski-Niemomylny-T., albo Boski-Nieomylny-W. No już Boski-Nieomylny-Andrzej, to na pewno świetnie brzmi. Teraz uporządkujmy. Sędzia nie-prezes byłby od razu po nominacji „nieomylny”, a sędzia „prezes” jakiegokolwiek sądu byłby „boski” z automatu, przy zachowaniu nieomylności dożywotnio. Dowód ich boskości mogliśmy obserwować kilka dni temu.
Jak podał portal „wPolityce”, we wtorek 26 kwietnia 2016, obradowało Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego (bosko-nieomylnego), na którym podjęto uchwałę, zapowiadającą respektowanie nieopublikowanego przez rząd orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który uznał za niekonstytucyjne przepisy grudniowej nowelizacji ustawy o Trybunale autorstwa PiS. Zgromadzenie Ogólne Sądu Najwyższego przyjęło uchwałę, w której mowa jest, że SN będzie respektował wyroki Trybunału Konstytucyjnego, także te nieopublikowane. Ja bym dodał, także te, o których marzy król Europy i cesarzowa Angela, a zwłaszcza te wyroki podawane przy wódce u „Sowy i Przyjaciół”.
Czyż nie są dzielni nowi rycerze Targowicy? Są bardzo dzielni. I dlatego lokalni giermkowie i wyznawcy demokracji lewitującej w Warszawie i Łodzi ogłosili uchwały o wierności zdrajcom, a nie Polsce. O dziwo w Krakowie zdążyli wytrzeźwieć i nie splamili historii królewskiego miasta.
W uchwale najbardziej boskich spośród boskich sędziów czytamy, że została ona przyjęta w celu „zapewnienia jednolitości orzecznictwa sądów”. Amen. Sędziowie uznali, że jeśli Trybunał wyda wyrok stwierdzający niezgodność danego przepisu z konstytucją, to domniemanie jego konstytucyjności zostaje uchylone z chwilą ogłoszenia wyroku przez TK bez jego publikacji w dzienniku urzędowym. Bo przecież domniemanie nieomylności sędziów jest niezbywalne i niepodważalne, oraz wieczne. Rzecznik SN, Dariusz Świecki, dodał, że uchwała jest dla sędziów wskazówką. Szkoda, że tylko w Polsce, a nie dla sędziów na całym świecie i w kosmosie.
Katarzyna II też dawała jedynie wskazówki. I tylko radziła. Każdy sędzia rozpoznający sprawę najpierw bada podstawę prawną, potem dzwoni do przyjaciela po instrukcje. A jeszcze potem, potem czeka kiedy by tu ogłosić wyrok. Przed długim weekendem, czy po? W czasie wyborów do parlamentu, czy po wyborach? I trudne pytanie chodzi mu po głowie: kiedy będzie najbardziej niezawisły – gdy spodoba się władzy, czy się nie spodoba? Przecież sędziowie muszą wiedzieć, jak się zachować.
Nie mamy już wątpliwości, że sędziowie mówią w sprawie zdrady jednym głosem. Boski autorytet sądu tego się domaga. Co tam Polska, co tam autorytet Sejmu Rzeczpospolitej, co tam autorytet rządu polskiego. Autorytet nieomylnych jest najważniejszy. I jest nieomylny. A naród niech milczy i wykonuje rozkazy. Przepraszam, nie rozkazy, tylko dobre rady carycy Angeli I.
Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”