Na zapowiedziany audyt w ministerstwach czekaliśmy kilka miesięcy. Po smutnych doświadczeniach z aferami w czasie rządów PO-PSL, nie spodziewano się niczego dobrego. Ale że będzie aż tak źle, nie spodziewaliśmy się. Rzeczywistość okazała się porażająca.
Słuchając wystąpień Dawida Jackiewicza, Mariusza Kamińskiego i Antoniego Macierewicza nie wierzyłam własnym uszom.
Grupa kolesiów zarządzająca przez osiem lat państwem doiła swój kraj jak kolonię. Dokonywano mafijnej prywatyzacji spółek skarbu państwa, narażając Polskę na 1 mld złotych strat. Sprzedawano wszystko, aby zasypać dziurę budżetową i wyciągnąć dla siebie jak największe korzyści.
Członkowie zarządów największych spółek skarbu państwa brali gigantyczne pensje i przyznawali sobie równie gigantyczne nagrody. Zachowywali się jak nuworysze, którzy wyszli znikąd, dorwali się do koryta i szarpią, ile się da. Ich wynagrodzenia i kosztowne suweniry można podsumować złotym mercedesem, który jako prezent trafił do prezesa Totalizatora.
Na skutki takiej polityki nie trzeba było długo czekać. Gwałtownie wzrosło o 100 proc. zadłużenie w postaci długu publicznego. Przez najbliższe 20 lat będziemy się borykać z jego skutkami.
Nie mniej porażające było przemówienie Mariusza Kamińskiego. Liczne grupy obywateli podczas rządów ośmioletniej koalicji były inwigilowane. 52 dziennikarzy, środowiska opozycyjne, blogerzy z Salonu24, tzw. obrońcy krzyża na Krakowskim Przedmieściu, uczestnicy marszów opozycyjnych, uroczystości patriotycznych poświęconych Żołnierzom Wyklętym i żołnierzom NSZ. Funkcjonariusze departamentu ABW ds. przeciwdziałania terroryzmowi śledzili ks. Małkowskiego, który tak skomentował to doniesienie: „Jest to aktem wrogości wobec środowiska, wobec obrońców krzyża, wobec krzyża, wobec pamięci, prawdy i nadziei, wobec mnie osobiście. To świadczy o pewnej kontynuacji władzy od PRL do PRL-bis”.
Gdzie byli wtedy obrońcy demokracji, którzy obecnie tak gorąco bronią rzekomo zagrożonej wolności. Powinni teraz po wyjściu na światło dzienne tych wiadomości, zorganizować marsz sprzeciwu wobec takich metod.
Co na to Bruksela, która trąbi teraz o łamaniu demokracji. Powinna zająć się tym tematem.
W świetle ujawnionych faktów wszelkie dotychczasowe marsze kodziarzy i działania brukselskich urzędników stają się śmieszne i pozbawione sensu.
Minister-koordynator ds. służb specjalnych ujawnił jeszcze jedną bulwersującą sprawę. W dniu katastrofy smoleńskiej do ambasady polskiej w Moskwie przyszedł Rosjanin, mówiąc, że ma dowody na zamach smoleński. Ambasada polska, nie zapoznając się z treścią dokumentów, przekazała je stronie rosyjskiej. Służby nie były zainteresowane dochodzeniu do prawdy katastrofy polskiego samolotu.
Takie działania nie mieszczą się w żadnych ramach demokratycznego państwa. Dają podstawę do snucia domysłów nad winą czy współwiną śmierci 96 polskich obywateli z prezydentem RP na czele.
Służby nie były także zainteresowane w tropieniu korupcji. W wielu wypadkach zaniechano działań operacyjno-śledczych wobec wysoko postawionych osób w spółkach skarbu państwa. Tropiły jedynie mało znaczące płotki, rekiny pozostawiając w spokoju.
Jeszcze większą grozę budził audyt w MON. Z relacji Antoniego Macierewicza wynika, że Polska pozostawała całkowicie bezbronna. „Siły zbrojne nie posiadały zdolności zapewnienia bezpieczeństwa terytorium państwa, obszarowi powietrznemu, kluczowym obiektom kierowania państwem i cyberprzestrzeni” – mówił minister.
Oprócz marnotrawstwa, korupcji, demoralizacji armii, które zalęgły się w MON zdumienie budzą niektóre działania ówczesnego ministra, jakby były „snem wariata śnionym nieprzytomnie”. Zakup najdroższego na świecie moździerza i zaniechanie produkcji do niego amunicji, licznych zakupów sprzętu bez potrzebnego oprogramowania, pozostawienie na pastwę losu wschodniej flanki i przerzucenie sił na flankę zachodnią, tak jakby tylko stamtąd groziło Polsce niebezpieczeństwo. Zaniechanie działań, które mogłyby drażnić Rosję.
„Co takiego wam Polska zrobiła, że tak ją pozostawiliście bezbronna”- pytał Macierewicz.
Osobną sprawą była inwigilacja przez służby Kontrwywiadu Wojskowego. Objęto nimi ponad 20 polityków opozycji, byłego premiera Jana Olszewskiego, dziennikarzy redakcji TVP, Gazety Polskiej, Naszego Dziennika, Radia Maryja, Telewizji Trwam i pracowników Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, biur poselskich i kancelarii adwokackich. Prześladowano prok. Marka Pasionka.
Doprawdy najlepsze i najdosadniejsze podsumowanie tego audytu zawiera się w słynnej konkluzji ówczesnego ministra Sienkiewicza: „Ch… d… i kamieni kupa”. Tyle pozostało po ośmiu rządach koalicji PO-PSL. Czy społeczeństwo zgromadzone wokół opozycji chociaż trochę przetrze różowe okulary, czy znów, tak jak zapowiedział Cezary Grabarczyk, pójdzie 4 czerwca maszerować w obronie zagrożonej wolności?