Zwiastun felonii

0
0
0
/

prawy.pl_images_nowe_stories_media_felietonisci_stanismichalkiewiczCoraz lepiej wiemy, jakież to „nowe fronty” w II wojnie o inwestyturę, jaka toczy się w naszym nieszczęśliwym kraju, będą „otwarte” zaraz po zakończeniu szczytu NATO w Warszawie i Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Z obfitości serca usta mówią, więc wspominał o tym były prezydent Bronisław Komorowski, który w ten sposób dawała wyraz nie tylko pragnieniom swego gorejącego serca, ale również dzielił się informacjami – bo coś tam chyba musi wiedzieć. I właśnie w dniach ostatnich (czyżby rzeczywiście zbliżały się zapowiadane „dni ostatnie”?) zyskaliśmy kolejną wskazówkę co do charakteru tych „nowych frontów”, a przynajmniej jednego, ale za to bardzo ważnego. Jak wiadomo, w styczniu br. Komisja Europejska wszczęła wobec Polski bezprecedensową procedurę sprawdzania stanu demokracji i praworządności. Skoro ją wszczęła, to musi jakoś ją zakończyć. Mamy dwie możliwości: albo uzna, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, albo – co jest bardziej prawdopodobne – postawi miażdżącą diagnozę i sformułuje pod adresem polskiego rządu jakieś zalecenia. Na taką możliwość wskazuje nie tylko intencja wzięcia pod uwagę ustaleń Komisji Weneckiej, ale też obdarzenie pana prezesa Rzeplińskiego doktoratem honoris causa. Za Hitlera dostałby również prawo robienia zakupów w sklepach „nur fur Deutsche”, na przykład – u Meinla - ale dzisiaj Hitler nie jest en vogue, nie takie to czasy, więc i pan prezes Rzepliński musi zadowolić się doktoratem, a kupować tam, gdzie wszyscy. Zresztą mniejsza z tym, bo jeśli Komisja Europejska postawi miażdżącą diagnozę i sformułuje zalecenia, to znowu mamy dwie możliwości: albo rząd z podkulonym ogonem wszystko wykona, albo diagnozę odrzuci i zaleceń nie wykona. Jeśli wykona, to znaczy, że WSI wygrały walkowerem, a jeśli nie wykona, to znowu mamy dwie możliwości: albo KE uzna, ze nie ma co przeciągać struny i na tym poprzestanie, więc wszystko zakończy się wesołym oberkiem, albo przeciwnie – dojdzie do wniosku, że trzeba urządzić pokazuchę i przypomnieć Polakom, skąd wyrastają im nogi. W tym celu KE musiałaby przekazać die polnische Frage na wyższy szczebel, to znaczy – do Rady Europejskiej, która dysponuje już instrumentami dyscyplinowania krnąbrnych bantustanów. Ponieważ jednak decyzje w takich sprawach muszą być jednomyślne, a węgierski premier Orban z góry zapowiedział, że nie ma możliwości, by Węgry poparły na terenie unijnym jakikolwiek nieprzyjazny wobec Polski krok, to znowu mamy dwie możliwości: albo Unia, to znaczy Niemcy, dojdą do wniosku, że lepiej nie przeciągać struny, albo przeciwnie – zwłaszcza po ewentualnym wyjściu z UE Wielkiej Brytanii zaczną przywracać w Unii pruską dyscyplinę i niemieckie przywództwo. Wtedy można spodziewać się zastosowania wobec Polski tzw. klauzuli solidarności, ustanowionej w traktacie lizbońskim, która głosi, że jeśli w jakimś członkowskim bantustanie nastąpiło zagrożenie demokracji, to Unia może mu, na jego prośbę, udzielić „bratniej pomocy” - również w postaci interwencji wojskowej. Po to właśnie Wojskowe Służby Informacyjne, których oczywiście „nie ma”, założyły Komitet Obrony Demokracji i niedawno kazały wszystkim swoim politycznym ekspozyturom wzięcie udziału w koalicji firmowanej przez wytypowanego na „Bolka” naszych czasów pana Mateusza Kijowskiego, filuta „na utrzymaniu żony”. To on w razie potrzeby złoży w imieniu naszego bantustanu taką prośbę, prowokując wcześniej rozruchy, których celem będzie sprowokowanie rządu do reakcji po to, by następnie, za pośrednictwem mediów kontrolowanych przez lobby żydowskie i soldateskę, oskarżyć go o „terroryzm państwowy”. Taki właśnie scenariusz realizowany jest cierpliwie i metodycznie, punkt po punkcie, a finał może zakończyć się nawet rodzajem rozbioru, bo w zamieszaniu spowodowanym interwencją w obronie demokracji Niemcy mogą ulec pokusie załatwienia remanentów, czekających na załatwienie już 70 lat, no a Żydzi już nie mogą doczekać się realizacji tak zwanych „roszczeń”, które Wojskowe Służby Informacyjne im zrealizują w zamian za obietnicę kontynuowania okupacji naszego nieszczęśliwego kraju i pasożytowania na jego zasobach. Jedyną niewiadomą w tym równaniu było do niedawna zachowanie naszej niezwyciężonej armii; czy zachowa neutralność, czy przyłączy się do interwencji - bo o tym, by nas przed nią obroniła, nie ma przecież mowy. No i wreszcie wszystko, a jeśli nawet nie wszystko, to w każdym razie – wiele się wyjaśniło za sprawą listu, jaki byli ministrowie obrony narodowej wystosowali w sprawie ministra Antoniego Macierewicza – że „musi odejść”. List podpisał Janusz Onyszkiewicz, który 7 maja pętał się pod nogami pana Kijowskiego niczym jakaś mendoweszka, pan Janusz Zemke, były prezydent, wystrugany na to stanowisko z banana przez WSI między innymi z funkcji ministra obrony, Bronisław Komorowski, Bogdan Klich, którego Instytut Studiów Strategicznych był futrowany przez Fundację Adenauera, która 95 proc. środków, jakimi dysponuje czerpie z subwencji niemieckiego rządu, Radosław Sikorski, no i Tomasz Siemoniak. Pretekstem było sejmowe wystąpienie ministra Macierewicza zawierające bardzo krytyczną ocenę bojowych możliwości naszej niezwyciężonej armii. Muszę przyznać, że ocena ta, choć krytyczna, była jednak znacznie wyższa od oceny dokonanej przez pewnego generała, który w wykładzie poświęconym ocenie stanu naszej niezwyciężonej powiedział w konkluzji, że poza kontyngentem używanym do zagranicznych misji, w naszej niezwyciężonej armii nie ma formacji zdolnych do wykonania zadania bojowego innego, niż służba wartownicza. Myślę, że nawet i w to można powątpiewać w sytuacji, gdy jednostek wojskowych pilnują firmy ochroniarskie, dzięki czemu koszty utrzymania różnych prywatnych biznesów byłych wojskowych i ubeków przerzucane są na sektor publiczny. Ale nie o koszty w tej chwili chodzi, tylko o to, że list byłych ministrów obrony jest prawie pewną zapowiedzią felonii naszej niezwyciężonej armii, gdy już Unia Europejska zdecyduje się na zastosowanie wobec Polski klauzuli solidarności. Jestem też pewien, ze Niemcy, których doświadczenie Norymbergi czegoś nauczyło, właśnie naszej niezwyciężonej armii powierzą najbrudniejszą mokrą robotę, której ona podejmie się w podskokach, podobnie jak podjęła się jej w stanie wojennym – bo ze zwyczajnymi cywilami chyba i ona sobie poradzi, zwłaszcza, gdy wśród nich jest tylu konfidentów.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną