Muzułmanie przejmują władzę w Wielkiej Brytanii
Dla niezorientowanych może to być prawdziwym szokiem, ale gdy przyjrzymy się bliżej temu „fenomenowi”, to rychło się okaże, że taki rozwój wypadków był jednak do przewidzenia.
Sadiq Khan nie jest nowicjuszem w brytyjskiej polityce. Zanim został wybrany nowym burmistrzem londyńskiej metropolii, był w latach 1994-2006 radnym w południowolondyńskiej imigranckiej dzielnicy Tooting, a od 2005 roku jest posłem z ramienia Partii Pracy (Labour Party). W parlamencie pełnił funkcję podsekretarza w departamencie wspólnot i samorządu lokalnego. W latach 2009-2010 był członkiem rządu premiera Gordona Browna, zajmując stanowisko ministra transportu. Stał się w ten sposób drugim w historii muzułmaninem w brytyjskim rządzie, ponieważ pierwszym był Shahid Malik, który ministerialną karierę rozpoczął w 2007 roku. Khan jest od wielu lat prominentnym politykiem Partii Pracy, prowadził m.in. kampanię Eda Milibanda na szefa partii, otrzymał też nominację na stanowisko ministra sprawiedliwości w gabinecie cieni Laburzystów.
Sadiq Khan urodził się w wielodzietnej rodzinie pakistańskich imigrantów, ma sześciu braci i siostrę, jego ojciec był kierowcą autobusu, a matka krawcową. Z wykształcenia jest prawnikiem. Dał się poznać z tego, że wielokrotnie bronił przed sądem osobników oskarżanych o islamski ekstremizm. Khan poza głoszeniem rozbudowanych postulatów socjalnych, charakterystycznych dla jego lewicowej partii, popiera również legalizację związków jednopłciowych, jest także gorącym orędownikiem pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Jego zwycięstwo było możliwe ze względu na strukturę demograficzną Londynu, ponieważ jedynie około 45% populacji jego mieszkańców stanowią biali Brytyjczycy, natomiast aż 38% urodziło się poza granicami Wielkiej Brytanii. Pomimo tego, że muzułmanie stanowią w Londynie niespełna 13% ludności wobec 49% chrześcijan, to mieszka tam aż 21% zdeklarowanych ateistów, czynnik religijny odegrał w jego zwycięstwie mniejszą rolę niż obficie rzucane obietnice socjalne, ale wyraźnie widać, że uzyskał on szerokie poparcie różnorodnych mniejszości etnicznych, które zmobilizowały się do wyborów.
Khan będąc kandydatem z „ludu” zebrał najwyższą w historii brytyjskich wyborów liczbę 1,31 mln głosów (w drugiej turze 56,8% poparcia) i pobił na głowę swojego kontrkandydata z Partii Konserwatywnej, oderwanego od przeciętnego życia milionera – Zaca Goldsmitha. Tak więc w wyniku bierności wielu rdzennych Brytyjczyków, nietrafionej kandydatury Torysów oraz wielkiej mobilizacji lewactwa i obcych przybyszów, którym nierozważnie przyznawano prawa wyborcze, muzułmanin przejął władzę w Londynie i będzie zarządzał największą metropolią w Unii Europejskiej, dysponując wielomiliardowym budżetem.
Khan nie jest pierwszym muzułmaninem wybranym w Wielkiej Brytanii na burmistrza. Drogę do władzy przecierał mu parę lat wcześniej urodzony w Bangladeszu Lutfur Rahman, który był burmistrzem w londyńskiej gminie Tower Hamlets, nazywanej potocznie „Islamską Republiką Tower Hamlets”. W dzielnicy tej zamieszkuje ogółem 45,6% muzułmanów i aż 32% Bengalczyków. Rahman jest powiązany z fundamentalistyczną organizacją Islamic Forum of Europe (IFE), której najważniejszym celem jest zmiana struktury społeczeństwa europejskiego, jego instytucji, kultury, ustroju i wyznania, w kierunku zwiększenia wpływów islamskich.
Już na samym początku swojego urzędowania zaopatrzył podlegające mu biblioteki w książki i płyty DVD, zawierające kazania radykalnych imamów, a także każdego roku przekazywał z publicznej kasy kilkaset tysięcy funtów na działalność ekstremistycznych organizacji islamskich. W kwietniu 2015 roku został usunięty ze stanowiska za korupcję i fałszerstwa. Sąd wyborczy udowodnił, że Rahman nie stronił od manipulacji i cynicznego wykorzystywania uczuć religijnych społeczności muzułmańskiej, oraz że był zamieszany w fałszerstwa i zastraszanie przeciwników poprzez zarzucanie im rasizmu i islamofobii.
Pewne nieprawidłowości wyszły też na jaw w przypadku Sadiq Khana, gdy w kwietniu 2010 roku okazało się, że źle rozliczył wydatki na kampanię wyborczą. Przyznał się wtedy do błędu, tłumacząc go „brakiem doświadczenia”. Skończyło się bez konsekwencji karnych, wystarczyły tylko jego przeprosiny za naruszenie przepisów prawa. No cóż, są równi i równiejsi. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby na miejscu pupila lewicowych salonów znalazł się jakiś poseł wywodzący się spośród rdzennych Brytyjczyków. Pewnie zaszczułyby go wszechpotężne media i zrujnowały brytyjskie sądy. Z przytoczonych faktów wyłania się pewna prawidłowość. Z jednej strony jest to jakaś patologiczna skłonność do nadużyć i naruszeń prawa przez wysoko postawionych wyznawców Allaha, z drugiej zaś zbyt daleko posunięta tolerancja dla ich karygodnych machinacji.
Zwycięski marsz islamistów do władzy w Wielkiej Brytanii możliwy jest przede wszystkim dzięki ich ścisłej kooperacji z Laburzystami. Przeprowadzone w tym kraju badania wykazały, że 47% muzułmanów ma silne związki z Partią Pracy, a jedynie 5% popiera Torysów. Dzieje się tak pomimo tego że wyznawcy Allaha są bardzo konserwatywni, a lewica zdecydowanie hołduje rozkładowi świata tradycyjnych wartości. Jednak skutecznie nęci islamskich wyborców zwiększaniem ich przywilejów socjalnych i politycznych. Dlatego nie może dziwić, że podczas wyborów w 2010 roku muzułmanie odegrali bardzo istotną rolę aż w 82 okręgach wyborczych, oraz że Partia Pracy otwiera się coraz bardziej na islamistów chętnych do startowania z jej list. Liderzy Laburzystów pozostają głusi na ostrzeżenia własnych członków, jak chociażby byłego ministra stanu ds. rolnictwa i ochrony środowiska w gabinecie Gordona Browna – Jima Fitzpatricka, który zwrócił uwagę na to, że jego partia została przeniknięta przez radykalnych muzułmanów, chcących wprowadzić w Zjednoczonym Królestwie islamski porządek polityczny i społeczny. Fitzpatrick stwierdził, że: – „Oni działają prawie jak organizacja stosująca entryzm, wprowadzają ludzi do partii politycznych, rekrutują ludzi do tych partii, starają się, aby określone osoby były wybierane i przegłosowywane, tak, aby zdobyć polityczne wpływy i władzę na szczeblu lokalnym, jak i krajowym”.
Torysi też mają swoje za uszami, ponieważ, chcąc za wszelką cenę podnieść swoje notowania, zabiegają coraz usilniej o poparcie muzułmanów, zamiast szukać porozumienia z brytyjskimi narodowcami. W gabinecie Davida Camerona również zasiadają wyznawcy islamu: Sajid Javid – pełniący w latach 2014−2015 funkcję ministra kultury, mediów i sportu, a od maja 2015 roku ministra biznesu, innowacyjności i kompetencji oraz Sayeeda Hussain Warsi – baronessa i dożywotnia członkini Izby Lordów, a także wiceprzewodnicząca Partii Konserwatywnej, zajmująca w latach 2010-2012 stanowisko ministra bez teki, następnie do sierpnia 2014 roku ministra stanu ds. religii i społeczności.
Warsi, będąc ważnym politykiem konserwatywnym, nie omieszkała wykorzystać swojej pozycji do tego, aby pogrążyć kandydata własnego ugrupowania na stanowisko burmistrza Londynu. Gdy Zac Goldsmith podczas swojej kampanii zarzucił Khanowi związki z religijnym ekstremizmem, został natychmiast zaatakowany przez oczadzone poprawnością polityczną media brytyjskie za szerzenie rasizmu wobec kandydata Laburzystów. Warsi przyłączyła się wtedy do tej nagonki, stając po stronie swojego współwyznawcy, i zarzuciła kandydatowi własnej partii, że „buduje przez to zły wizerunek ich ugrupowaniu”, co oczywiście odbiło się na jego wynikach w głosowaniu.
Rezultatem krótkowzroczności czołowych brytyjskich polityków jest rosnący w zastraszającym tempie wpływ muzułmanów na rządy w Wielkiej Brytanii. W 1997 roku w Izbie Gmin był tylko jeden muzułmanin, obecnie jest ich już 13 (9 z Partii Pracy, 3 z Partii Konserwatywnej i 1 ze Szkockiej Partii Narodowej). Ten niepokojący trend zdaje się potwierdzać buńczuczne przepowiednie byłego ministra Shahida Malika, który w jednym ze swoich przemówień wyraził przekonanie, że: – „W tym tempie cały parlament stanie się muzułmański!”. Stwierdził także: – „Ufam, jako pierwszy minister muzułmański w Wielkiej Brytanii, że za około 30 lat zobaczymy, że premierem zostanie człowiek, który podziela moją wiarę”.
Nie są to bezpodstawne przechwałki, ponieważ nowo wybrany mer Londynu Sadiq Khan jest poważnym kandydatem do fotela szefa Partii Pracy, co po wygranych przez nią wyborach parlamentarnych mogłoby mu zapewnić posadę premiera. Jeśli do tego dodać, że muzułmanie posiadają swoich ministrów, członków Izby Lordów, eurodeputowanych, lokalnych radnych oraz liczne zastępy pracowników i funkcjonariuszy we wszystkich sektorach życia publicznego Wielkiej Brytanii, to będziemy mieli pełny obraz wielkiego i wpływowego lobby islamskiego, działającego bez wytchnienia na rzecz wzmocnienia pozycji swoich współwyznawców. A bazą społeczną jest dla nich wciąż rosnąca w tym kraju populacja muzułmanów. Jeszcze 25 lat temu stanowili oni 1,9% brytyjskiego społeczeństwa. Dzisiaj ten wskaźnik jest trzykrotnie wyższy i ciągle rośnie.
Według oficjalnych danych w Zjednoczonym Królestwie mieszka ponad 3 mln muzułmanów, podczas gdy w 1991 roku było ich 950 tysięcy. Jest to efekt rosnącej imigracji i wysokiego wskaźnika urodzeń. Jeśli ta tendencja się utrzyma, to w niedługim czasie wyznawcy Mahometa w pewnych rejonach mogą stanowić większość mieszkańców. Już teraz w niektórych dzielnicach Londynu prawie połowę populacji stanowią muzułmanie, a najwięcej jest ich w Tower Hamlets (45,6%) i Newham (40,8%). Poza stolicą ich pozycja też się umacnia: Blackburn (29%), Slough (26%), Luton (25,7%), Birmingham (23%), Leicester (20%), Manchester (18%).
Jeśli dodać do tego masowy napływ uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki, z którym obecnie zmaga się cała Europa, to można się spodziewać, że te liczby w najbliższym czasie znacząco wzrosną. Pogłębia się także radykalizacja muzułmanów, nie tylko w wyniku aktywności ekstremistów islamskich wspieranych przez ich ziomków pieniędzmi z kasy publicznej, ale przede wszystkim z powodu skrajnego zacofania cywilizacyjnego tej społeczności. Raporty dotyczące problemów socjalno-ekonomicznych populacji muzułmańskiej żyjącej na Wyspach Brytyjskich pokazują, że 21% z nich nigdy nie pracowało, niespełna 20% było zatrudnionych na pełen etat, z tego jedynie 5,5% w zawodach wymagających wysokich kwalifikacji. Sytuację pogarsza zwiększająca się liczba muzułmanów trafiających do zakładów karnych. Obecnie co piąty skazany odbywający wyrok w najcięższych brytyjskich więzieniach to wyznawca islamu, co jest efektem popełniania przez nich coraz większej liczby przestępstw o charakterze terrorystycznym i bandyckim.
W obliczu przytoczonych faktów można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że Wielka Brytania znajduje się na najlepszej drodze do tego, aby stać się muzułmańskim kalifatem. A o jej dalszej przyszłości mogą zdecydować wyznawcy islamu, bardzo zdyscyplinowani pod względem politycznym i perfekcyjnie wykorzystujący bierność rdzennych Brytyjczyków oraz degenerację ich systemu politycznego.
Wyłom już został dokonany, teraz tylko patrzeć jak pojawią się następni islamscy pretendenci do najwyższych stanowisk. Przykładem będzie dla nich Sadiq Khan, którego dziennik „The Independent” określił mianem „najpotężniejszego muzułmanina w Europie”. Sukces jaki odniósł, stając się pierwszym w historii muzułmańskim burmistrzem europejskiej stolicy, zapewni Khanowi pozycję jednego z najbardziej rozpoznawalnych polityków w Wielkiej Brytanii. Zainspiruje także muzułmanów z innych państw Zachodniej Europy, aby poszli w jego ślady.
Co będzie teraz robił nowy burmistrz Londynu? No cóż, zapewne weźmie się ochoczo za spełnianie obietnic wyborczych, spośród których, w kontekście wcześniejszych doświadczeń, najbardziej złowieszczo brzmi zapowiedź, że swoim wyborcom zapewni „pokojową” koegzystencję „wyznań i ras w tak multikulturowym miejscu, jak żadne inne w Europie”. W Londynie zaś coraz częściej odbywają się demonstracje wściekłych muzułmanów, wznoszących hasła: „Śmierć demokracji. Nadchodzi islam!”.
Źródło: LOS
Źródło: prawy.pl