Bóg lubi swoim dzieciom ofiarowywać prezenty, tak w postaci zdrowia, wyciągnięcia z trudnej sytuacji, pieniędzy które są nam naprawdę potrzebne, miłości i tyluż innych. Wystarczy się na niego otworzyć i zbudować żywą relację.
Robi to z prostego powodu, chcąc by nam na tym przejściowym ziemskim etapie, gdzie pełno nieszczęścia z powodu grzeszności człowieka - ulżyć jak najbardziej. Choć relacja miłości nie opiera się na podarkach (które bywają ważne, lecz nie najważniejsze), my ludzie przywiązujemy do nich bardzo dużą wagę, popadając często w patologię.
To właśnie bardzo często prośby, rzadziej podziękowania (które każdy zdrowy i kulturalny człowiek powinien uwzględniać tak samo dla kochającego Boga jak i człowieka) przyciągają nas do kościoła i modlitwy. Nie zawsze jednak jesteśmy gotowi, by to o co prosimy - od niego otrzymać, a on, w odróżnieniu od złego ducha ofiarowuje różne rzeczy - wyłącznie tym, którzy są na nie gotowi. Prócz tego, że właśnie najczęściej nam samym uniemożliwia otrzymanie daru od Pana Boga - brak żywej relacji (jej nawiązanie jest niezbędne!) i gotowości - jest jeszcze jedna istotna sprawa. Trzeba wziąć pod uwagę, że część spraw, które chcielibyśmy, aby nam Pan Bóg ofiarował będzie w naszym ręku - czymś, niczym broń lub kaktus w ręku dziecka. A Bóg widzi w nas, mniej, lub bardziej dziecinną mentalność, akceptuje to, ale pewne sprawy traktuje w zależności od tego na jakim stopniu rozwoju - to jego ukochane dziecko (czasem rozwydrzone i niewdzięczne) się znajduje.
Pozwolę sobie na łopatologiczny przykład. Jednemu pozwoli otrzymać wymarzony sportowy samochód, drugiemu przychyli się do błagań w tej samej kwestii, czysto z miłości rodzicielskiej, wiedząc że mu nie zaszkodzi, tak jak i nie pomoże. I zrobi to, mimo że wie, iż jest to zbędne, ale będzie czekał, aż sam człowiek dojdzie do tego wniosku. Następnie zwróci się do niego po to, by On sam dał mu coś lepszego, bo zna swoje dziecko wszak lepiej, niż ono samo siebie. Trzeciemu nie spełni tej samej prośby w ogóle. Wie bowiem, że w tym konkretnym wypadku to droga w złą stronę, bo zna realia i działania złego ducha, nasze tendencje i otoczenie lepiej od nas samych. Ma jednak dla niego inną ścieżkę, której to samo jego biedne dziecko nie widzi, bo nie jest zbyt mądre (w takiej analogicznej sytuacji może znaleźć się czytelnik, tak jak i znalazł się w niej sam autor). Ścieżka ta daje większe szczęście, poczucie spełnienia, uniknięcia kłopotów, straty czegoś bardziej cennego.
Warto więc Mu zaufać, bo gdy swoje żądanie będziemy chcieli spełnić bez Boga i na siłę, to też w dla wolnej woli, którą nam ofiarował (która powoduje tyleż zła na świecie) - może nas nie powstrzymać. Wtedy jednak to się zazwyczaj dobrze nie kończy. Pan ceni sobie zaufanie i cierpliwość u swoich dzieci i to jest dla nas najczęściej problemem. Fajniej jest w naszym postrzeganiu dostawać pewne rzeczy, dokładnie zawsze jakie chcemy i dokładnie w tym czasie jak chcemy (najczęściej szybko). Cóż, ale to wyłącznie nasz prosty umysł dziecka, które Boga nigdy nie przerośnie w swojej przenikliwości. Bo tylko on zna pewne sytuacje, nasze ścieżki, pewne tendencje i wie co - i dokładnie - jak w różnych wersjach na tym świecie, które sobie kształtujemy wszystko by się skończyło. Wiele z osób, które będziemy mogli usłyszeć podczas Nocy Świadectw 4 czerwca w sobotę, w kościele św. Michała Archanioła (Puławska 95, godz. 19:30 – 24.00) w Warszawie przeszło życiowe dramaty, lub tkwiło w ciasnym zakątku targanym przez złego ducha, albo zbłądziło w swoim życiu.
Wszyscy jednak znaleźli drogę do światła i namówieni przez organizatorów - chcą się nią z nami podzielić. Inicjatorzy Nocy Świadectw wiedzą, że właśnie tacy ludzie, w autentyczny sposób, z sercem z całą gamą swoich problemów, bo żaden nich nie był święty - mogą nam opowiedzieć o Bożej Miłości w swoim życiu. I zrobić to często bez czegoś, co subiektywnie objawi się nam jako sztuczna patetyczność - idealistyczne, choć oderwane od rzeczywistości kaznodziejstwo. Bóg zaprasza Cię, nie tylko do wysłuchania doświadczeń innych, którzy zyskali moc i odwagę by o tym publicznie opowiadać. Zaprasza Cię, byś słuchając tego w cichości - porozmawiał z nim o swoim życiu i sprawach, które Cię trapią. Niektórzy z czytających ten tekst, za każdym razem odwracają się do Pana Boga plecami. Następnie, uciekając zanim zdąży im cokolwiek powiedzieć, dać jakikolwiek znak – oczekują od niego szybkiego i stanowczego działania. Pod rygorem uznania oczywiście, że Go nie ma.
Bóg nie uznaje terroryzmu w każdą stronę, także wobec siebie. Do niczego nie będzie Cię zmuszał, tak jak robi to zły duch, potrafiąc podszywać się pod dobro. Prawdziwa Miłość kształtuje się tylko na zasadzie dobrowolności, by nie być patologią, która się tylko pod nią podszywa. Niech Cię do prawdziwej Miłości nie zniechęcą ludzie, którzy podupadli, niezależnie czy są to osoby bliskie, koledzy, nieprzyjaciele, a może nawet osoby duchowne. Daj się jej pociągnąć, choćby podczas Nocy Świadectw. Właśnie - dzięki tak samo wadliwym i poranionym przez życie ludziom, którzy odnaleźli tę właściwą drogę. Usłysz sam, w jaki sposób Chrystus podał im rękę, tak jak podał rękę tonącemu Piotrowi. Temu samemu, który nie raz ze swojej ludzkiej ułomności wyczyniał głupoty, lecz został jego następcą, świętym, głową kościoła i człowiekiem znanym z historii także braciom ateistom.
Dla Boga bowiem Jesteście Bracie, czy Siostro najważniejsi, każdy z was. Choć nie każdy to pojmuje, tak jak nie pojął tego bogaty młodzieniec, który nie chciał rozdać swego majątku biednym, by podążyć za Chrystusem. Nie wiedział, że jego nieznane imię zapisałoby się w historii, czego nie mogli kupić nawet najwięksi starożytni bogacze. Żył by na wieki, także w naszym świecie, wymieniany częściej niż królowie, jako jeden ze świętych. Tego właśnie nie rozumiał. Wcale to jednak nie znaczy, że nie był później szczęśliwy, żyjąc godnie - tak jak to opowiadał Chrystusowi, który zapraszał go do czegoś więcej. Was wszystkich też zaprasza, nie potępia was, wyciąga rękę, chce byście byli szczęśliwi, zaznając jego miłości. Niczego Wam nie narzuca lecz proponuje. Sam bowiem - już za to co czynił bogaty młodzieniec, zanim zaproponował mu rozdanie własnego majątku spojrzał na niego z miłością (!).
Jezus da Wam tyle, ile mu pozwolicie i chce wylać na Was Ducha Świętego. Przyjdźcie koniecznie, by zobaczyć co ma wam do przekazania ustami innych ludzi i na znane już tylko sobie sposoby. O nich to właśnie wy - indywidualnie możecie się dowiedzieć. Nie potrzebuje nic w zamian, ale lubi trudne pytania i sprawy do rozwiązania, nie ignorując lżejszych. Tyle ja sam zdołałem o nim dowiedzieć, wiedząc że wiem wcale niewiele. Każdy boryka się ze swoimi ludzkimi cechami, problemami, które pozwala mi rozwiązać, lub do ich rozwiązania je znosić - Ojciec i przyjaciel. To on jako Ojciec wszystkich sprawia, że możemy, przekraczając ludzkie konflikty - wyciągać do siebie ręce - jako do braci. Warto przyjść, posłuchać nie tylko bardzo ciekawych świadectw, ale i zespołu Brighter Day. Osoby z trudem mogące wygospodarować czas winny wiedzieć, że końcowa Eucharystia, mimo że odprawiona w sobotę będzie miała status niedzielnej.
Aleksander Szycht