Pamięci nieistniejącego Krzysztofa Bęgowskiego.
Wszyscy cieszą się urlopami, wakacjami, plaże Morza Bałtyckiego przeżywają najazd turystów z Polski i całej Europy. Raz słoneczko świeci, raz deszczyk popada. Dla każdego coś miłego. Dlatego mam propozycję nieco odbiegającą od zapachu smażonych ryb i smaku zimnego piwa. Choć temat lekko mrożący.
Leżąc na plaży i patrząc w bezkres horyzontu natknąłem się na postać zabłąkaną. Niewyraźna była i jakby bez twarzy. Wysiliłem reszki szarych komórek, których wszak mi nie zbywa, i co zobaczyłem? Duszę w Międzyświatach. Z „Dziadów” jakby przyszła, ale dwustu lat nie miała, bo w jeansy i koszulę flanelową ubrana była. Doszedłem więc do wniosku, że z czasów nieodległych. Poczekałem jeszcze chwilkę i jeszcze chwilkę. I oto stanął przede mną Krzysztof Bęgowski.
Nieodżałowany, a niestety nieistniejący już Krzysztof Bęgowski. Ale z tym jego nieistnieniem nie jest sprawa prosta. Nie piszę, że umarł, bo pogrzebu nie było. Choć nie mam pewności. W każdym razie klepsydry w Trybunie Wyborczej i die Gazetach nie znalazłem, choć wiem, że to oni z wypiekami na pierwszych stronach śledzili losy znikającego mężczyzny.
Na potwierdzenie jego nieistnienia mam jedynie decyzję Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który oddalił wniosek redaktora Tomasza Terlikowskiego wobec wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie zakazującego publicyście odnoszenia się w rodzaju męskim i nijakim wobec niejakiej panny Anny Grodzkiej. Podobno obecnie panny na wydaniu.
Sąd w swym wiekopomnym wyroku zakazał używania sformułowań kwestionujących, że jest kobietą. Pani Ania, nie pan Krzysztof. Kiedy miał miejsce ten doniosły moment, tego nie wie nikt. Czy podczas seansu spirytystycznego, czy po suto zakrapianej nocy, a może po ogłoszeniu wyroku? Nie wiadomo.
Mimo to wysoki sąd uznał, że to narusza jej godność. A jej godność zaczęła się, gdy się skończyła godność Krzysztofa. Biedny Krzysztof Bęgowski. Zniknął z powierzchni ziemi i nikt nie może mówić, że istniał. Nie ma swoje nagrobka i nie ma gdzie powspominać o latach młodzieńczych. Wziął się i zniknął. Podobno nawet Pan Bóg ma wątpliwości, czy już z nim porozmawiać, czy poczekać aż się z Anią spotka przy Bramie św. Piotra.
Ale tymczasem niezawisły od zdrowego rozsądku Sąd Apelacyjny orzekł i Krzysztof zniknął. Przyznam szczerze, że nie wiedziałem do tego dnia o tej nowej władzy sądu. Sąd orzeka i mężczyzna znika. Ciekawi mnie czy jeszcze wyższy Sąd Najwyższy potwierdzi zniknięcie, a może lepiej powiedzieć nieistnienie pana Krzysztofa. A potem pewnie orzeknie coś Sąd Superwysoki w Strasburgu oraz zgromadzenie mędrców w Himalajach. I to będzie koniec orzekania o Krzysztofie. Tu na ziemi będzie koniec. Potem zostanie tylko Pan Bóg i Sąd Ostateczny.
Co jednak ważnym jest, to wspomniany Sąd Apelacyjny dodał, że wyrok nie ogranicza debaty publicznej. Cieszę się, że nie ogranicza. Ja sobie podebatuję, ale co z istnieniem pana Krzysztofa. Czy sąd jego istnienie zakończył, czy zawiesił? - pytam się wysokiego sadu. „Wynika z niego zakaz konkretnych wypowiedzi naruszających godność Anny Grodzkiej” – orzekł z wysokości swej mądrości sędzia Jacek Sadomski, ogłaszając wyrok.
Ale ten duch Krzysztofa niczym postacie z „Dziadów” nie daje mi spokoju. Wokół plaża, dzieci się bawią, młodzianki grają w piłkę, kobiety opalają swe istnienia, a on sobie zniknął. Czy tylko ja mam wątpliwości? Ale ja, to tylko ja, a sąd to aż sąd. I ten Sąd nie odniósł się do podniesionego w apelacji argumentu, że nawet dokumenty prawne odnoszą się do płci Anny Grodzkiej w sposób niejednoznaczny. Chodzi o jej akt urodzenia, w którym dokonano korekty płci na żeńską oraz o akt urodzenia jej syna. Tam figuruje jako Krzysztof Bęgowski - ojciec. I ten nieistniejący pan Krzysztof okłamywał był nasze państwo w temacie swojej męskości.
Wnioskuję po tym orzeczeniu, że Krzysztof już nawet został pozbawiony ojcostwa. O pozbawieniu męskości Sąd grzecznie nie wspomina, więc nie mogę się wypowiadać. Pani Ani pytać nie można, bo jest kobietą, a wiemy wszyscy, że w polskim narodzie kobiety nie są ojcami. Dzięki Bogu nie są i mam cichą nadzieję, że nigdy nie będą. Aż dreszcz mnie przeszedł na samą myśl.
Tak też Krzysztof przestał istnieć, Krzysztof przestał być ojcem, więc dziecko, które jest synem nie ma ojca, czyli jest pół-sierotą. Tak mi się wydaje, a Sąd nie kwestionuje mojego wydawania się, póki co. Więc syn nie ma ojca, choć zaistniał przy pomocy Krzysztofa. Krzysztof był ojcem, ale przestał istnieć. Więc teraz syn ma matkę, a ojca nie pochował, ani klepsydry nie widział.
Biedny syn ojca, który przestał istnieć, choć nie umarł. Ojciec ma się rozumieć. Zapytacie Państwo skąd w naszym Sądzie zjednostkowanym w osobie pana Jacka, taka mądrość? Już spieszę odpowiedzieć. W uzasadnieniu prawomocnego rozstrzygnięcia sędzia Jacek powoływał się na orzecznictwo polskich sądów, a jako istotny punkt odniesienia dla swojego rozstrzygnięcia wskazał orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Kochane prawa człowieka, na nie można zawsze liczyć. Kiedyś zrzekł się ich wybitny felietonista śp. Maciej Rybiński. Ja dziś też się zrzekam. Chętnie zapytałbym pana Krzysztofa, który przestał istnieć, czy lubił i wielbił prawa człowieka, czy może nie lubił. Zapytałbym, ale nie zdążyłem. Bo wiadomo, co się stało. A pani Ani pytać nie będę, bo jest panną na wydaniu i jeszcze się w niej zakocham i będę w rozterce. Chodzą legendy jaka jest olśniewająca, więc wolę nie ryzykować.
Reprezentujący Tomasza Terlikowskiego mecenas Łukasz Jończyk podkreślił, że wyrok „knebluje usta krytykom lobby LGBT. Wywołuje niedosyt. Porównałbym to do umycia rąk przez sąd, dystansowania się od rozwiązania problemu, czy dalej środowiska LGBT będą w stanie skutecznie blokować debatę na tematy światopoglądowe”. Ja tam nie zgadzam się z panem mecenasem. Wyrok nikomu ust nie knebluje, a jedynie wznosi nasze dyskusje na wyższy poziom filozoficzny. Można powiedzieć, że to dzięki Sądowi Apelacyjnemu możemy sobie surfować po międzyświatach. Bo właśnie tam można spotkać nieistniejącego, choć niezmarłego pana Krzysztofa.
Pytałem znajomego księdza, czy mogę Mszę świętą za zabłąkaną duszę zamówić. Cóż ksiądz odpowiedział? Możesz synu, ale nie mów, że chodzi o wieczny odpoczynek, bo wiemy, dlaczego. Tak też nawet nasi duchowni są w rozterce, bo troszczą się o zabłąkane owce, ale o takie, które przestały istnieć w sensie absolutnym, to trudno im się zatroszczyć. Bo bytem jest jeszcze pan Krzysztof, czy już niebytem jest? Poproszę mądrych filozofów o podpowiedź.
A tymczasem pomarzę sobie, bo skoro gender, to gender na całej linii. Bo kto mi zabroni rano być kobietą, wieczorem mężczyzną, a jutro Napoleonem Bonaparte. Dlaczego się tak ograniczać i tylko raz zmieniać płeć. Ja chcę zmieniać raz w tygodniu. Bo takie mam bardzo głębokie, wewnętrzne i nieodparte przekonanie. Jak kto ma wątpliwości, to niech spyta Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Przypominam, że w czerwcu 2015 roku Krzysztof Bęgowski uzyskała sądowy zakaz wypowiadania się o jej płci.
Jeżeli jednak powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Czas wypuścić wszystkich chorych ze szpitali psychiatrycznych. Dlaczego mają być prześladowani, skoro pan/pani Krzysztof/Anna – niepotrzebne skreślić, może teraz paradować w sukienkach i na szpilkach, głosząc wszem i wobec, że wszystko jest ok.
Dajmy na to, że przykładowy mężczyzna przeżywszy całą młodość w ciele i duszy A, nachapawszy się odpowiednio przeżyć i przyjemności przypisanych do zbioru A, zaraz po zużyciu atrybutów ciała A, ogłasza światu, że ma od tej chwili przypadłości ciała i duszy B. I zaczyna się przyjemność od nowa, choć z drugiej strony. I tak, co siedem lat proponuję. Jak zabawa, to zabawa.
Jedyne, czego obawiam się to reakcji ZUS-u. A co z emeryturą wypracowaną przez pana Krzysztofa? Czy ona teraz do pani Ani należy? Ale przecież pani Ania nie pracowała w życiu przez chwilę? A co ze spadkiem dla syna? Czy pani Ania wszystko zgarnie, czy synowi nieistniejącego pana Krzysztofa wielkodusznie odda rodowe precjoza? Oj trudne pytania, trudne. I to nie wszystkie pytania, które na tej pięknej bałtyckiej plaży dziadują mi po głowie.
Dr Paweł Janowski