O radości i zaufaniu, których uczy się od Latynoamerykańskich gości, z Dorotą Niedźwiecką rozmawia
Aneta Skórnicka, wolontariuszka, przewodniczka i koordynator dekanatu Wschód podczas wrocławskiego ŚDM w diecezjach.
Pierwsze wrażenie ze współpracy z grupami?
- Radość.
To coś, co Cię fascynuje?
- Zdecydowanie tak. Radość wyrażana w sposób autentyczny, spontaniczny, pełen entuzjazmu. Taka, której u nas w Polsce często mi brakuje.
Opiekujesz się głównie grupami z Ameryki?
- Tak, z Panamy, Kolumbii, Meksyku i Ekwadoru. Są samą radością. Gdy ich obserwuję, aż trudno mi uwierzyć, że można w tak naturalny sposób wyrażać swoją wiarę i siebie. Gdy dziś jechaliśmy autobusem na koncert na stadionie, Panamczycy zaczęli w nim śpiewać, tańczyć, bawić się. A potem wplatać piosenki, będące odpowiednikami „Jezus moim Panem jest”, i pokrzykiwać: „A kto jest najważniejszy?” „ Jezus”. Zachwyca mnie i fascynuje, że to jest tak prawdziwe, tak mocno związane z ich tożsamością, że nie może już chyba być bardziej. Np. na Mszy, podczas przekazywania sobie znaku pokoju, podchodzą do siebie z pełna otwartością. Nie tylko spotykają wzrokiem lecz podchodzą, przytulają serdecznie. Ten kontakt jest tak mocny i intensywnie życzliwy, jak z najbliższymi bliskimi, na imieninach u cioci.
A jak jest ich wiara?
- Znam ją i z moich podróży po Ameryce Południowej, i z rozmów przeprowadzanych teraz. Wiele z nich to osoby, które swoją życie opierają na Bogu. Mają w sobie pewność, że Bóg prowadzi ich w życiu, że cokolwiek się dzieje, są pod skrzydłami bożymi.
Mówisz, że znasz ich duchowość z rocznego pobytu w Ameryce Południowej. Czego nowego dowiedziałaś się o tych ludziach podczas przygotowań do Światowych Dni Młodzieży?
- Do tej pory wiedziałam, że wiele osób z Meksyku i Ameryki Południowej ceni sobie Matkę Bożą z Gwadelupy . Nie wiedziałam jednak, że aż tak: ponieważ są wśród nich także osoby, które niekoniecznie wierzą w Boga. Zatrzymują się na Matce Bożej, bo to jest bliższe ich wierzeniu w Pacha Mamę czyli Matkę-Ziemię, towarzyszące im, zanim dotarło do nich chrześcijaństwo. Przejście od wiary w Pacha Mamę do wiary w Matkę Bożą jest dla nich o wiele łatwiejsze niż - do wiary w Boga.
Masz na swoim koncie szereg interesujących wypraw po Europie, Ameryce Południowej. W swoim domu często gościsz osoby z różnych stron świata. Czym dla Ciebie różnią się spotkania podczas Światowych Dni Młodzieży w diecezjach od innych spotkań?
- Przede wszystkim tym, że bardzo widoczna staje się tu zarówno relacja z drugim człowiekiem, jak też wiara: czyli relacja z Bogiem. I moją rolą. Jestem osobą przyjmująca, gospodarzem, a jednocześnie koordynatorem dekanatu Wschód. Mam pod sobą siedem parafii.
Bycie koordynatorem to dużo obowiązków, trwających od kilku miesięcy. Teraz, jak widzę, masz ich tyle, że pracujesz także w nocy. Po co to robisz? Do czego Cię to prowadzi?
- Po co? Bo uwielbiam to robić. Uwielbiam Latynosów, ich entuzjazm. Bo wiem, że robię coś wartościowego i przydatnego. Że to jest potrzebne, a ja potrafię to zrobić dobrze.
Co dobrego Twoje działanie ze sobą niesie?
- Moje zadanie polega na pomaganiu wszystkim grupom tak, by mogły funkcjonować według przygotowanego planu. Jeśli czegoś im potrzeba – to organizuję, jeśli szukają informacji, znajduję. Potrzebna jest komunikacja między grupami czy na zewnątrz, albo transport – jestem łącznikiem. Wiem dokładnie do kogo w jakiej sprawie należy zadzwonić.
Jakie znaczenie mają dla Ciebie spotkania z młodzieżą przybywającą na ŚDM, a także tą, z którą współpracujesz przy organizacji tych szczególnych dni?
- Ogromnie uskrzydlające. Latynoamerykanie, z którymi pracuję, pokazują mi, że można wierzyć w niezwykle radosny sposób i całe swoje życie opierać na Bogu. Pokazują, że na sytuacje podbramkowe można reagować inaczej niż denerwowaniem się, obrażaniem czy załamywaniem rąk. Pokazują, jak ważne jest, by po prostu ufać. Na co dzień: czyli także wtedy, kiedy nie wszystko idzie po naszej myśli.
Czego jeszcze się od nich uczysz?
- Odporności na zaskakujące sytuacje. Jeśli coś idzie nie tak, niezgodnie z planem, nie robi to na nich większego wrażenia. „Jeśli coś poszło inaczej, to też dobrze” – wydają się mówić całymi sobą. Nie mają takiej konieczności kontroli, jak my w Europie.
Co zyskujesz podczas spotkań z nimi?
- Radość życia. Tak po prostu. Bardzo lubię z nimi rozmawiać. Gdy się widzimy, podchodzimy do siebie z wielkim entuzjazmem. Cieszymy się, że się widzimy. Pytają, co u Ciebie słuchać – co niezwykle ważne – słuchają, co im odpowiadasz. Interesuje ich wiele rzeczy, są bezpośredni, mówią wprost.
Rozumiem, że te relacje są bez zbędnych zawoalowań, zagmatwań. Proste i przejrzyste?
- Przede wszystkim: te relacje są. Z nimi mam duże poczucie wspólnoty. Serdeczność. To nie jest tak, że każdy idzie w swoja stronę i nie patrzy na drugiego. Tu mam poczucie, że jesteśmy jedną wielką rodziną. Fascynuje mnie też łatwość, jaką mają w rozdawaniu tego, co posiadają. Bardzo łatwo dają prezenty, gdy kogoś polubią. Mają ogromne poczucie wdzięczności.
Co od nich dostałaś w prezencie?
- Pełno bransoletek, szalik, koszulki, łańcuszki, obrazki. Jeden z chłopców powiedział mi, że wziął ze sobą do Polski mało ciuchów po to, żeby mieć w bagażu miejsce na prezenty. Dziewczyna, która rozdała już wszystkie bransoletki, przywiezione z Panamy, cieszy się, ze jej mama zamówiła już drugi zestaw. Przywiezie go znajomy, który przyjedzie bezpośrednio na ŚDM do Krakowa.
Mówiłaś, że lubisz rozmawiać z Latynosami? O czym rozmawiacie?
- O wszystkim. Bywają to głębokie rozmowy. Ale nie muszą być zawsze głębokie. Nie ma takiej potrzeby. Mogą być na każdy temat. Chodzi o budowanie relacji. A relacje na pewno są dla nich ważne.
Jakie znaczenie ma dla Ciebie ŚDM w diecezjach?
- Myślę, że to coś, co bardzo trafia do człowieka. Gdy patrzę na moich gości, na to, jak funkcjonują, myślę sobie, że bardzo wiele możemy się od nich nauczyć. Jeśli chodzi o wiarę, wypływa ona mocno z serca, jest autentyczna. To bardzo sobie cenię.
My czasem powtarzamy modlitwę bez wiary. Taka wiara bez wiary. Oni modlą się sercem i całym sobą. Gdy coś się dzieje nie po ich myśli, wierzą ze to się dzieje po coś, do czegoś prowadzi. Moi latynoamerykańscy znajomi w wydarzeniach codziennego życia widzą Boga. Nie tylko podczas Mszy św., modlitwy, ale w codziennym życiu. Potrafią powiedzieć, że Bóg czuwa nad nimi i tym co robią. A to niezwykle mnie inspiruje.
Dziękuję za rozmowę.